3 października 2040
-Ładnie wygląda, nie sądzisz? - odezwał się Hank, przechylając się w ławce w stronę Connora i przyglądając z uznaniem pannie młodej.
Długie, jasne włosy upięte miała w koronę wkoło głowy i wydawały się bardziej rude, niż jak zazwyczaj - blond. Sukienkę również miała ładną, klasyczną, ale z asymetrycznym dołem. A najwięcej uroku niewątpliwie dodawał jej uśmiech, który nie zszedł jej z twarzy od chwili, w której wzięła swojego przyszłego męża za rękę.
-Pięknie. - odpowiedział chłopak, takim tonem, że porucznik zwątpił, czy mówią o tej samej osobie.
Spojrzał na niego zdziwiony i natychmiast zorientował się, że ten patrzy na Chloe, osadzoną w roli świadka razem z Joshem, stojącą na podwyższeniu razem z parą.
-Nie mówię o… A zresztą! - machnął ręką, nie chcąc zmarnować końców ładnej i przyjemnej ceremonii na wykłócanie się z androidem - Wszystko jedno.
-Możecie się pocałować. - obwieściła urzędniczka udzielająca ślubu, jedna z pracownic ministerstwa, z uśmiechem.
Markus, który od dobrych dwóch minut nie myślał o niczym innym, złapał ją w talii i przyciągnął do siebie, będąc ledwo świadomym braw, które rozległy się za jego plecami, a kiedy wreszcie się od niej odsunął i splótł z nią palce, pomyślał, że naprawdę nie mógłby być szczęśliwszy.
Początek października był bardzo ciepły, a nie deszczowy, jak się obawiali, wesele więc mogło się odbyć na powietrzu, jedynie pod dużą altaną.
-Kochanie? - usłyszał dyskretny szept North, przy swoim uchu - Czy nie było gdzieś przypadkiem takiej tradycji, że się rzuca kwiatami w tego, kto ma się ożenić następny?
-To nie do końca tak…-zaczął - Ale owszem, była. Chcesz to zrobić?
W jej oczach zapaliły się diabelskie ogniki.
-Tak. - obwieściła, zupełnie go zaskakując - Oj, tak.
Zacisnęła palce na bukiecie, który miała w ręce i spojrzała w tłum gości, a jej świeżo upieczony mąż niemal widział, jak perfidnie oblicza trajektorię jego lotu.
-North… - zaczął, ale było już za późno. Wiązanka poleciała ponad głowami ludzi i uderzyła zaskoczoną Chloe prosto w twarz.
Blondynka, zdezorientowana złapała bukiet i razem z Connorem przy boku odwróciła się w jej kierunku.
Wiceminister wskazała dwoma palcami na swoje oczy, a następnie skierowała je w kierunku chłopaka, w geście oznaczającym, że ma go na oku.
Zarówno on, jaki i jej przyjaciółka zarumienili się gwałtownie, pod wpływem rozbawionych spojrzeń.
-Wiesz, że to nie tak ma działać? - spytał łagodnie Markus - Powinnaś stać tyłem. I w ogóle raczej nie celować w konkretną osobę, z tego co mi się wydaje.
-Uważaj, bo się przejmę. - odparła, z uśmiechem pełnym satysfakcji, splatając mocniej ich palce.
Tymczasem z głośników popłynęła muzyka i Connor wyciągnał dłoń do Chloe.
-Zatańczymy?
-Jeszcze się pytasz! - uśmiechnęła się radośnie, odkładając bukiet North i pozwalając mu objąć się w talii.
Chłopak zakręcił nią wkoło i wyciągnął na środek parkietu.
-Wiesz, że nie umiał tańczyć? - spytała z nostalgicznym uśmiechem.
-Kto?
-Nines. Zupełnie tego nie czuł.
Zastanowił się.
Sądził zawsze, że został stworzony, by polować na swój własny gatunek, by łapać defekty.
Przyszedł mu jednak na myśl brat, za którym wciąż nie przestał tęsknić, mimo upływu miesięcy.
Przyszedł mu na myśl Hank, który był dla niego jak ojciec, bez którego nigdy nie stałby się defektem i na którego teraz zawsze mógł liczyć.
Przyszli mu na myśl jego przyjaciele.
A przede wszystkim Chloe, która zmieniła w jego życiu tak wiele, która była jego słońcem i szczęściem.
Złapał ją mocniej i odnalazł w tańcu jej usta.
Zdecydowanie się mylił.
Został stworzony by kochać.
CZYTASZ
Niestabilny umysł
Fanfiction[UWAGA. OPOWIADANIE TO BEZPOŚREDNIA KONTYNUACJA MOJEGO INNEGO DZIEŁA POD TYTUŁEM ,, NIESTABILNY SYSTEM ''] ,, Nie wiedział już co myśleć, a tym bardziej co robić. Przerażała go perspektywa utraty wszystkiego co dla niego ważne, ale z drugiej strony...