Spojrzałem na szyld zawieszony nad niewielkim budynkiem i uśmiechnąłem się szeroko. Dziś miał być pierwszy dzień w mojej nowej pracy. Ale to nie była byle jaka praca! Właśnie otworzyłem swoją własną kwiaciarnię. Od zawsze o tym marzyłem. Kwiaty były moją pasją od kąd tylko pamiętam. No i oczywiście śpiewanie, ale z tym mi nie wyszło.
Pokręciłem głową żeby odgonić od siebie natrętne myśli i wyciągnąłem z kieszeni mały kluczyk, do którego przypięty był breloczek w kształcie róży. Włożyłem go w dziurkę i przekręciłem. Czułem ogromne podekscytowanie, gdy przekraczałem próg lokalu.
Rozejrzałem się w około z jeszcze szerszym uśmiechem na ustach. W powietrzu unosił się lekki zapach kwiatów i ziemi.
Na wprost wejścia stała długa lada, na której były poustawiane ogromne kosze z kwiatami. Za nią, na ścianie, wisiały ozdobne doniczki z rozmaitymi roślinami. Po lewej stronie, na ogromnym regale znajdowały się rzeczy do uprawy roślin. Po prawej natomiast, na oknie stały wazony z kwiatami takimi jak róże czy tulipany. Na podłodze tych wazonów było jeszcze więcej, lecz mimo to zastał zachowany porządek.
Ściany miały kolor kremowy, na podłodze położone były jasne panele. Na suficie wisiały długie lampy rzucające ciepłe światło. W rogu stał malutki stolik na trzech nogach, na którym ułożona została ozdobna kompozycja.
Wnętrze bardzo mi się podobało. Byłem z sobie dumny, gdyż całość zaprojektowałem sam. Z małej rudery zrobiłem przytulny lokal. Chociaż najlepsza rzeczą wciąż była lokalizacja.
Budynek znajdował się w jednej z tych "zapomnianych" uliczek, który mi rzadko kto chodzi, ponieważ wszyscy wybierają bardziej ruchliwe drogi. Mimo to, tutejsi mieszkańcy bardzo dbają o swoją okolicę. Jest tu czysto i schludnie. I tylko ten, niegdyś, opuszczony budynek psuł cały widok. Na szczęście teraz stoi wyremontowany i czeka na przyszłych klientów.
Zauważyłem, że ludzie tu bardzo dbają o swoje ogródki. Podczas remontu zdążyłem poznać parę osób. Na przykład panią Darren. Przeuroczą staruszkę, dla której ogród po śmierci męża stał się całym życiem. Lub Elizabeth, trzynastolatkę, której straszliwie doskwierała nuda, więc zaproponowałem jej by pomogła ustawiać kwiaty. Śmiało mogę powiedzieć, że się zaprzyjaźniliśmy.
Ale mimo to moją głowę od paru miesięcy i tak zaprzątała jedna osoba. A mianowicie Louis Tomlinson. Był to niski brunet o niebieskich oczach. Miał dwadzieścia cztery lata czyli był o trzy lata starszy ode mnie. Z tego co się dowiedziałem mieszkał parę przecznic dalej, ale zawsze szedł do pracy tą uliczką. Gdy pewnego dnia zauważył, że ktoś kupił stary budynek postanowił sprawdzić co się dzieje. I tak się poznaliśmy. Potem, każdego popołudnia przychodził i pomagał mi. Okazał się bardzo miły i zabawny. A przede wszystkim cholernie przystojny.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka oznajmiając, że ktoś wszedł do środka. Uniosłem wzrok znad lady. Przede mną stała uśmiechnięta blondynka. Jej szare tęczówki z zachwytem lustrowały każy fragment sklepu.
- Kiedy Niall powiedział, że spodoba mi się ta praca nie sądziłam, że będzie miał rację do tego stopnia - wydusiła.
Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do dziewczyny.
- Ty jesteś Diana, prawda? - Przytaknęła. - Harry - przedstawiłem się.
Diana miała być moją współpracownicą. Z zawodu była florystką. Polecił mi ją Niall, mój najlepszy kumpel.
- To miejsce jest piękne - westchnęła przechodząc na zaplecze. - Koniecznie muszę podziękować Niallowi. Sam to zrobiłeś?
- W zasadzie to tak - odparłem przyglądając się blondynce. - Pomagali mi przyjaciele i sąsiedzi, ale pomysł był mój.
- Myślę, że będzie nam się dobrze pracowało - powiedziała i uśmiechnęła się, co odwzajemniłem.
🌸
Jak na pierwszy dzień było bardzo dobrze. Ustaliłem z Dianą grafik. Ponieważ kwiaciarnia nie była duża wystarczyło by obsługiwała tylko jedna osoba. Mieliśmy się zmieniać co drugi dzień.
Było już po szesnastej, za niecałe pół godziny mieliśmy zamykać, dlatego zacząłem robić jako taki porządek, kiedy znowu usłyszałem dźwięk dzwonka. Uniosłem głowę od razu przybierając uśmiech. Wstrzymałem oddech gdy moje oczy napotkały błękitne tęczówki. Stał tam i uważnie lustrował mnie spojrzeniem. Oblizałem spieszchniętą wargę i automatycznie poprawiłem włosy.
- Hej - odezwał się w końcu.
- H-hej - wychrypiałem tak cicho, że ledwo usłyszałem sam siebie. Zakląłem w duchu. Odchrząknąłem. - Cześć - powiedziałem wyraźniej.
Mógłbym przysiąc, że brunet zaśmiał się pod nosem.
No tak, Styles. Wyjdź przed tym ciachem nie niedorozwiniętego. Wtedy na pewno będziesz miał jakieś szanse.
- W czym mogę pomóc? - zapytałem jednocześnie wycierając spocone dłonie w spodnie.
Chłopak lekko się zmierzał. Milczał chwilę jakby myśląc nad odpowiedzią.
- Przyszedłem zapytać jak tam pierwszy dzień w pracy - odparł unikając mojego wzroku.
- Um... jest w porządku - powiedziałem. Nie bardzo wiedziałem jak mam zareagować. Niby zwykłe pytanie, ale coś w głosie bruneta mówiło mi, że nie to miał na myśli.
Zapadła między nami niezręczna cisza. Żadne z nas nie patrzyło sobie w oczy. Wreszcie Louis mruknął coś o tym, że musi już iść i już go nie było. Miałem mieszane uczucia co do tej sytuacji.
Odwróciłem się i zauważyłem Dianę. Dziewczyna przysłuchiwała się naszej rozmowie. Poczułem jak moje policzki zaczynają nieprzyjemnie szczypać. Blondynka nie powiedziała nic tylko uniosła brwi posyłając mi znaczące spojrzenie.
CZYTASZ
Różany bukiecik •Larry Stylinson• ✔
Fiksi PenggemarOpowieść, gdzie Harry otwiera kwiaciarnię na przedmiesciach Londynu, a Louis staje się miłośnikiem róż i zielonookich chłopców. ❗disclaimer❗ To było moje pierwsze ff dlatego Louis jest tu nazywamy brunetem nie szatynem co może denerwować i wprowadza...