Na szczęście Eleanor nie była w szpitalu długo. Wypisali ją już po dwóch dniach, stwierdzając, że nic poważnego się jej nie stało. Ot, najwyżej przez jakiś czas będzie bała się chodzić sama po ulicy. Cieszyłem się z tego, bo nie uśmiechało mi się jeździć do niej w odwiedziny tak jak robił to Louis. Ja oczywiście zbierałem się, nie wiedzieć dlaczego, razem z nim.
W poniedziałek wypadała akurat moja zmiana w kwiaciarni. Trochę się stresowałem, bo wiedziałam, że już niedługo przyjdzie Louis. Chciałem go gdzieś zaprosić, żebyśmy w końcu mogli nasze spotkanie nazwać randką, a nie "przykro-mi-Harry-ale-Eleanor-jest-w-szpitalu-i-musimy-tam-jechać".
Przepadł nam co prawda koncert, ale liczyłem na to, że może w ostatniej chwili coś wpadnie mi do głowy i wymyślę, gdzie moglibyśmy pójść.
Tym bardziej zaskoczył mnie Tomlinson, który pierwszy zaproponował ponowną próbę randki.
- To może wpadłbyś do mnie i obejrzelibyśmy po prostu jakiś film? - zapytałem, doznawszy nagle przypływu kreatywności.
- Super pomysł - odparł wyraźnie zadowolony. - To... do zobaczenia o dziewiętnastej?
- Do zobaczenia o dziewiętnastej - posłałem chłopakowi uśmiech, na co ten odpowiedział tym samym i wyszedł ze sklepu.
🌸
Spanikowałem. Byłem w totalnej rozsypce. Za niecałe pół godziny miał przyjść Louis, a mój dom wyglądał jakby przetoczyło się przez niego tornado. A to dlatego, że kilka dni temu zacząłem robić generalne porządki. W mojej sypialni po podłodze walały się ubrania. Na korytarzu stały pódła z rzeczami, która miałem zamiar komuś oddać lub po prostu wywalić. Ale i tak najgorzej wyglądał salon. Nie było tam nawet jak postawić nogi. Przekląłem pod nosem. Dlaczego zaprosiłem Tomlinsona do siebie?! Dlaczego nie mogliśmy po prostu pójść do kina?
Westchnąłem i zacząłem ogarniać cały syf. Czy też raczej próbowałem ogarnąć cały syf. Co chwila się o coś potykając powoli wynosiłem wszystko z salonu na górę. Oczywiście jeżeli słowem "powoli" można określić tępo, z jakim sprzątasz gdy za nie całe pół godziny ma przyjść obiekt twoich westchnień, o którym miewasz mokre sny, a ty wyglądasz jeszcze gorzej niż twój dom.
Jakimś cudem cały bałagan został upchnięty w jednej z sypialni za górze w niecałe dwadzieścia minut. Popędziłem do łazienki by się przebrać i ogarnąć jakoś włosy. Skończyłam równo z dźwiękiem dzwonka do drzwi.
Zbiegłem po schodach i stanąłem w przedpokoju. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem drzwi. Louis stał na progu i uśmiechał się od ucha do ucha. Gestem wskazałem mi, żeby wszedł do środka.
- Ładnie wyglądasz - mruknął przechodząc obok mnie, a po moim kręgosłupie przebiegły przyjemna ciarki.
Przeszliśmy do salonu. Brunet usiadł na kanapie, ale cały czas rozglądał się z zaciekawieniem.
- Ładnie tu masz - powiedział w końcu.
- Um, dziękuję - odparłem, czując szczypanie na policzkach. - Chcesz coś do picia? - zmieniłem temat.
Tomlinson przytaknął. Poszedłem do kuchni, a chwilę później siedzieliśmy już oboje na kanapie z herbatą i przekąskami. Atmosfera się trochę rozluźniła.
- To co będziemy oglądać?
Zamarłem. Przez te całe porządki zupełnie zapomniałem, żeby wybrać jakiś film.
- Właściwe to nie wiem - odparłem. - Możesz coś wybrać - zaproponowałem i podszedłem do półki stojącej obok telewizora na której trzymałam swoją kolekcję płyt DVD.
Chłopak też podszedł do regału i zaczął przeglądać tytuły.
- Masz tu idealne filmy na pierwszą randkę - zaśmiał się. Ja też zachichotałem tyle, że nerwowo. - Titanic, Pretty woman... jejku masz nawet High school musical?
- To ostatnie jest mojej siostry - próbowałem się bronić, ale wiedziałem, że i tak nic to nie da.
- W takim razie poproszę... Mamma Mię!
Uśmiechnąłem się, bo sposób w jaki chłopak to wypowiedział był tak bardzo rozczulający. Chwilę później oboje siedzieliśmy i śpiewaliśmy w najlepsze. Okazało się, że Louis świetnie zna teksty wszystkich piosenek. W pewnym momencie brunet objął mnie ramieniem. Byłem zaskoczony, ale to uczucie było bardzo przyjemne.
- Ładnie śpiewasz - powiedział nagle, gdy skończyliśmy śpiewać kolejną piosenkę. - Masz naprawdę ogromny talent.
- To nic takiego - odpowiedziałem cicho, spuszczając wzrok.
- Jak to: "nic takiego"? Jesteś świetny!
Popatrzyłem na Louisa. Byłem pewien, że moja twarz jest cała czerwona, ale nie przejmowałem się tym teraz, bo nagle zatopiłem się w błękicie tęczówek starszego. Mój oddech i serce przyspieszyły, a mi zrobiło się gorąco. Tomlinson też lustrował mnie spojrzeniem. Zauważyłem, że oblizał usta. Przygryzłem wargę. Nagle, nie wiedzieć kiedy znaleźliśmy się niebezpiecznie blisko siebie. Poczułem jego oddech na swojej szyi. Chwilę potem nasze usta były już złączone. Od razu znalazły wspólny rytm. Przymknąłem oczy. Jego malinowe wargi delikatnie pieściły moje. Nie mogłem się powstrzymać od cichego westchnięcia z rozkoszy. Brunet uśmiechnął się w moje usta.
Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, potrzebowaliśmy chwili by dojść do siebie. Moje usta były opuchnięte zresztą tak samo jak Louisa. Chłopak popatrzył mi w oczy.
— Wow — wyszeptał tylko.
CZYTASZ
Różany bukiecik •Larry Stylinson• ✔
FanfictionOpowieść, gdzie Harry otwiera kwiaciarnię na przedmiesciach Londynu, a Louis staje się miłośnikiem róż i zielonookich chłopców. ❗disclaimer❗ To było moje pierwsze ff dlatego Louis jest tu nazywamy brunetem nie szatynem co może denerwować i wprowadza...