XII / Czekałem sześć lat

1.7K 132 250
                                    

— Pamiętaj, że za dwie godziny masz wziąć leki — mówił Hinata, ubierając kurtkę. — Jak coś będzie się działo, masz od razu do mnie dzwonić — zagroził, a przy tym machał palcem przed nosem Kageyamy.

Wyższy chłopak był oparty o słup i przyglądał się Shouyou, który przygotowywał się do szkoły. Obserwował szczegółowo, jak swoimi drobnymi palcami wiązał sznurówki. Poźniej zapinał kurtkę, lecz miał problem z zamkiem. Tobio parknął śmiechem, zanim podszedł do niego, aby pomóc. Kucnął, żeby delikatnie złapać za zapięcie prawą dłonią. Od razu przypomniał mu się moment w kawiarni oraz zaczął się delikatnie rumienić. Zasunął zamek pod samą szyję swojego chłopaka.

— Abyś mi się nie rozchorował — powiedział po wszystkim, kiedy stał.

Kageyama schylił głowę do dołu i spojrzał na Hinatę, który swoimi dużymi czekoladowymi oczami wpatrywał się w niego. Widział, jak sam się zaczerwienił. Tobio nie mogąc się powtrzymać, podniósł dłoń, aby pogłaskać ciepły policzek Hinaty. Nie było trzeba długo czekać, aby się do niego zbliżył w zamiarze połączenie ich ust. Przez chwilę trwali w powolnym pocałunku. Hinata wplątał swoje dłonie w kruczoczarne kosmyki, żeby wbić się głębiej w wargi ukochanego. Oboje oddawali pieszczotę z tym samym uczuciem i miłością, ale również z lekkim utęsknieniem.

Pierwszy oderwał się czarnowłosy, lecz nadal skupił swoją pełną uwagę na twarzy niższego chłopaka.

— Zaraz się spóźnisz — rzekł i dał buziaka w nos Hinaty.

Shouyou tylko bardziej się zaczerwienił. Nie odzywając się, wziął swój plecak, żeby wyjść z domu ukochanego. Czuł, że dawny Kageyamaa powoli wraca. Tobio podszedł do okna i obserwował, jak jego ukochany pośpiesznie otworzył bramkę oraz zwrócił się w kierunku szkoły. Zaśmiał się, kiedy Hinata wpadł na nieznajomego na chodniku. Za pewne teraz rudowłosy nie będzie mógł się na niczym skupić.

Kiedy już nie miał widoku na niższego chłopaka, skierował się do części salonowej. Spojrzał na ogród zza szyby i wpadł na pomysł. Szybko znalazł się w swoim pokoju, żeby wziąć piłkę do siatkówki, która leżała w kącie. Wyszedł na podwórko. Popatrzył się uważnie prawej ręce. Powoli zaczął każdym stawem ruszać. Uznając, że nie wyczuwa żadnego bólu, zdecydował się spróbować poćwiczyć.

Podrzucił lewą ręką piłkę do góry oraz ustawił się w pozycji do przyjęcia góra. Kiedy już obiekt prawie stykał się z jego palcami, poczuł, jak przelatuje strach przez niego. Jednak wiedział, że musi go pokonać. Nie dał się emocji i sprawnie zaczął odbijać piłkę. Nie odczuwał żadnego bólu w swoim ciele, więc przez kilka minut, jak w transie oddawał się tej przyjemności.

— Z twoją ręką już lepiej, Tobio? — Kageyama słysząc ten głos, zastygł, a piłka uderzyła go delikatnie w głowę, a później potoczyła się kilka metrów po trawniku. Odwrócił wzrok i ujrzał opartego o szybę swojego ojca. Od razu cały dobry humor znikł.

— Czyli jednak przyjechałeś — stwierdził obojętnie, a później skierował się do wejścia do domu. — Pójdę do swojego pokoju.

Nagle złapał go za ramię Osamu, aby chłopak nie uciekł.

— Chcę z tobą porozmawiać — wyznał, patrząc się wprost na twarz swojego syna. — Proszę, Tobio.

— Przez sześć lat nie chciałeś rozmawiać, a teraz co? — krzyknął z wyrzutem, kiedy wyrwał swoją rękę od mężczyzny. — Ponad dwa miesiące leżałem w szpitalu, a ty ani razu się nie zjawiłeś. Gdzie byłeś, kiedy ciebie potrzebowałem, ojcze?

Kageyama zostawił Osamu w ogródku, a sam poszedł na górę, aby zamknąć się w pokoju. Tobio oparł się o drzwi, a po chwili z nich się zsunął. Siedząc na ziemi, podciągnął do siebie kolana i je przytulił. Zaczął żałośnie płakać. Starał być przez ten cały czas silny.

Pokocham Ciebie ponownieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz