*Louis*
Wyszedłem z kwiaciarni z uśmiechem na ustach, ale gdy tylko odszedłem dostatecznie daleko uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło.
Grill? Naprawdę? Nie było mnie stać na coś lepszego? Będę musiał podzwonić po znajomych. Nie żeby coś, ale jednak każde z nas miało swoje plany na weekend. Poza tym ja nawet nie mam grilla.
Styles sprawi, że oszaleję. Dlaczego w jednej chwili potrafiłem z nim flirtować, a za chwilę czuć się niepewnie jak jakaś nastolatka przy swoim crushu? I dlaczego wygadywałem takie głupoty.
Pamiętam, że gdy się poznaliśmy moją pierwszą myślą było, że Harry jest cholernie uroczy. Szmaragdowe tęczówki, czekoladowe loki i te dołeczki. Za każdym razem kiedy na nie patrzyłem myślałem, że się rozpłynę. Jego zainteresowania nie wiedzieć czemu również mnie pociągały. Wcześniej nie interesowałem się za bardzo kwiatami. Jedynie czasami kupiłem jakiegoś dla mamy lub którejś z moich sióstr. Teraz zafscynowały mnie one. Głównie róże. Zauważyłem, że były to ulubione kwiaty Loczka. Wszędzie miał ich pełno.
Westchnąłem ciężko skręcajac w swoją ulicę. Wciąż byłem pogrążony we własnych myślach, gdy usłyszałem kobiecy głos.
— Witaj Louis!
Spojrzałem w prawo. W ogrodzie siedziała niewysoka brunetka. Moja sąsiadka Eleanor. Nawet nie próbowała ukrywać, że się jej podobam. To znaczy, podobałem się wielu kobietom, ale Eleanor na każdym kroku próbowała zwrócić na siebie moją uwagę co niemiłosiernie mnie irytowało. Starałem się ją jednak odtrącać w sposób łagodny, bo mimo wszystko wiedziałem, że dziewczyna potrafi być dobrą przyjaciółką.
— Cześć Eleanor — odparłem. Nie miałem ochoty na rozmowę z nią, więc przyspieszyłem kroku. Ona jednak nie dała za wygraną.
— Jesteś dzisiaj później niż zwykle — powiedziała. — W dodatku wyglądasz na, jakby to powiedzieć? Lekko załamanego.
Osiedlowy monitoring zwykle kojarzy się że starszymi osobami, prawda? Cóż, nie na tym osiedlu. Tu taką funkcję pełniła Eleanor. Staruszki z naszej ulicy mogły jej tylko pozazdrościć informacji, które posiadała. Szczerze? Nie miałem pojęcia jak ona to robi, ale wolałem nie wnikać.
— Wszystko okej. — Dlaczego nie potrafiła zauważyć, że się nią nie interesuję? — Nie ma potrzeby do obaw.
Doszedłem już na swoją posesję. Wyciągnąłem z kieszeni klucze. Miałem przypięty do nich brelok w kształcie róży. Dokładnie taki sam jak miał Styles. Nie wiem po co go kupiłem. To był impuls.
Eleanor chciała coś jeszcze powiedzieć. Już otwierała usta, ale w tym samym czasie wszedłem do domu i jak gdyby nigdy nic zatrzasnąłem drzwi.
Ściągnąłem buty i niedbale rzuciłem je pod szafkę. Następnie skierowałem się do łazienki, by umyć ręce. Na koniec przeszedłem do kuchni. Byłem głodny, ale nie miałem ochoty przygotowywać nic skomplikowanego, dlatego najzwyczajniej w świecie zrobiłem jajecznicę. Chwilę potem z gorącym daniem na talerzu usiadłem w salonie i włączyłem telewizor. Nie znalazłem nic ciekawego. Puszczali właśnie powtórki jakiegoś starego serialu, więc chcąc nie chcąc oglądałem perypetie jakiejś młodej pary.
Po skończonym jedzeniu stwierdziłem, że muszę jednak wziąć się za przygotowywanie tego całego grilla. Chwyciłem za telefon. Pierwszą osobą, która wpadła mi do głowy była Lottie. Z młodszą siostrą miałem bardzi dobre kontakty. Wiedziałem, że mi pomoże.
Moje przeczucia okazały się trafne. Lottie zapewniła mnie, że przyjdzie. Do tego zaoferowała, że to ona zadzwoni do reszty sióstr, a ja w tym czasie mogę podzwonić po innych znajomych.
Nie chciałem zapraszać wiele osób. Chciałem by to spotkanie wyglądało... naturalnie. Żeby Styles niczego się nie domyślił.
Następną osobą, do której musiałem zadzwonić był Liam. Mój kumpel z pracy. On rozumiał mnie. Jako jeden z nielicznych z mojego otoczenia wiedział, że jestem inny. A do tego miał grill. Zdecydowanie warto było mieć takiego przyjaciela.
— Halo? — usłyszałem znajomy głos w słuchawce. — Co znowu odwaliłeś?
— Oh, no wiesz co? — udałem oburzonego.
W słuchawce zapadła wymowna cisza.
— Nigdy nie dzwonisz do mnie w piątek wieczorem. Chyba, że coś odwalisz — odezwał się wreszcie brunet.
W duchu przyznałem mu rację ale się nie odezwałem.
— Dobra. Potrzebuję grilla, na jutro na godzinę pietnastą, więc gdybyś był u mnie o czternastej, a najlepiej to jeszcze wcześniej, ty byłoby wyśmienicie.
— Skąd pomysł, że pożyczę ci grilla? — zapytał z nutą kąśliwości w głosie. — Poza tym, myślałem, że nie przepadasz ze tego typu imprezami?
— Wyjątkowa sytuacja — wzruszyłem ramionami. — Jak przyjdziesz jutro i przynieść tego grilla to wszystko ci wyjaśnię. Błagam cię, stary! To sprawa życia i śmierci! — Wcale nie przesadzałem.
Mogłem wręcz zauważyć jak chłopak wywraca oczami.
— Okej, niech ci będzie — mruknął wreszcie. — Ale wisisz mi przysługę.
— Jasne, jasne. Dzięki. A teraz wybacz, ale muszę zadzwonić do jeszcze paru osób.
______________________
Jestem w sumie zadowolona z tego rozdziału. Jako, że teraz egzaminy, które na szczęście (jeszcze) mnie nie dotyczą, to mam wolne więc będzie dużo pisanka 😏 poza tym co byście powiedzieli na gwiazdkowego one shota w lipcu? O Larry oczywiście
CZYTASZ
Różany bukiecik •Larry Stylinson• ✔
FanfictionOpowieść, gdzie Harry otwiera kwiaciarnię na przedmiesciach Londynu, a Louis staje się miłośnikiem róż i zielonookich chłopców. ❗disclaimer❗ To było moje pierwsze ff dlatego Louis jest tu nazywamy brunetem nie szatynem co może denerwować i wprowadza...