31. - maraton.

1.4K 63 23
                                    

DZIEŃ ŚLUBU 

Za 20 minut, za 20 minut zostanę żoną. 

Jak? 

W tej chwili wizażystka poprawia mi makijaż i biorę tabletki na uspokojenie. 

-Nie możesz się tak stresować, to nie jest dobre dla dziecka. -upomniała mnie moja mama. 

-Madziulka, będzie wszystko dobrze. -uśmiechnęła się Sylwia moja świadkowa. Druhnami zostały Kasia, Marta, Marcysia i Weronika. Wszystkie wyglądały prześlicznie. 

-Jesteśmy z tobą. -uśmiechnęła się Weronika. Weronika przez ostatni miesiąc miała okropnie dużo pracy i prawie w ogóle jej nie widywałam, ale teraz na szczęście jest przy mnie. 

Nic nie powiedziałam tylko pokręciłam głową. Stresowałam się jak nigdy w życiu. W moim ciele buzowało mnóstwo emocji, chyba aż za dużo. 

-Wstań, kochana. -powiedziała Marcysia, co zrobiłam. Dziewczyny poprawiły mi suknię i dały mi welon oraz bukiet. 

-Gotowa? -zapytała moja teściowa. 

-Tak. -odpowiedziałam. -Chyba. 

-Chyba? To ma być i będzie najlepszy dzień w twoim życiu, uśmiechnij się. -odparła Werka.

W tym czasie kiedy dziewczyny mnie uspokajały wszedł mój tata. 

-Wyglądasz... kurcze. -westchnął drapiąc się za głowę. 

-Rafał, trzymaj fason. -zaśmiała się moja mama obejmując mojego tatę. -Bierz tą ślicznotkę. -dodała. Mój tato podszedł do mnie i mocno przytulił. Widziałam w jego oczach łzy, czego nigdy nie widziałam w życiu. Od razu i mi poleciały łzy, które szybko wytarłam. Złapał tatę pod rękę i ruszyliśmy. Każdy krok, każde stuknięcie moich szpilek słyszałam dokładnie w uszach. Miałam sucho w gardle i zaczęło mi być w sercu. Wyszliśmy z sali i wtedy zobaczyłam jego... najprzystojniejszego mężczyznę na świecie. Miał granatowy garnitur w paski, pięknie ułożony włosy. Mogłabym się patrzeć na niego miesiącami, a nawet latami. Spostrzegłam w jego oczach łzy i tym razem próbowałam powstrzymać się od rzeki łez, co nie było proste. 

-Kocham Cię, Magdaleno Chwastek. -szepnął mój tato kiedy byliśmy pod ołtarzem. Wtedy puścił moją rękę i zrobiłam krok do przodu i zderzyłam się z jego spojrzeniem. Z spojrzeniem, które zawsze zapierało mi wdech w piersiach, z spojrzeniem, za które mogę oddać wszystko. Oboje próbowaliśmy powstrzymać łzy. 

-Zebraliśmy się tutaj, aby o to dwoje młodych ludzi zawarli związek małżeński. -zaczął ksiądz. Po czym wypowiedział słowa, które miał powtórzyć Kamil. 

-Ja Kamil Chwastek, biorę Ciebie Magdaleno Kowalewsko za żonę i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. 

Czas na mnie. 

-Ja, Magdalena Kowalewska, biorę Ciebie Kamilu Chwastek za męża i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. -powiedziałam starając się jak najmniej jąkać. 

Później nastąpiła wymiana obrączek i na końcu pocałunek. Taki idealny pocałunek. Kamil nigdy mnie nie całował tak jak w tym momencie. Kiedy już skończyliśmy odwróciliśmy w stronę gości, którzy zaczęli klaskać. Zauważyłam w tym ekipę, którzy byli uśmiechnięci od ucha do ucha, niektórzy nawet płakali. To wspaniałe uczucie widząc swoich najlepszych przyjaciół wszystkich razem, szczęśliwych na swoim ślubie. 

* * * * * * * * * * *

Wesele się coraz bardziej rozkręcało. Ja przetańczyłam już 3 piosenki z Majkelem, który tym razem robił "ciuchcię" i szczerze myślę, że mi zaraz nogi odpadną. Patecki już wygłosił swoją mowę mówiąc w niej, że dzisiaj ma się ochotę napierdolić jak świnia i cytuję: Poczciwy Krzysiu będzie fantastycznym ojcem, a Lidia fantastycznym poczciwym bobaskiem". Ja albo tańczyłam, albo rozmawiałam z gośćmi, albo jadłam. 

-Przepraszam! Chcę prosić o uwagę! -powiedział Kamil, który stał na scenie. -Za chwilę zatańczę swój pierwszy taniec z tą piękną kobietą. -wskazał na mnie. - Nie wiem czemu, tak zacząłem, ale dobra. Ci którzy byli nam najbliżsi wiedzą, że nie było nam łatwo. Były trudne i ciężkie chwilę, ale udało nam się je zażegnać. Za miesiąc, a raczej za 3 tygodnie, zostaniemy rodzicami. Podejmiemy kolejną arcytrudną rolę, lecz wiem, że z Madzią sobie poradzimy. Wiem, że zawsze będę mógł liczyć na jej wsparcie i pomoc. Wiem, że mam przy sobie kogoś wspaniałego i zrobię wszystko, aby Cię nie stracić, Magda. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie łatwo, ale wokół siebie mam wspaniałych ludzi, którzy dają mi motywację do dalszej walki.  Skarbie kocham Cię najmocniej na świecie i Lidię również. Dzięki tobie stałem się innym człowiekiem, a za razem moje życie. Dajesz mi tyle szczęścia jak nikt inny. Jesteś dla mnie całym światem. -powiedział, a ja nie mogłam powstrzymać się od łez. Sylwia i Kasia próbowały mnie uspokoić, ale nic z tego. 

To najlepsze co usłyszałam w swoim życiu. 

Jednak po chwili poczułam ogromny skurcz w brzuchu.

-Dziewczyny! -krzyknęłam lekko. Od razu wszyscy się zerwali. -Ała! -jęknęłam z bólu. 

-Kochanie, mocne skurcze? -zapytał zmartwiony Krzychu. 

-Jak cholera! -krzyknęłam. 

-Matko święta, jej wody odeszły! -krzyknęła moja mama, więc od razu Kamil mnie podniósł i ruszyliśmy do samochodu. 

-Złap się mojej ręki, może Ci ulży. -powiedziała Sylwia kiedy już dotarliśmy do samochodu. 

-Krzychu, a ty możesz prowadzić? -zapytał Mini Majk, który również znajdował się w samochodzie. 

perspektywa Krzycha 

W tej chwili Madzia rodzi. Kurczowo ściska mnie za rękę, co mnie boli, ale sam już przez ten stres i adrenalinę nie czuję bólu. Myślę, że gdyby nie to, że Magda co chwilę krzyczy to bym już dawno był nieprzytomny, tylko fakt, że cierpi mnie utrzymuję. 

-Kochanie, spokojnie. Oddychaj. -próbowałem uspokoić moją żonę.

-Nie mogę! -krzyknęła lekko wbijając mi po raz kolejny paznokcie w dłoń. 

-Dasz radę, jesteś silna. -powiedziałem. Nagle po sali rozniósł się płacz dziecka. Totalnie oszołomiony spojrzałem na łóżko, a tam leżała Lidia. 

Moja córeczka. 

-Chcę pan odciąć pępowinę? -zapytała pielęgniarka, na co kiwnąłem tylko głową. Podała mi nożyczki i odciąłem pępowinę. Druga pielęgniarka owinęła Lidia w kocyk i podała Madzi. 

-Jestem z ciebie dumny. -odparłem gładząc Li po główce. 

-Jesteś taka śliczna. -powiedziała uśmiechając się do mnie.

-Po mamusi. -odpowiedziałem czując łzy. -Kocham Cię. -szepnąłem. 

-Ja ciebie też. -również szepnęła i delikatnie mnie pocałowała. 

W tej chwili czas się zatrzymał, nie widziałem nic innego po za Lidią i Madzią. Od teraz to one będą stanowiły moją rodzinę. Madzia - moja żona, osoba, która zmieniła mnie do poznania, dla której żyję, Lidia - moja córka, którą razem z jej mamusią będziemy wychowywać na dobrego człowieka, która prawdopodobnie zmieni nasze życie o 180 stopni i kolejna osoba, dla której żyję. Dwie najważniejsze kobiety w moim życiu - tak bym to określił. A i jeszcze moja mama - babcia i kobieta, która zawsze mnie obdarzała miłością i dobrem. 


Angel/Poczciwy KrzychuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz