38. It's just 15 minutes

220 17 24
                                    

Znalazłam jakieś stare swoje rzeczy, to macie bo nie mam co innego wstawiać na razie. Wiem, że słabe ale wybaczcie. I z tego co pewnie zauważyliście (lub nie) na moim profilu, że dobijam do 50 one shotów i kończę tą książkę, na rzecz zajęcia się fanfikami. Istnieje opcja, że stworzę drugą część shotów, ale to zobaczymy w przyszłości. 

______________________________

Szedłem poddenerwowanym krokiem, co i już zaciągając się dymem, który drażniąco wypełniał moje płuca. W środku mnie mieścił się ogrom negatywnych emocji, których w żaden sposób nie potrafiłem się pozbyć.  Byłem wściekły, miałem dość swojej pracy, swojego życia i większości otaczających mnie ludzi. Chciałem zwyczajnie wrócić do domu, walnąć się na łóżko i zasnąć, mając wszystkich i wszystko gdzieś. Wybiła godzina 23.30, kiedy tym czasem ja byłem w połowie drogi. Westchnąłem głośno, czując, jak wręcz opadam z sił, a jeszcze trochę spaceru było przede mną. Moje, jakże ciekawe i ambitne, przemyślenia przerwała dzwoniąca komórka. Myślałem, że to Donna, która zapewne chciała popsuć mi jeszcze bardziej humor i wypytywać gdzie jestem. Okazało się jednak, że byłem w błędzie. 

- Cześć, Frank - mruknąłem do słuchawki, podnosząc wzrok na gwieździste niebo. 

- Hej, Gee - powiedział lekko poddenerwowanym głosem, co wprawiło mnie w odrobinę zdziwienia. - Jesteś może w domu? - spytał.

- Nie, właśnie wracam z tej pieprzonej roboty i jestem padnięty jak cholera - wyznałem, łapczywie zaciągając się papierosem. Usłyszałem jak cicho klnie pod nosem. - Potrzebujesz czegoś, że dzwonisz? - zapytałem, marszcząc swoje brwi. 

- Um, a ten... - zaczął coś mówić, ale nie do końca wiedziałem co. 

- Nie mam pojęcia co ty tam gadasz, Frankie - uświadomiłem go. - Mów głośniej - zaśmiałem się cicho. 

- Chciałbym się z Tobą spotkać, najlepiej jeszcze dzisiaj - powiedział pełen zapału, ale w jego głosie mogłem też dosłyszeć nutę zawahania. 

- Coś się stało? - spytałem zatroskany. - Uwierz mi, że jestem tak zmęczony i nabuzowany, że raczej nic by z tego nie wyszło...

- Tak... To znaczy nie! Po prostu... uh - ucichł na chwilę. - Naprawdę nie możemy się spotkać na chociażby 15 minut? Proszę... - użył mocno błagalnego tonu głosu, na co ja jedynie westchnąłem przemęczony. 

- Dobra, niech będzie - uległem mu. - Możesz do mnie wpaść za pół godziny, powinienem już wtedy wrócić - dodałem, mogąc się założyć, że teraz na jego twarzy zagościł uśmiech. Przez tą myśl sam się lekko uśmiechnąłem. 

- Dobrze, dziękuję, Gee... Bezpiecznego powrotu - powiedział. 

- Dzięki, do zobaczenia - rzekłem, po czym się rozłączyłem.

Czasami zastanawiałem się, jak można być tak spontanicznym człowiekiem, jakim był Frank. Nigdy niczego się nie bał i mimo wielu przeciwności, zawsze parł do przodu. Zawsze uśmiechnięty od ucha do ucha, zawsze gotowy pomóc. Odkąd go znam zastanawiało się, co on mógł we mnie widzieć, byłem jego totalnym przeciwieństwem... Mimo swojej radosnej natury, wcale nie miał pięknego życia, co nie raz miałem okazję zauważyć będąc u niego w domu. Jego rodzice byli okropnie surowi i zimni, a on sam wręcz był przez nich pomiatany albo ignorowany. Ten widok mnie bolał, a gdy chciałem z nim o tym porozmawiać wszystko chował za maską szczęścia. Jęknąłem, wrzucając petem o płyty chodnikowe. Jego telefon zadziałał na mnie dziwnie kojąco, mimo, że nie wymieniliśmy żadnych znaczących zdań. Nie umiałem tego pojąć, jego osoba po prostu miała w sobie coś takiego uspokajającego...

Remember, don't trust me, baby  | Frerard one shots  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz