~ Rozdział 6 ~

374 26 5
                                    

*Następny dzień*
POV AUDREY
Wstałam około 8:00. Promienie słoneczne mocno raziły mnie w oczy. Podeszłam od okna i przeciągnęłam się spoglądając na piękną amerykańską dzielnicę. Niestety po drugiej stornie ulicy musiał znajdować się dom tych debili, którzy wczoraj wybili szybę w domu mojej cioci. Naprawdę nie wiem jak ona mogła im to darować.

Zeszłam do kuchni na śniadanie. Ciotka szykowała się do pracy, dlatego postanowiłam zjeść bez niej. Wzięłam miseczkę, nalałam do niej mleka, po czym wsypałam czekoladowe płatki. Oprócz tego sięgnęłam po jakiś sok pomarańczowy i przystąpiłam do jedzenia.

-Cześć kochanie!- usłyszałam zaspany głos cioci- Jak się spało?

-Dobrze- uśmiechnęłam się, przyglądając się uważnie jej ubraniom. Wyglądała bardzo elegancko. Miała na sobie długą czarną spódnice i białą koszulę, na którą narzuciła marynarkę.

-Zjem tylko śniadanie i lecę do pracy- poinformowała- będę wieczorem.

Skinęłam głową, po czym szybko wróciłam do jedzenia. Po skończonym śniadanku poszłam do łazienki i wzięłam ciepły prysznic. Wyprostowałam moje długie niebieskie włosy i nałożyłam lekki makijaż. Kiedy byłam gotowa wróciłam do pokoju i ubrałam się.

-To ja wychodzę!- powiedziała ciocia, zakładając buty.

Postanowiłam, że odprowadzę ją do drzwi. Kobieta chwyciła za klamkę i kiedy otworzyła moim oczom ukazał się jeden z tych debili z wczoraj.

,,To chyba jakiś żart!" pomyślałam.

-Emmm- moja ciocia wyglądała na zdziwioną.

-Przepraszam, że przeszkadzam- zaczął- głupio nam, że wczoraj wybiliśmy tą szybę. Przyniosłem ciasto na przeprosiny.

Popatrzyłam na niego zszokowana. Ciasto? Poważnie?

-Ojej! Bardzo nam miło- ciotka uśmiechnęła się. Naprawdę nie wiedziałam, że jest taka naiwna- akurat idę do pracy, ale proszę wejdź. Audrey napewno ugości cię jak trzeba.

-Że co?!- prawie zakrztusiłam się powietrzem.

-To co słyszałaś. Ja muszę iść do pracy, a ty mogłabyś poznać tu kogoś w swoim wieku- spiorunowała mnie wzrokiem.

No nie wierzę! Moja ciotka załatwia mi znajomości! Naprawdę? Jakbym chciała to bym sobie kogoś znalazła, ale napewno nie był by to on.

-Kochani muszę już iść, bawcie się dobrze. Będę wieczorem!- przytuliła mnie na pożegnanie i pojechała do pracy.

,,Świetnie! Po prostu świetnie! Zostałam z jakimś debilem, którego nawet nie znam sam na sam"

-Podoba ci się? Sam robiłem!- chłopak wskazał na ciasto z dumą na twarzy.

-Ta, jest świetne- burknęłam chcąc dać mu do zrozumienia, że nie jestem zadowolona z jego towarzystwa.

-Jestem Payton- podał mi rękę.

-Audrey- westchnęłam, widząc że nie da za wygraną.

-Nie widziałem cię tu nigdy. Zgaduję, że przyjechałaś niedawno- zaczął.

-Wczoraj, parę godzin zanim wybiliście szybę- odpowiedziałam.

-Nie wracajmy już do tego. Słabo wyszło.

-Słabe było to jak próbowaliście kłamać- skrzyżowałam ręce na piersiach- jest mi po prostu przykro, że wykorzystaliście naiwność mojej ciotki.

Chłopak przez chwile stał bezczynnie mocno się nad czymś zastanawiając.

-Dobra, zacznijmy od nowa. Jestem Payton, a to co było wczoraj po prostu ci się przyśniło- zaśmiał się, mocno podkreślają słowo ,,przyśniło".

Super! Przeprowadziłam się do stanów, aby uciec od bagna w jakie się wymieszałam, a właśnie zawieram ,,nowe znajomosci". Naprawdę moja reputacja akurat jest fatalna i nie chciałam, żeby jakiś chłopak z osiedla odkrył co się wydarzyło w moim życiu, a tym bardziej powiedział mojej cioci.

-No weź! Nie gniewaj się- zrobił smutną minkę, widząc że nie reaguje- upiekłem ci przeprosinowe ciasto.

Westchnęłam czując, że tak szybko się nie odwali. No dobra, może jak zjem tą jego trutkę dla szczurów to sobie odpuści.

-Jeśli mogę spytać to czemu się przeprowadziłaś?- zapytał, kiedy zaczęłam kroić jego wypiek. Co jak co, ale lubię jeść słodycze, więc ciasta nie mogłam przegapić, nawet wtedy jak czułam, że jest zatrute.

-Po prostu chciałam spróbować czegoś nowego- skłamałam. To, że przeprosił nie znaczyło, że miałam się przed nim otwierać.

-Mhmmm- kiwnął głową, jakby wyczuł, że kłamię.

-Masz plany na wieczór?- zapytał po chwili. Był dość bezpośredni i nie owijał w bawełnę.

-Tak- znowu skłamałam.

-Szkoda, bo wychodzę z kumplami. Jakbyś się jednak namyśliła to przyjdź do mnie o 20.00- uśmiechnął się- mieszkam naprzeciwko.

-Dzięki, ale nie skorzystam- ucięłam na co na jakiś czas się uciszył.

Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść jego ciasto o smaku trutki dla szczurów (naprawdę cukiernikiem nie zostanie, było paskudne).

-Co się tak patrzysz?!- spiorunowałam go wzrokiem, zdając sprawę, że dziwnie się na mnie gapi.

-Po prostu wolę cię w takiej przyjaznej wersji, a nie jako wkurzyony Smurf- zaśmiał się, po czym poprawił- no prawie przyjaznej wersji.

-Czemu akurat Smurf?- zapytałam.

-Są niebieskie- wyglądał na zdziwionego pytaniem.

-Mają niebieską skórę, a nie włosy- sprostowałam. Chyba się tego nie spodziewał, bo jakoś nagle zabrakło mu argumentów.

-No dobra, ja muszę lecieć. Jakbyś zmieniła zdanie, to bądź u mnie o 20.00- wstał od stołu i uśmiechnął się. No dobra, był trochę uroczy ale no bez przesady. Nie jestem typem dziewczyny, która zemdleje na widok takiego uśmiechu.

-Pamiętaj 20.00- szepnął mi do ucha przez co przeszły mi dziwne ciarki po ciele, po czym wyszedł z domu.

~~~~

Hejka! Oto kolejny rozdział. Na początku chciałabym was poprosić o dużo gwiazdek i komentarzy. Strasznie mnie to motywuje. Kolejne rozdziały będą naprawdę ciekawe, dlatego zachęcam do obserwowania mnie i dodawania tej książki do swoich list lektur,

Ważne info! Zaraz rozpiszę wam plan publikacji rozdziałów (kiedy będą się pojawiać) dlatego koniecznie obserwujcie mnie i sprawdźcie moją tablicę! Buziaki <3

Koniec gry // Payton Moormeier Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz