ROZDZIAŁ 9 CZY TO PTAK CZY... DZIKIE ZWIERZĘ?

265 14 0
                                    

1819 października 2016, Raprenvile

Od kilku ładnych godzin błąkałam się po lesie. W sumie nie wiedziałam nawet, ile dokładnie trwała moja tułaczka (mogłam jedynie przypuszczać), ponieważ po jakimś czasie telefon odmówił mi posłuszeństwa i rozładował się, skazując mnie na otaczającą zewsząd ciemnościach.

– I po co ja świeciłam tak tą latarką? Mia, ty kretynko! – zbeształam się, krocząc dalej.

Miałam już dość widoku drzew. Robiło się coraz później, a ja coraz bardziej nie wiedziałam, gdzie się znajdowałam. Po raz kolejny potknęłam się o wystającą gałąź i runęłam na wilgotną ziemię.

– Cholera! - wykrzyczałam po raz setny tego wieczoru z twarzą w liściach. – Mama mnie zabije!

Jednego byłam w stu procentach pewna, że mama wróciła już z pracy i spostrzegła moją nieobecność. Dzwoniąc pod mój numer, jedyne, z kim mogła sobie porozmawiać, to z pocztą głosową, bo moja komórka nie odpowiadała. Poza tym byłam poza zasięgiem, więc chcąc nie chcąc, nie miałabym od niej żadnego połączenia.

– Na pewno się martwi – zdałam sobie sprawę i poczułam, jak do oczu napłynęły mi łzy. – Ciekawe, czy dziewczynom udało się dotrzeć do auta? – zamartwiałam się również brakiem informacji o przyjaciółkach.

Przypominając sobie ich przerażone twarze, wybuchnęłam płaczem, na który już od dawna mi się zbierało. Isabel tak bardzo się bała. Jest taka wrażliwa. Ines również; mimo iż na co dzień wydaje się silna, to również dało się zauważyć, że nad Złotkiem dała się ponieść emocjom i strach zawładnął jej ciałem. A Sara? Biedna dziewczyna, pewnie słowem się już do mnie nie odezwie.

„Och, Mia! Coś ty najlepszego zrobiła?" Oparłam plecy o pobliski pień i skuliłam się, chowając twarz w nogach. Gorące łzy skrapiały mi policzki.

„Na pewno mnie szukają i na pewno się martwią." Myśli o bliskich nie odpuszczały, wywołując całą masę emocji.

Biedne dziewczyny. Pewnie przeżyły szok, gdy dobiegły do auta i zauważyły, że nie było mnie z nimi. Myśli pędziły jak szalone mi głowie. To była dla mnie wystarczająca kara – zmaganie się z własnymi myślami w takim oto momencie.

Niespodziewanie do moich uszy dotarł dźwięk łamanych gałęzi. Zamarłam. Wstrzymałam oddech i nasłuchiwałam. Bałam się poruszyć choćby o milimetr. Pojawił się ponownie odgłos łamanej gałęzi. I jeszcze jeden. I kolejny. Wyglądało na to, że ktoś się zbliżał. Wiedziałam to. Ciężkie kroki stawały się coraz głośniejsze i było je słychać coraz bliżej. Ktoś prawdopodobnie szedł w moim kierunku. Albo coś! Mózg podsyłał mi różne opcje.

Przypomniałam sobie to dziwne zwierzę nad Złotkiem i pióro. Złapałam delikatnie za kieszeń. Wyczułam je nawet przez materiał kurtki. „A co, jeśli to ten wielki ptak?" Zlękłam się bardziej. Odgłosy były już tak wyraźne, iż miałam wrażenie, jakby to tajemnicze coś stało za drzewem, przy którym siedziałam. Słyszałam nawet oddech. Był przyspieszony, a zarazem ciężki. A może to był mój oddech? Zatkałam na wszelki wypadek usta brudnymi rękoma, kiedy pisk przerażenia napierał na moje gardło. Nie chciałam, aby z mych ust wydostał się nawet najmniejszy dźwięk. Byłam przekonana, iż jeśli będę wystarczająco cicho, to coś za drzewem odejdzie. W końcu kroki ustały. Była tylko cisza. Ponownie ta przerażająca cisza.

Wypuściłam wstrzymywane od dłuższego czasu powietrze i głęboko zaczęłam oddychać, starając się znaleźć jednocześnie jakieś wyjście z całej sytuacji.

Jeden. Dwa. Trzy. Starałam się panować nad oddechem, dopingując siebie i własne techniki relaksacyjne.

Niespodziewanie przed oczami błysnął mi strumień ostrego światła. Oślepił mnie, przez co z gardła wyrwał mi się niekontrolowany okrzyk przerażenia. Krzyczałam na tyle głośno, by wiedzieć, że następnego dnia stracę głos. Nie wiem, jak długo to trwało, ale w pewnym momencie nie byłam w stanie wydobyć z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Nie oślepiało mnie też żadne światło.

ANIOŁY. POCZĄTKI NIEBAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz