Viva la Vida - Coldplay
Connor jechał do domu i czuł się dosyć zakłopotany, z tej prostej przyczyny, że nie miał na sobie bluzy.
Nie przemyślał sprawy, kiedy wieczorem upakował w nią przysypiającą już Chloe, a potem kiedy doszedł do wniosku, że chyba jednak powinien wrócić, bo Nines może zamordować Hanka we śnie, zdejmowanie jej z niej wydawało mu się jakieś niewłaściwe.
Podjechał pod dom i zgasił silnik modląc się, by porucznik spał twardo. Wślizgnął się przez drzwi, przywitał się po cichu z Sumo i ponasłuchiwał chwilę, ale wszystko wskazywało na to, że nie został nakryty. Ulżyło mu, bo nie miał pojęcia co miałby powiedzieć Andersonowi.
Skierował się do kuchni, by napić się nieco tyrium, a kiedy zapalił światło dostrzegł, że oparty o zlew stoi Nines, w czarnym golfie i spodniach, dlatego nie do dojrzenia w ciemności.
Chłopak aż podskoczył.
-Dziewięć, co ty tu robisz po ciemku!? - oburzył się, marszcząc brwi.
-Co JA robię? - uniósł brew - Gdzieś ty był?
-To nie jest twój interes.
-Aha. A czemu jesteś w samych spodniach?
Connor spuścił wzrok.
-Uwierz mi, to tym bardziej nie jest twój interes.
Nines uniósł podejrzliwie brew i odprowadził brata zdziwionym spojrzeniem prosto pod drzwi sypialni.
Wydawało mu się to wyjątkowo podejrzane i mógłby poinformować o jego dziwacznym zachowaniu Chloe, albo porucznika i ponownie wpędzić go w problemy, ale ze zdziwieniem odkrył, że właściwie nie ma ochoty go już dłużej gnębić. Przeciągnął strunę, postawił na swoim, osiągnął cel i wcale nie poczuł się lepiej, więc to już nie miało sensu.
Westchnął, czując się nagle potwornie zmęczony.
Zmęczony i sam.
***
Gdy Chloe się obudziła, słońce właśnie wpuszczało pierwsze promienie przez przysłoniętą żaluzję.
Wyciągnęła się w łóżku, uśmiechając się błogo, na wspomnienie poprzedniej nocy. Zasnęła w ubraniu Connora, w jego ramionach, czując oddech chłopaka na swojej szyi i po raz pierwszy odkąd zaczęła wynajmować to miejsce poczuła się w nim jak w prawdziwym domu.
Wszystko z nim było nowe.
Nie była przyzwyczajona do takiego dotyku jakim ją obdarzał - czułego, delikatnego, pełnego miłości. Zawsze była dotykana uważnie, ale bez żadnego ładunku emocjonalnego, jak droga zabawka, której nie chce się popsuć.
A i tak najcudowniejsze było to, jak na nią patrzył, jak wodził wzrokiem po każdej linii jej sylwetki, po każdym zagłębieniu i wypukłości, jakby była pierwszym i jedynym cudem świata.
Zawsze uważała się za atrakcyjną, podobnie jak wszystkie inne androidy, które z takim założeniem były budowane. Akceptowała swoje ciało i raczej nie miała do niego większych zarzutów, jednak dopiero pod wpływem tego zachwyconego spojrzenia nabrała poczucia, że jest piękne.
Była niedziela, a na nią czekała już wiadomość.
Dzień dobry. Jeśli nie masz mnie dosyć, to wpadnij na śniadanie.
Podniosła się z łóżka, sięgając po swoje zwykłe, poprzecierane jeansy. Zdecydowanie nie miała go dosyć.
***
CZYTASZ
Niestabilny umysł
Fanfiction[UWAGA. OPOWIADANIE TO BEZPOŚREDNIA KONTYNUACJA MOJEGO INNEGO DZIEŁA POD TYTUŁEM ,, NIESTABILNY SYSTEM ''] ,, Nie wiedział już co myśleć, a tym bardziej co robić. Przerażała go perspektywa utraty wszystkiego co dla niego ważne, ale z drugiej strony...