🌹chapter sixteen🌹

1.3K 90 81
                                    

Jest wśród nas osoba, która bardzo was nie lubi, bo zażyczyła sobie maraton tego... czegoś. A zatem na dniach będzie tu coś takiego. Nie wiem dokładnie czy w sobotę, niedzielę czy poniedziałek, gdyż ponieważ w gruncie rzeczy nie zależy to ode mnie.
_______________________

Przez cały poprzedni tydzień moimi jedynymi towarzyszami byli Niall, Gemma i pudełko lodów czekoladowych. Wziąłem też wolne w sklepie. Wciąż jeszcze nie doszedłem do siebie po tym jak widziałem Louisa w galerii. Byłem zagubiony.

Chłopak próbował się do mnie dodzwonić, ale za radą Gemmy ignorowałem jego telefony. Od Diany wiedziałem, że o mnie wypytaywał, ale dziewczyna za każdym razem zbywała go, za co w gruncie rzeczy byłem jej wdzięczny.

— Harry — powiedziała Gemma, kiedy kolejny raz wybuchnąłem płaczem na wspomnienie naszego pierwszego pocałunku z Lou. — Harry spokojnie.

Wszyscy patrzyli na mnie że współczuciem. Zaczynało mnie to trochę irytować, ale z drugiej strony jak mieli na mnie patrzeć, kiedy cały czas tylko płakałem.

— Zapomnij o nim — odezwał się Niall. — Tomlinson to dupek. Nie docenia cię, więc dlaczego się nim przejmujesz.

Moja siostra syknęła coś o tym, że to nie jest najlepszy sposób by mnie pocieszyć, ale to zignorowałem.

— Wiem, masz złamane serce, ale...

— Po prostu dajcie mi się wypłakać, okej?! — Nie wytrzymałem wreszcie. Łzy znowu pociekły mi po policzkach. — Jeżeli tak wam przeszkadza, że użalam się nad sobą, to po co tu jeszcze siedzicie?

Niall potarł skronie, jakby też próbując się uspokoić.

— Siedzimy tu bo chcemy ci pomóc. Naprawdę nie chcę patrzeć jak cierpisz, bo Tomlinson się tobą najzwyczajniej w świecie zabawił. Poza tym pozwalamy się wypłakiwać już od tygodnia. Nie sądzisz, że czas wziąć się w garść.

Przygryzłem wargę i zamyśliłem się. Blondyn mógł mieć rację, ale to nie zmieniało faktu, że wciąż czułem się zdruzgotamy. Louis nie wyglądał na fałszywego, ani takiego, który mógłby chcieć zabawić się mną.

— Niall ma rację — usłyszałem głos Gemmy. — Wyjdź na miasto, do jakiegoś klubu. Jak nie będziesz się ruszał i tylko siedział na kanapie to zrobi się z ciebie kluska.

Nie mogłem się powstrzymać i zachichotałem. Dziewczyna widząc, że choć trochę zdołała poprawić mi humor wyszczerzyła zęby w tryumfującym uśmiechu.

— Koniec leżenia i ociągania się — zawołał Niall, ściągając ze mnie koc. Posłałem mu groźne spojrzenie, ale mnie zignorował. — Dzisiaj wieczorem idziemy na imprezę. Nie będziesz tak siedział cały czas.

Wydałem z siebie jęk niezadowolenia, ale wiedziałem, że chcą dla mnie jak najlepiej. Póki co nie zamierzałem się jednak podnosić z kanapy. Było dopiero piętnastej.

— I masz wyglądać tak, żeby nawet hetero faceci się za tobą oglądali — zaznaczył chłopak widząc, że nie spieszy mi się do zaczęcia przygotowań. Wyburczałem coś pod nosem, bo to znaczyło, że już teraz muszę iść wziąć prysznic i zacząć się zastanawiać jak ukryć zapuchnięte oczy.

Chciałem zacząć się bronić, ale gdy napotkałem znaczące spojrzenia dwójki wywróciłem tylko oczami i powlokłem się do łazienki.

🌸

Na mieście były ogromne tłumy, a nie było to nawet samo centrum. Szedłem z Niallem do jednego z klubów i co chwilę jęczałem, że chcę wróci do domu. Blondyn, delikatnie mówiąc, miał mnie w dupie.

— Och, przestań wreszcie Styles! — zawołał zirytowany. — Idziemy tam żeby się pobawić. Błagam cię, przestań marudzić!

Zrobiłem minę nadąsanego pięciolatka, ale więcej się nie odezwałem.

Kiedy w końcu znaleźliśmy się w środku, od razu oderzył we mnie silny zapach, alkoholu i papierosów. Oddaliśmy płaszcze do szatni i skierowaliśmy się w stronę baru, a Niall zamówił nam po drinku, deklarując, że to on dzisiaj stawia.

Dochodziła dwudziesta trzecia. Byłem już nieźle wstawiony, zresztą Niall także. Choć nie planowałem się dziś upijać, teraz wydawało mi się, że to dobrze, że przyjaciel zabrał mnie do tego klubu.

Postanowiliśmy wyjść na parkiet, trochę potańczyć. Nie wychodziło nam to zbyt dobrze, ale przez alkohol płynący w moich żyłach, nie przejmowałem się tym.

Nagle poczułem czyjeś ręce na moich biodrach i ciepły oddech ma szyi. Nie przejąłem się tym. Tańczyłem razem z nieznajomym. Od niego też czułem, że był pijany. Kiedy mężczyzna zauważył, że nie mam nic przeciwko takiemu zbliżeniu, zaczął się o mnie ocierać. Nie odepchnąłem go. Potrzebowałem czyjegoś dotyku. Z ust nieznajomego co chwilę wydobywały się ciche sapnięcia.

— Cholera, ale jesteś gorący — szepnął, a mnie przeszedł dreszcz.

Ja też zacząłem się o niego ocierać, czując, że twardnieję. W pewnym momencie tamten obrócił mnie ku sobie. Nie widziałem dokładnie jego twarzy, bo było zbyt ciemno, ale czułem, że się zbliża. Już po chwili całował mnie namiętnie. Miałem wrażenie, że skądś znałem te usta, ale nie potrafiłem sobie przypomnieć skąd. Nasze języki walczyły teraz o dominację. Kiedy jego ręka znalazła się niebezpiecznie nisko sapnąłem w jego usta:

— Nie tutaj.

Ten tylko skinął głową i pociągnął mnie w stronę łazienek. Nigdy w życiu bym się nie spodziewał, że skończę pieprząc się z jakimś nieznajomym w zarzyganej toalecie klubu, a jednak.

Gdy weszliśmy do pomieszczenia, od razu przyparł mnie do ściany, agresywnie całując. Przez chwilę przemknęło mi przez głowę, że powinno zapalić się światło, ale zapomniałem o tym, gdy ręką nieznajomego ścsnęła moje przyrodzenie. Po omacku wepchnął mnie do jednej z kabin. Ostatnim co pamiętałem, były spodnie i bokserki chłopaka opadające na podłogę.

Różany bukiecik •Larry Stylinson• ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz