Siedzę na podłodze i pakuję kolejne pudło, jest już prawie pełne, ale zwlekam z jego zamknięciem, bo wiem, że im szybciej to zrobię, tym szybciej opuszczę dom, do którego zdążyłam się przyzwyczaić. Chociaż robiłam to często, bywało tak, że poznawałam kilku ludzi, a co się z tym wiązało, było mi jeszcze trudniej wyjechać.
Tak jest już od pięciu lat, co chwile inne miasto, kraj, kontynent. Przenoszą ojca z miejsca na miejsce i wcale nie obchodzi ich jego życie.
Tym razem lecimy do Australii, szczerze chciałabym zostać tam już na stałe. Po prostu poczuć, że gdzieś naprawdę mam dom i nie muszę martwić się tym, że poznam wspaniałych ludzi, o których zaraz będę zmuszona zapomnieć. Nie zniosę tego kolejny raz. Gdyby tylko była tutaj mama.
Zmarła jakieś cztery lata temu, a ja nawet nie mogę jej odwiedzić, bo z roku na rok jestem coraz dalej od niej. Czasami tego nie wytrzymuję, ale udaję, że wszystko jest w porządku, żeby nie martwić ojca.
Jestem zmuszona zamknąć kolejny rozdział życia, otworzyć nowy, wyjechać. Zostawić pół roku życia za sobą i nigdy do tego nie wracać, bo po co? Nawet nie zdążyłam się do końca rozpakować, a ponownie zbieram rzeczy do wielkich kartonów.
Marzę, by mieć swój prawdziwy pokój i dom. Miejsce, do którego będę wracać po szkole i wiedzieć, że tutaj będę już zawsze.
Siedzę w samochodzie, który jedzie na lotnisko. Zostawiam za sobą Francję. Te kilka wspaniałych miesięcy, w ciągu których na mojej twarzy niejednokrotnie pojawił się szczery uśmiech. Niestety, wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Teraz czeka mnie nowa szkoła, nowe znajomości, które bardzo ciężko nawiązuję. Z pozoru jestem bardzo nieśmiałą osobą, chyba, że mam w pobliżu przyjaciół, dodaje mi to otuchy. Ale jak widać, nie mam ich. Z Australią wiążę się samotność, a ona powoduję, że nie daję rady. Z dania na dzień chciałabym zniknąć. I może trochę się zmieniłam, otworzyłam na świat, ale to jeszcze nie to, a każdy wyjazd coraz bardziej mi to uświadamia. Bo kiedy poczuję się swobodnie wśród jakichś ludzi, zaraz muszę ich opuścić, co łamie mi serce.
Wychodzę na świeże powietrze i ostatni raz patrzę za siebie, by zniknąć za obrotowymi drzwiami. Siedzę na krześle, kiedy tata kupuje bilety. Powinien to zrobić już wcześniej, ale jak zawsze, na ostatnią chwilę, teraz już wiem, po kim to mam.
Nie odzywam się do niego, ponieważ jestem zła. Ojciec bardzo dobrze o tym wie, więc nie próbuje mnie zagadywać. W końcu możemy iść na pokład, daję bilet i przechodzę przez tunel do samolotu. Zajmuję swoje miejsce. Czeka mnie długa podróż, wiec próbuję usadowić się najwygodniej, jak tylko się da. Wkładam słuchawki w uszy i zamykam oczy.
Kiedy je otwieram jesteśmy już w połowie drogi. Patrzę na mojego staruszka pogrążonego w głębokim śnie. Uśmiecham się pod nosem i znowu zamykam oczy. Z całego serca nienawidzę latać samolotami, więc wolę spać. Przynajmniej nie wymyślam różnych, strasznych scen.
Lądujemy, w końcu. Nie mogę się doczekać, kiedy wyjdę z tego żelaznego ptaka i moje stopy dotkną ziemi.
Jedziemy jakąś obskurną taksówką z powycieraną tapicerką. Kierowca patrzy mnie dziwnym wzrokiem, a ja głośno przełykam ślinę. Ojciec patrzy na mnie i zdawkowo się uśmiecha. Jego to śmieszy, mnie nie bardzo. Wysiadamy w miłej i cichej okolicy. Jakoś mnie to nie przeraża, chociaż jak pomyślę o tych wszystkich pająkach, dreszcze przechodzą mi po plecach. Boję się, że pewnego dnia obudzę się w świetnym humorze, a na suficie będzie siedział pająk wielkości mojej pięści.
Otwieram ciemne drzwi i wchodzę do pomieszczenia, które ma być moim pokojem. Może nazwę go tymczasowym miejscem do spania, bo pewnie za miesiąc lub dwa znowu będziemy się przeprowadzać. Nie zamierzam poznawać nowych ludzi, z obawy przed ich utratą. Nie mam zamiaru przechodzić przez to wszystko od nowa. Nie chcę nawet o tym myśleć.
CZYTASZ
Who are you when no one is looking? // Luke Brooks
FanfictionWszyscy mamy dwie twarze. Inaczej zachowujemy się w towarzystwie. Inaczej, kiedy jesteśmy sami. A ty, kim jesteś, kiedy nikt nie patrzy?