ROZDZIAŁ 17 LUCAS

263 10 1
                                    

- Obudziłam się wczesnym rankiem i spostrzegłam, że byłam sama w łóżku. Przetarłam zaspane oczy i zaczęłam rozglądać się po pokoju, ale Lucasa nigdzie nie było.

- Lucas? - zawołałam, siadając na łóżku.

Odpowiedziała mi cisza. Wstałam i poszłam do łazienki, ale tam również go nie było. Pomyślałam, że może jest w swoim pokoju. Odświeżyłam się szybko i wyjęłam czyste ubrania z walizki, którą mama zostawiła wczoraj w pokoju. Dzisiaj czułam już się o wiele lepiej. Miałam zdecydowanie więcej energii. Wiedziałam, że dam radę zejść sama po schodach. Wyszłam z pokoju i udałam się do sypialni Lucasa, ale również i tam go nie znalazłam. Już chciałam zejść na dół, kiedy przypomniałam sobie o pracowni nad pokojem Lucasa. Udałam się tam dyskretnie. Nie chciałam zostać przyłapana przez jakiegoś domownika na tym, że wchodzę do nie swojego pokoju. Niestety pracownia również świeciła pustką. Powoli zeszłam po schodach, trzymając się oburącz barierki. Przypominało to trochę schodzenie po oblodzonych schodach, ale kiedy stanęłam w końcu na dole, byłam z siebie dumna, że podołałam temu wyzwaniu. Usłyszałam odgłosy dobiegające z kuchni i udałam się w tamtym kierunku.

- O już nie śpisz. - powiedziała Maria, jak tylko mnie zauważyła. - Kto cię zniósł po schodach?

- Miałam właśnie iść sprawdzić, czy już nie śpisz. - wtrąciła się moja mama.

Poza Marią Anheles i moją mamą, w kuchni nie było nikogo więcej. Pomyślałam, że reszta rodziny jeszcze śpi, w końcu było bardzo wcześnie.

- Nikt. Sama dałam radę. - odparłam. - Mam pytanie! - dodałam szybko, widząc zszokowaną minę mojej mamy po tym, jak usłyszała, że sama dałam radę zejść po schodach. Nie chciałam słyszeć od niej kwestii typu „Powinnaś odpoczywać!", "Mogłaś kogoś zawołać!" Nie chciałam więcej nikogo wykorzystywać. Wiedziałam, że spacer po schodach bardzo mnie zmęczył, dlatego opadłam na jeden ze stołków barowych, żeby odzyskać utraconą energię. Starałam się jednak robić to nadzwyczaj naturalnie. Nie chciałam, by mama zauważyła moje zmęczenie. Na pewno dostałabym od niej jakąś reprymendę.

- Co to za pytanie? - odezwała się moja mama, mrużąc z podejrzliwością oczy.

- Gdzie jest Lucas? Widziałyście go?

Obie panie spojrzały na siebie i zamilkły. Zrozumiałam, że coś przede mną ukrywały. Musiałam się dowiedzieć, co to takiego.

- O co chodzi?! - zapytałam wprost, czując, że zaczęłam się denerwować.

- Uspokój się. - odezwała się jako pierwsza mama. Najwidoczniej wyczuła w moim głosie stres.

- Lucas wcześnie rano wyszedł z domu. Zabrał tylko kilka swoich rzeczy i powiedział, że wyjeżdża.

- Dokąd wyjechał?! - wykrzyczałam zaskoczona i poderwałam się z krzesła.

- Do Nowego Jorku. - wtrąciła mama.

- Do Nowego Jorku? - powtórzyłam. - Ale... co on tam może mieć do załatwienia? - ponownie spojrzały na siebie. Wiedziałam, że jeszcze coś przede mną ukrywają. - Mówcie wszystko, co wiecie! - zirytowałam się.

- Podobno Olivia wyjechała z miasteczka i przebywa teraz w Nowym Jorku. Nie wiem jak, ale Lucasowi udało się to odkryć. - Maria pokręciła smutno głową i spuściła wzrok na swoje splecione palce.

- Olivia w Nowym Jorku? O Boże tam jest Alex! - przypomniałam sobie o przyjaciółce. - Daj mi swoją komórkę! - wykrzyczałam w stronę mamy. - Muszę się z nią skontaktować! - podała mi swój telefon, a ja od razu wystukałam numer do przyjaciółki. - O Boże, czemu nie odbiera?! - zdenerwowałam się i wybrałam numer ponownie.

- Spokojnie Mia. Jest środek tygodnia. Alex na pewno o tej godzinie jest w szkole i ma lekcje. - mama próbowała mnie uspokoić. - Zobaczysz, że oddzwoni. - objęła mnie, by dodać mi otuchy.

- Chodź! Usiądziesz sobie na krześle, a my dokończymy robić śniadanie. Za chwilę wszyscy zaczną się schodzić. - powiedziała Maria, chwytając mą dłoń i ciągnąc mnie w stronę stołu, przy którym jadano posiłki.

Mama i Maria posadziły mnie na krześle i udały się do kuchni dokończyć rozpoczęte wcześniej śniadanie. Pani Domu miała rację, mówiąc, że za chwilę zaczną się schodzić pozostali domownicy. Nie minęło pięć minut, a do jadalni wszedł Noah w spodniach od piżamy i białym gładkim t-shirt-cie. Przeciągał się, ziewając przy tym. Włosy miał w nieładzie. Widać, że dopiero wstał z łóżka. Przeszedł koło mnie, jakby mnie nie widząc. Zapewne jeszcze się nie rozbudził do końca.

- Cześć Noah! - odezwałam się, kiedy wrócił z kuchni, trzymając w ręce szklankę pomarańczowego soku.

- Mia?! - zamrugał kilka razy, jakby nie wierzył własnym oczom w to, co widzi. Spojrzał najpierw na mój strój, później na swój i się zarumienił. - Wybacz mi mój strój. - postawił szklankę na stole i pognał do swojego pokoju.

ANIOŁY. POCZĄTKI NIEBAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz