*Niall*
Szedłem sobie spokojnie ulicą. Dzień był słoneczny i bardzo upalny. Nawet pomimo wakacji, w Londynie było to żadkością.
Wracałem właśnie z pracy i zastanawiałem się jak przekonać Harry'ego by zaprosił Louisa na randkę. Widziałem jak się męczy, a nie chciałem tego. Był w końcu moim najlepszym przyjacielem.
Pochłonięty rozmyślaniami nie przejrzałem się postaci, która nagle wyszła zza rogi ulicy. Machinalnie wyminąłem ją nie zwracając na nią większej uwagi. Dopiero kiedy ten ktoś krzyknął moje imię odwróciłem się zaskoczony.
— Niall zaczekaj! — wysapał Louis podchodząc do mnie. — Jejku jak dobrze, że cię złapałem.
— Um, cześć Lou — odparłem, zastanawiając się czego chłopak mógł ode mnie chcieć.
Staliśmy chwilę w milczeniu. Zauważyłem, że brunet jest zmieszany i nie bardzo wie jak zacząć rozmowę. Mój błyskotliwy umysł podpowiedział mi, że musi chodzić o Harry'ego.
— Chodzi o Harry'ego — wyrzucił z siebie nagle, a ja przyznałem sobie w myślach punk za inteligencję. — Musisz mi ponoć.
— Jasne. Ale nie stójmy tak na ulicy, błagam. Nie wytrzymam w tym upale ani chwili dłużej.
Zdecydowaliśmy, że pójdziemy do pobliskiej kawiarenki. Mieli tam - zdaniem Louisa - najlepsze lemoniady w całym Londynie. Ja uważałem, że idziemy tam że względu na te nieziemskie ciasta, ale w sumie i mieliśmy na myśli jedno i to samo miejsce więc nic nie powiedziałem.
Parę minut później siedzieliśmy już przy stoliku czekając na nasze zamówienia. Ja wziąłem sobie kawałek szarlotki i lemoniadę arbuzową. Tomlinson poprosił o sam napój.
— Pomożesz mi? — zapytał niepewnie.
Kiwnąłem głową. Nie wiedziałem w czym mam mu pomóc, ale miałem przeczucie, że nie będzie to nic złego.
— Jesteś przyjacielem Harry'ego, prawda?
Kiwnąłem w odpowiedzi głową. Brunet wziął głęboki wdech i spojrzał mi prosto w oczy.
— Nie będę owijał w bawełnę. Harry mi się podoba. Ale za cholerę nie wiem jak do niego zagadać. Wiem, że może zachowuję się trochę dziecinnie, ale liczę, że mimo wszystko mi pomożesz — wyrzucił z siebie na wydechu.
Zamrugałem. Potrzebowałem paru sekund by przyswoić te wszystkie informacje. Louis zaczął się stresować, że nie odpowiadam, ale wtedy na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech, którego po prostu nie byłem w stanie ukryć.
— To urocze — powiedziałem nie mogąc się powstrzymać. Chłopak zarumienił się lekko. — Jasne, że ci pomogę. Cieszę się, że w końcu któryś z was zdecydował się na ten pierwszy krok.
Tomlinson wyglądał jakby nie do końca rozumiał
— Nie ważne — machnąłem ręką. — No cóż, więc Harry...
Urwałem, bo w tym momencie kelnerka przyniosła nasze zamówienia. Posłałem jej miły uśmiech, który tamta odwzajeniła i wróciła za ladę. Wziąłem kawałek ciasta. Był przepyszny.
— Więs Harry woli raszej klasyszne szeczy — wymamrotałem z pełnymi ustami. Przełknąłem wszystko i wziałem łyka lemoniady. — No wiesz, chodzi mi o to, że woli żeby ktoś zaprosił go na randkę osobiście, nie przez internet. Wymyśl coś romantycznego. Na przykład przyjdź z kwiatami.
Nie wyglądał na przekonanego. Wciąż marszczył brwi i niepewnie gapił się w swoją szklankę.
— Wierz mi, to wystarczy — zapewniłem go i zabrałem się za kończenie ciasta.
🌸
Po całej akcji na ulicy wymieniliśmy się numerami telefonów. Ta na wszelki wypadek. I całe szczęście, że to zrobiliśmy. Okazało się bowiem, że Tomlinson jest strasznie nieśmiały. Przynajmniej przy Harrym. A może zwłaszcza przy Harrym? Nie byłem pewien, ale wiedziałem jedno: na randkę to nie zaprosił.
Minęły dwa miesiące od naszej rozmowy. Louis codziennie przychodził do kwiaciarni z zamiarem zaproszenia Harry'ego na to pieprzone spotkanie, a wychodził z różą i wiązanką przekleństw pod nosem.
Powtarzam: dwa miesiące.
Przyglądałem się wkurzonemu na własną głupotę Tomlinsonowi i coraz bardziej przygnębionemu Harry'emu. Styles uparł się, że Lou kupuje te kwiaty swojej dziewczynie. Nijakiej Eleanor. Nie znałem jej, ale i tak za nią nie przepadałem, nawet jeżeli nie mogła być dziewczyną chłopaka.
Wreszcie nie wytrzymałem. Nie mogłem patrzeć jak oboje się męczą. Kiedy Louis wyszedł z kwiaciarni z jeszcze jedną różą postanowiłem zainterweniować.
— Wiem, wiem — powiedział Louis zanim jeszcze zdążyłem otworzyć usta. Uniosłem brwi i posłałem mu znaczące spojrzenie.
— Skoro wiesz, to z łaski swojej zacznij coś robić.
— Ale to nie jest takie łatwe — mruknął zrezygnowany.
Przewróciłem oczami.
— Właśnie, że to jest łatwe. Wystarczy, że wejdziesz tam i powiesz coś w stylu: "Harry, nie chciałbyś może pójść ze mną na randkę?". — Zmarszczył czoło przyglądając mi się dziwnie. — Więc skoro już wiesz dosłownie słowo w słowo co powiedzieć, to hop-hop; zawracamy się i idziemy zaprosić Stylesa na randkę — chwyciłem go za ramiona i obróciłem w kierunku budynku.
— Och, daj spokój Niall — wyjęczał.
— Możesz dać mu jeszcze tego kwiatka. — Nie zwróciłem na niego uwagi.
— Moja mama będzie niepocieszona, że nie przeniosłem jej dziś kwiatu — wciąż próbował się opierać.
Ponownie wywróciłem oczami, ale on się zamknął.
— Niall doceniam, że chcesz pomóc, ale zaproszę go jutro, obiecuję.
Miałem duże wątpliwości, ale wystarczyło mi jedno spojrzenie na jego twarz, by nabrać przeczucia, że tym razem nie kłamie.
CZYTASZ
Różany bukiecik •Larry Stylinson• ✔
FanficOpowieść, gdzie Harry otwiera kwiaciarnię na przedmiesciach Londynu, a Louis staje się miłośnikiem róż i zielonookich chłopców. ❗disclaimer❗ To było moje pierwsze ff dlatego Louis jest tu nazywamy brunetem nie szatynem co może denerwować i wprowadza...