11.Zerwanie plastra

459 49 111
                                    

Viva la Vida - Coldplay

Connor jechał do domu i czuł się dosyć zakłopotany, z tej prostej przyczyny, że nie miał na sobie bluzy.

Nie przemyślał sprawy, kiedy wieczorem upakował w nią przysypiającą już Chloe, a potem kiedy doszedł do wniosku, że chyba jednak powinien wrócić, bo Nines może zamordować Hanka we śnie, zdejmowanie jej z niej wydawało mu się jakieś niewłaściwe.

Podjechał pod dom i zgasił silnik modląc się, by porucznik spał twardo. Wślizgnął się przez drzwi, przywitał się po cichu z Sumo i ponasłuchiwał chwilę, ale wszystko wskazywało na to, że nie został nakryty. Ulżyło mu, bo nie miał pojęcia co miałby powiedzieć Andersonowi.

Skierował się do kuchni, by napić się nieco tyrium, a kiedy zapalił światło dostrzegł, że oparty o zlew stoi Nines, w czarnym golfie i spodniach, dlatego nie do dojrzenia w ciemności.

Chłopak aż podskoczył.

-Dziewięć, co ty tu robisz po ciemku!? - oburzył się, marszcząc brwi.

-Co JA robię? - uniósł brew - Gdzieś ty był?

-To nie jest twój interes.

-Aha. A czemu jesteś w samych spodniach?

Connor spuścił wzrok.

-Uwierz mi, to tym bardziej nie jest twój interes.

Nines uniósł podejrzliwie brew i odprowadził brata zdziwionym spojrzeniem prosto pod drzwi sypialni.

Wydawało mu się to wyjątkowo podejrzane i mógłby poinformować o jego dziwacznym zachowaniu Chloe, albo porucznika i ponownie wpędzić go w problemy, ale ze zdziwieniem odkrył, że właściwie nie ma ochoty go już dłużej gnębić. Przeciągnął strunę, postawił na swoim, osiągnął cel i wcale nie poczuł się lepiej, więc to już nie miało sensu.

Westchnął, czując się nagle potwornie zmęczony.

Zmęczony i sam.

***

Gdy Chloe się obudziła, słońce właśnie wpuszczało pierwsze promienie przez przysłoniętą żaluzję.

Wyciągnęła się w łóżku, uśmiechając się błogo, na wspomnienie poprzedniej nocy. Zasnęła w ubraniu Connora, w jego ramionach, czując oddech chłopaka na swojej szyi i po raz pierwszy odkąd zaczęła wynajmować to miejsce poczuła się w nim jak w prawdziwym domu.

Wszystko z nim było nowe.

Nie była przyzwyczajona do takiego dotyku jakim ją obdarzał - czułego, delikatnego, pełnego miłości. Zawsze była dotykana uważnie, ale bez żadnego ładunku emocjonalnego, jak droga zabawka, której nie chce się popsuć.

A i tak najcudowniejsze było to, jak na nią patrzył, jak wodził wzrokiem po każdej linii jej sylwetki, po każdym zagłębieniu i wypukłości, jakby była pierwszym i jedynym cudem świata.

Zawsze uważała się za atrakcyjną, podobnie jak wszystkie inne androidy, które z takim założeniem były budowane. Akceptowała swoje ciało i raczej nie miała do niego większych zarzutów, jednak dopiero pod wpływem tego zachwyconego spojrzenia nabrała poczucia, że jest piękne.

Była niedziela, a na nią czekała już wiadomość.

Dzień dobry. Jeśli nie masz mnie dosyć, to wpadnij na śniadanie.

Podniosła się z łóżka, sięgając po swoje zwykłe, poprzecierane jeansy. Zdecydowanie nie miała go dosyć.

***

Niestabilny umysł Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz