No to jedziemy z maratonem
________________________Uchyliłem powoli powieki, ale natychmiast znów je zamknąłem, bo światło wpadajace przez okno, okropnie raziło mnie w oczy. Pomału przetarłem twarz rękoma. Ból głowy jaki mi przy tym towarzyszył utwierdził mnie w przekonaniu, że wczoraj przesadziłem, choć tak naprawdę nie pamiętałem co dokładnie się stało. Im bardziej rozbudzudzony byłem tym gorzej się czułem. Zawartość mojego żołądka niebezpiecznie podeszła mi do gardła.
Z cichym jękiem spróbowałem przewrócić się na drugi bok. Skrzywiłem się kiedy poczułem ból. Zaraz, ale dlaczego bolało mnie skoro...
Gwałtownie usiadłem na łóżku, co skutkowało niestety mroczkami w oczach i ogromną falą mdłości, którą na szczęście zdołałem powstrzymać. Kiedy zawroty głowy trochę minęły rozejrzałem się wokół. Nie byłem u siebie w pokoju. Nie była to też sypialnia Nialla. Poczułem narastającą panikę.
Próbowałem przypomnieć sobie co stało się poprzedniego wieczoru. Obudziłem się nagi, w obcym łóżku, a do tego z ogromnym kacem. Wszystko wskazywało na to, że nieźle się zabawiłem tylko z kim? Zmusiłem ostatnie szare komórki w moim mózgu do pracy.
Byłem wczoraj w klubie z Niallem. Wypiłem kilka drinków. No, może więcej niż kilka. Następnie poszliśmy tańczyć, a wtedy spotkałem tego nieznajomego. Obmacywaliśmy się przez chwilę, a potem...
W mojej głowie pojawiły się obraz, przez znów zrobiło mi się niedobrze. Seks w tej toalecie. Miałem ochotę uderzyć się za to w czoło, co też po chwili zrobiłem. Jak mogłem być tak głupi. Poszedłem do łóżka z jakimś obcym facetem spotkanym w klubie. I może nie byłoby to tak nieodpowiedzialne, gdybym chociaż wiedział jak się nazywa, jak wygląda. Cały czas robiliśmy to po ciemku. Dlaczego jestem takim kretynem?! Jak to w ogóle możliwe?!
Zacząłem szukać telefonu. Gdy włączyłem urządzenie zakląłem pod nosem. Miałem ponad pięćdziesiąt nieodebranych połączeń od Nialla i tyle samo od Gemmy. Wiedziałem, że mnie za to zabiją.
Wtem usłyszałem jakiś dźwięk w korytarzu. Z coraz większym zdenerwowaniem spojrzałem w stronę drzwi. Klamka drgnęła, a w nich stanął...
— Louis?! — wychrypiałem z niedowierzaniem. Gardło też mnie bolało. Wolałem nie myśleć co jest tego przyczynął.
Brunet uśmiechnął się lekko, a mnie coś ścisnęło w środku. Tak po prostu się do mnie uśmiechał. Nie był zaskoczony, że to ja leżę w jego łóżku. Nie przeprosił mnie, nie zaczął tłumaczyć. Poczułem wściekłość.
— Nieźle się wczoraj zabawiliśmy — powiedział rozglądając się po pokoju. Podążyłem za jego spojrzeniem i aż jęknąłem.
Na całej podłodze walały się nasze ubrania. Każda część garderoby była w innym miejscu. Po szafką leżała zużyta prezerwatywa i butelka po lubrykancie. Na szafce zaś kajdanki i inne "zabawki". Musiałem się podeprzeć ręką, bo znów zakręciła mi się w głowie. Moja dłoń natrafiła jednak na jakąś mokrą plamę.
— O Boże...
Louis musiał zauważyć, że zbladłem, bo podszedł do mnie natychmiast. Wykonał gest jakby chciał położyć mi rękę na ramieniu, ale gdy uświadomił sobie że nadal jest nagie, cofnął ją.
— Wszystko okej? — zapytał. — Wyglądasz jakbyś miał zemdleć.
Wtedy nie wytrzymałem. Zrewałem się z łóżka i pobiegłem do łazienki. Tomlinson przez chwilę patrzył za mną z osłupieniem, a potem jakby nagle zorientował się co się dzieje. Zebrał moje ubrania i ruszył za mną.
Kiedy mój żołądek przestał wywracać się na drugą stronę, wziąłem szybki prysznic, by choć trochę zmyć z siebie wczorajszą noc. Ubrałem się i poszedłem do kuchni. Czekał tam już na mnie Louis. Usiadłem przy stole i zapadła cisza. Żadne z nas nie chciało odezwać się pierwsze, w końcu jednak zrobił to Lou.
— Jak się czujesz?
Wzruszyłem ramionami.
— Dlaczego ostatnio się do mnie nie odzywałeś? Nie przychodziłeś do kwiaciarni, ignorowałeś telefony? — wyrzucił z siebie.
Prychnąłem pod nosem. Bardzo zabawne.
— Pytasz serio?
Chłopak zmarszczył brwi, a ja wywróciłem oczami.
— Zapytaj się tego typa, z którym lizałeś się w galerii — wypaliłem. Złość buzowała we mnie. Miałem ochotę krzyczeć.
Louis zbladł i popatrzył na mnie ze strachem w oczach.
— Skąd...
— Wykorzystałeś mnie Louis! — Nie dałem mu dojść do słowa. — Spotykałeś się ze mną tylko po to, żeby zaciągnąć mnie do łóżka?! No tak, bo przecież jestem tylko naiwnym, zauroczonyn dzieciakiem! — W moich oczach ponownie zabrały się łzy. — Dopiąłeś swego.
Louis zamarł w szoku. Wstałem i skierowałem się do sypialni, by zabrać swoje rzeczy.
— Harry, to nie tak! — zawołał za mną.
— Jasne! Zawsze każdy tak mówi, a potem okazuje się, że to jednak tak. — znów nie pozwoliłem mu dojść do głosu.
Wyminąłem go i ruszyłem w stronę holu. Chłopak próbował się tłumaczyć, ale ignorowałem go.
— Proszę zaczekaj! — próbował mnie zatrzymać, ale moja ręka już spoczywała na klamce. Popatrzyłem mu w oczy i tylko pokreciłem głową wychodząc.
Kiedy stanąłem na ulicy, wreszcie zaczerpnąłem świeżego powietrza. Chwilę zastanawiałem się czy nie zadzwonić po Nialla, ale stwierdziłem, że jeszcze nie jestem gotowy na kazanie.
Z domu obok wyszła jakąś starsza kobieta. Gdy zauważyła mnie stojącego przed domem Louisa, posłała mi takie spojrzenie, jakby chciała mnie wyegzorcyzmować, a potem odeszła mamrocząc coś pod nosem.
Szybko połączyłem wszystko w całość. Ciekawe czy słyszeli nas sąsiedzi mieszkańcy jeszcze dalej. Sądząc po tym, że ledwo chodziłem, to tak.
CZYTASZ
Różany bukiecik •Larry Stylinson• ✔
ФанфикOpowieść, gdzie Harry otwiera kwiaciarnię na przedmiesciach Londynu, a Louis staje się miłośnikiem róż i zielonookich chłopców. ❗disclaimer❗ To było moje pierwsze ff dlatego Louis jest tu nazywamy brunetem nie szatynem co może denerwować i wprowadza...