🔱 57 🔱

154 25 3
                                    

Renjun zacisnął mocniej palce na kierownicy, zjeżdżając w boczną uliczkę. Choć niemalże całe swoje życie spędził w tym niewielkim miasteczku, za czasów dzieciństwa nigdy nie miał okazji odwiedzać tego miejsca. Podczas gdy on mieszkał w przybrzeżnej części miasta, będącej jednocześnie tą starszą, wynajęte mieszkanie jego przyjaciela znajdowało się na południu, w rejonie, w którym co chwila budowały się nowe bloki, szeregowce i domki jednorodzinne. Renjun musiał przyznać, że dzielnica sprawiała przyjemne wrażenie, jednak za nic w świecie nie wolałby się w niej wychowywać. Podniszczony z zewnątrz już budynek domu dziecka zapewnił mu wspaniałe wspomnienia, a bliskość do morza była zdecydowaną zaletą.

Nowsza część miasta wydawała się również o wiele cichsza, jednak Renjun nie przebywał w niej na tyle często, by mieć co do tego pewność. Choć mieszkało w niej wiele rodzin z dziećmi, rodzice zdawali się być o wiele mniej przechylnie nastawieni do wypuszczenia dzieci na dwór, aby te się mogły pobawić z sąsiadami w swoim wieku. Na dworze świeciło słońce, na niebie nie było żadnej, nawet najmniejszej chmurki, jednak Renjun, jadąc do przyjaciela, nie zauważył żadnego dziecka, co u nich w sobotnie popołudnie było wręcz nie do pomyślenia. I być może ten brak dziecięcych śmiechów sprawiał, że po prostu wiedział, że nie czułby się tu dobrze.

Jedynymi odgłosami przerywającymi ciszę było szczekanie psów, które ożywiały się, gdy tylko widziały w oddali samochód Renjuna. Biegnąc za nim wzdłuż ogrodzenia, warczały na niego, zupełnie jakby myślały, że wystraszą tym mężczyznę. Ten jednak jedynie uśmiechał się pod nosem, co jakiś czas zerkając na mapę w telefonie, by na pewno nie przegapić zjazdu prowadzącego do niewielkich apartamentów, w których mieszkał jego przyjaciel. Wciąż nie do końca pamiętał drogę, chociaż przyjechał tu już parokrotnie.

Po niecałym kwadransie Renjun zatrzymał się pod czteropiętrowym apartamentowcem. Na tle jego białych ścian wyróżniały się czarne balkony, których poręcze, o której zaczepiona została wiklina, a także podłużne okna, w tym te, które ciągnęły się przez całą długość klatki schodowej, sprawiając, że każdy odwiedzający był widoczny dla wszystkich z zewnątrz. Podtrzymując swoje stwierdzenie o tym, że ceglany budynek domu dziecka oraz stara kamienica, w której on sam mieszkał, bardziej odpowiadały jego gustom, bez zbędnego przyglądania się, Renjun wysiadł z samochodu. Wyciągnąwszy z bagażnika swoją walizkę, skierował się w stronę wejścia.

Kółeczka jego bagażu terkotały na kostce brukowej, lecz przestały w momencie, gdy zatrzymał się przez drzwiami wejściowymi. Pociągnął za klamkę, myśląc, że skoro uprzedził przyjaciela o swoim przybyciu, ten zostawi drzwi otwarte, jednak najwyraźniej pomylił się, ponieważ te ani drgnęły. Ze zniecierpliwionym westchnięciem Renjun nacisnął przycisk domofonu. Po kilkugodzinnej podróży ostatnie, czego chciał, to stać pod apartamentowcem.

- Słucham? - Renjun po chwili usłyszał zniekształcony przez głośnik swojego przyjaciela.

- To ja, Yuta. Wpuść mnie - powiedział, przestępując z nogi na nogi.

- Jaki "Ja"? - odpowiedział Yuta. Jego przyjaciel mógł się założyć, że ten właśnie się uśmiecha. - Nie znam żadnego "Ja". Nikt taki nie miał do mnie dzisiaj przyjść. Wiem, że miał Renjun, a skoro ty jesteś Ja, to nie wiem, czy cię mogę wpuścić.

- Yuta! Wpuść mnie do środka! - wykrzyczał ze śmiechem Renjun. Stęsknił się za poczuciem humoru swojego brata, lecz teraz jedyne o czym marzył, to o padnięciu na kanapę i kubku kawy.

- Już, już.

Po tych słowach ciche bzyczenie oznajmiło, że drzwi zostały odblokowane i Renjun mógł wejść do środka. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, westchnął cicho, na myśl o tym, że teraz będzie musiał wejść na ostatnie, czwarte piętro z walizką wypchaną po brzegi i po raz kolejny pożałował, że postanowił spakować aż tyle rzeczy; nigdy nie wiedział, co przyda mu się na tygodniowym wyjeździe. Dzielnie jednak pokonywał kolejne stopnie, mocno trzymając uchwyt walizki. Zatrzymał się dopiero na ostatnim półpiętrze, kiedy to zobaczył spoglądającego na niego z góry Yutę.

let me prove to you that i've changed || nomin ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz