🌹chapter four🌹

1.8K 106 78
                                    

Stałem z rozchylonymi ustami i wpatrywałem się w bruneta jakbym zobaczył ducha. Moja mina musiala być idiotyczna, ale nie potrafiłem zdobyć się na lepszą reakcję. W końcu Niall siedzący obok szturchnął mnie w ramię. Zamrugałem, zamykając usta.

— To ja może będę się zbierał — odezwał się blondyn. Wstał i ruszył w stronę wyjścia ciągnąc za sobą dziewczynę.

Gdy drzwi się zatrzasnęły w pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza. Miałem ochotę udusić Horana. Po co cały dzień siedział ze mną, skoro teraz i tak się zmył. Boże, przypomnij mi dlaczego ja się z nim w ogóle zadaję...

Staliśmy tak patrząc na siebie. Żadne z nas nie miało zamiaru się ruszyć, czy odezwać jako pierwsze. Poza tym nawet gdybym wiedział co powiedzieć mój język odmówiłby mi posłuszeństwa i wybełkotałbym tylko coś niezrozumiałego ośmieszając się jeszcze bardziej.

Nie wiem ile to trwało, ale zaczęło się robić naprawdę dziwnie. Wreszcie wziąłem głęboki wdech i posłałem brunetowi lekki uśmiech.

— Diana mówiła, że wczoraj mnie szukałeś — odezwałem się. Mój głos wydał mi się dziwny w przesiąkniętym niezrecznym napięciem pomieszczeniu.

Chłopak jakby powrócił do rzeczywistości. Zamrugał i przygryzł wargę. Mógłbym przysiąc, że lekko się zarumienił. Zrobiło mi się gorąco, bo teraz brunet wyglądał cholernie seksownie i uroczo za razem.

— Właściwie to tak — odparł starając się nie patrzeć mi w oczy.

— W czym zatem mogę służyć?

Dopiero teraz podniósł na mnie wzrok. Krystaliczny błękit jego tęczówek uderzył we mnie jak nigdy wcześniej. Zacząłem się zastanawiać dlaczego nigdy wcześniej tak na to nie reagowałem, mimo, że Tomlinson pociągał mnie od początku. Znowu zabrakło mi słów. Po prostu patrzyłem mu w oczy, starając się zapanować nad oddechem i szybko bijącym sercem.

— Harry? — z letargu wyrwał mnie głos Louisa. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że coś do mnie mówił. Przełknąłem ślinę. — Wszystko w porządku?

— T-tak — zająknąłem się. Zrobiło mi się głupio, że tak zatraciłem się w jego oczach.

Kiedy brunet to zauważył uśmiechnął się nieco pewniej i podszedł bliżej. Za to mi zrobiło się jeszcze gorącej. Oparłem się o blat, żeby się nie przewrócić.

— Jesteś pewien, że dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś miał zaraz zemdleć. — Mówiąc to przygryzł wargę.

Czy on ze mną flirtował? Czy Louis pieprzony Tomlinson naprawdę zobaczył, że zatopiłem się w jego oczach i postanowił to wykorzystać? Co tu się do cholery działo?!

— Wszystko w porządku — odpowiedziałem starając się brzmieć naturalnie. — O czym mówiłeś?

— Pytałem, czy nie wpadłbyś na grilla. Jutro, około piętnastej. Wiesz, takie przyjacielskie spotkanie.

Zaniemówiłem. Louis Tomlinson zaprosił mnie własnie na grilla. O mój Boże. A może się przesłyszałem? Nie, wyraźnie powiedział "czy nie wpadłbyś na grilla".

Opanuj się, Styles. Wdech i wydech. To wcale nie jest trudne.

Odetchnąłem i jeszcze raz spojrzałem na Louisa. Długo nie odpowiadałem, dlatego przestał być taki pewny siebie. Zaczął nerwowo wyłamywać palce.

— Czemu nie. — W końcu zdobyłem się na odpowiedź. Próbowałem udawać spokojnego mimo, że w środku piszczałem jak mała dziewczynka i miałem ochotę skakać ze szczęścia.

Jego twarz rozpromienił uśmiech. Najpiękniejszy uśmiech jaki widziałem kiedykolwiek.

— Super — powiedział. — Masz jakąś kartkę? Zapiszę ci adres.

Resztkami sił powstrzymywałem się by nie krzyczeć. On chciał mi podać swój adres! Ta część mojej świadomości, która była jeszcze choć odrobinę myśląca, mówiła mi, że to nic wielkiego, bo przecież jeżeli masz do kogoś przyjść to musisz przecież wiedzieć gdzie mieszka. Jednak konsekwentnie ją ignorowałem. Chciałem cieszyć się chwilą.

Przytaknąłem i zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu kawałka jakiegoś papieru i czegoś do pisania. Chwyciłem notes leżący na ladzie i podałem brunetowi. Ten szybko coś napisał, oddał mi kartki i z uśmiechem ruszył w stronę wyjścia. Przy drzwiach odwrócił się jeszcze i machnął ręką na pożegnanie, a potem wyszedł w towarzystwie dzwonka.

Gdy upewniłem się, że Tomlinson odszedł już od kwiaciarni podszedłem do okna i otworzyłem je na oścież. Następnie opadłem na krzesło zaciągając się świeżym powietrzem.

To właśnie się wydarzyło. Louis Tomlinson przyszedł do mojej kwiaciarni. Rozmawiał ze mną. Zaprosił mnie na grilla. Podał swój adres. Powtarzałem to sobie raz po raz a mimo to wciąż nie mogłem uwierzyć.

Spojrzałem na zegarek. Wskazywał szesnstą dwadzieścia pięć. Zacząłem robić porządek i już po chwili stałem na ulicy. Miałem ruszyć w stronę domu, gdy usłyszałem znajomy głos

— Harry! — Obejrzałem się i ujrzałem Nialla podnoszącego się z ławki stojącej nieopodal. Obok niego była Elizabeth. Pokręciłem głową, ale uśmiechnąłem się pod nosem.

— Głupi to ma zawsze szczęście — powiedziałem zanim zdążył o cokolwiek zapytać.

___________________________

Będę dobra xD. Ale za to następny rozdział będzie trochę później

Różany bukiecik •Larry Stylinson• ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz