🌹chapter three🌹

1.6K 124 45
                                    

Tak jak się spodziewałem Niall, jako profesjonalna fangirl uparł się, że Louis pytał się o mnie, bo mu się podobam. Osobiście szczerze w to wątpiłem, ale dawałem blondynowi nacieszyć się tą myślą.

Miało to jednak swoje minusy. Co prawda tylko dwa, ale zawsze. Pierwszym z nich było to, że chłopak nie dał mi spać do pierwszej w nocy, bo cały czas próbował namówić mnie bym napisał do Louisa. Na nic nie pomagały moje tłumaczenia, że jest już późno. On wciąż nalegał, zasypując moją skrzynkę tysiącami wiadomości gdzie pokazywał "plusy i minusy" zagadania do bruneta. Plusów było naturalnie więcej, ale mnie to nieprzekonywało. W dodatku na pomysł zwyczajnego wyciszenia telefonu i ignorowania wiadomości wpadłem dopiero po północy czego skutkiem było teraz przysypianie na stojąco.

Drugim minusem był zasadniczo sam Niall. A dokładniej Niall, który specjalnie wziął wolne w pracy, by móc siedzieć ze mną w kwiaciarni i czekać na Louisa. No bo przecież, skoro miał do mnie jakąś sprawę to przyjdzie dziś, prawda?

I choć Irlandczyk, tym bardziej po nieprzespanej nocy, irytował mnie niemiłosiernie to gdzieś w środku byłem mu wdzięczny, że nie będę musiał zostawać z Tomlinsonem sam na sam.

Jednak zamiast się rozluźnić i cieszyć się tym, że kwiaciarnia, choć był to dopiero trzeci dzień działalności, przynosi zyski, ja wciąż znajdowałem kolejne powody do stresu.

No bo przecież podczas naszych wspólnych popołudni spędzonych w sklepie Louis wydawał się rozluźniony i odważny. Dlaczego więc teraz, przynajmniej według relacji Diany, chłopak był zmieszany i nieśmiały.

Ogarnij się, Styles. Jak tu przyjdzie to się wszystkiego dowiesz, skarciłem się w myślach.

— Hej, jesteś pewien, że nie chcesz zagadać do Tomlinsona na Instagramie? — usłyszałem nagle głos Nialla.

Już miałem mu odpowiedzieć, że jeżeli jeszcze raz spyta o napisanie do Louisa to nie wytrzymam i każę mu delikatnie mówiąc wypierdalać, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka przy drzwiach. Uniosłem wzrok z szybko bijącym sercem, ale nie ujrzałem postaci, której się spodziewałem.

Zamiast tego w progu stała uśmiechnięta dziewczynka uczesana w dwa schludne warkoczyki. Miała na sobie krótką bluzkę i szorty. Pomachała do mnie i podeszła do lady.

— Cześć — przywitała się melodyjnym głosem. — Co tam?

— Cześć Elizabeth — odpowiedziałem starając się ukryć nutkę zawodu, który mimowolnie poczułem nie ujrzawszy w drzwiach bruneta.

Niall zmarszczył brwi nie rozumiejąc kim jest dziewczyna. Zauważyłem to i czym prędzej pospieszyłem z prezentacją.

— Niall, to Elizabeth. Pomagała mi wykończyć wnętrze. Elizabeth, to Niall. Mój najlepszy kumpel — powiedziałem wskazując odpowiednie osoby.

Podali sobie ręce i już po chwili plotkowali w najlepsze. Ja korzystając z tego, że chłopak przestanie mnie choć na chwilę męczyć Louisem zacząłem sprawdzać jakieś pierdoły w internecie.

— A właśnie! — Głos dziewczyny sprawił, że oderwałem wzrok od wyświetlacza. — Wczoraj kręciła się tu jakaś dziewczyna. Co prawda domyślam się, że to twoja pracownica ale... wyglądała całkiem nieźle — posłała mi wymowne spojrzenie.

— On woli chłopaków — odezwał się Niall. — Szczególnie takiego jednego.

Moja twarz automatycznie pokryła się rumieńcem. Zgromiłem blondyna wzrokiem. Miałem ochotę walnąć go w ten pusty łeb za nietrzymanie języka za zębami. Spojrzałem na Elizabeth. Wyglądała na zbitą z tropu. Już przygotowałem się na wyzwiska czy spojrzenia pełne obrzydzenia, które zazwyczaj rzucali mi ludzie, gdy dowiadywali się, że jestem gejem. Nic takiego się jednak nie stało.

Usta dziewczyny uformowały się w zgrabne "o", a następnie rozciągnęły w szerokim uśmiechu. Uniosła brwi i spojrzała na Nialla. Wiedziałem co to oznaczało. Jęknąłem w duchu, bo oto właśnie znalazła się kolejna swatka.

— A kim jest ten "taki jeden"? — zapytała.

— Louis Tomlinson. — Nie było już nawet sensu rzucać Irlandczykowi morderczych spojrzeń. I tak by się ze wszystkiego wygadał. — Jeżeli pomagałaś przy remoncie to powinnaś go kojarzyć. Taki niski brunet z niebieskimi oczami.

Dziewczyna przez chwilę jakby się nad czymś zastanawiała. Nagle, sądząc po jej minie, doznała olśnienia.

— Wiem, o... — zaczęła, lecz nie dane jej było skończyć, ponieważ drzwi znowu się otworzyły.

Wszyscy spojrzeliśmy w tamtym kierunku, ale to znowu nie był Louis. Do pomieszczenia weszła jakaś para. Chłopak obejmował dziewczynę w talii. Podeszli do lady. Uprzejmie zapytałem w czym mogę pomóc. Szukali jakiegoś ładnego kosza na prezent. Obsłużyłem ich szybko i porzegnałem się z uśmiechem, ale kiedy tylko wyszli opadłem na krzesło ze zrezygnowaniem.

— Nie martw się stary. Na pewno jeszcze przyjdzie. — Niall poklepał mnie po plecach.

Zaczynałem wątpić. To znaczy, wcześniej też się specjalnie nie łudziłem, że przyjdzie, ale jednak po cichu na to liczyłem. Chciałem go chociaż zobaczyć przechodzącego obok kwiaciarni. Te idealne kości policzkowe, te oczy. Marynarka idealnie podkeślająca ramiona...

Dosyć!

I już miałem odpowiedzieć, że nic z tego, że już jest po szesnastej i zaraz będę zamykać, gdy dzwonek w wejściu zadzwonił jeszcze raz. Od niechcenia rzuciłem spojrzenie na drzwi i zamarłem. Stał w nich nikt inny jak sam Louis Tomlinson.

Różany bukiecik •Larry Stylinson• ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz