Rozdział 10

132 11 6
                                    

Przez następne dwa tygodnie Aleks nie miał czasu na nic. Nie wychodził z przyjaciółmi do baru ani nawet z nimi nie rozmawiał. Tylko siedział u siebie i pisał. Pisał listy. Listy do Elizabeth Schuyler.

Aleks go unikał, ale może to i lepiej. Gdyby zaczął opowiadać o jego konwersacjach z Elizą...

-Nie. Nie możesz spędzać całego wolnego czasu na rozpaczaniu. Przecież ten związek i tak istniał i miał szansę tylko w twojej wyobraźni.
-Pewnie masz rację...
-Oczywiście, że mam rację, mon ami! Jestem najmądrzejszy, najpiękniejszy i najlepszy!
-Chwilę momencik... Czemu mówisz jak Lafayette?
-Jestem twoim Wewnętrznym Lafayettem!
-A gdzie się podział Zdrowy Rozsądek?
-Mnie się pytasz, mon ami? Jesteśmy w twojej wyobraźni!
-No tak... CHWILA czy skoro myślę o Lafie, to... Zdradzam Aleksa!?
-Chyba zaczynasz świrować.
-O nie, nie, nie, nie...

-Hej, wszystko dobrze, Jack?

Laf przyszedł do niego, najprawdopodobniej by go pocieszać. O co im chodzi z tą troską i w ogóle? Przecież nie jest zakompleksionym gejem z fetyszem żółwi ani niczym w tym stylu.

-Tak. Czemu pytasz?
-Nie wiem - wzruszył ramionami Laf - może dlatego że od kilku dni nie wychodzisz i tylko rozpaczasz, a nie masz ku temu powodów?
-Mam powody! - wybuchnął Laurens. Czuł, że cały ten żal, smutek, frustracja i bezradność wobec zaistniałej sytuacji skumulowały się i wytworzyły bombę. Tykającą bombę, która właśnie wybuchła. - Nawet sobie nie wyobrażasz! Kiedy TY do kogoś podejdziesz, to, niezależnie od ciebie, ten człowiek, czy to kobieta czy mężczyzna, jest tobą oczarowany! A ty się nawet nie wysilasz! Przystojny imigrant z Francji, czarujący akcent,  puchate loczki i te twoje tekściki! Flirtujesz nawet nic nie robiąc! Nawet ja... ja na to kiedyś poleciałem! - Ups, nie powinienem tego mówić - Ja natomiast, jestem brzydki, niezdarny, nie umiem flirtować, i gdy wyznam komuś miłość to... poznaje kogoś... bogatego i ślicznego... a ja... - urwał, bo nie był w stanie mówić. Opadł na kolana, zmęczony tym cierpienieniem, tym udawaniem.

A Laf tylko stał obok, osłupiały. Nie był przygotowany na taki emocjonalny wybuch.

Cisza.
Długa, przygnębiająca cisza.
Nieznośna.
Krępująca.

I trwali w tej ciszy:

Jeden szlochający, klęczący i zgarbiony, przygniatany problemami i emocjami, które ciążyły mu jakby na barkach trzymał ciężar całego świata. Emocjami, ale jakimi? Jak się czuł? Czego potrzebował? Sam nie potrafił tego określić.

A drugi otępiały, sztywny. Stał tam jak słup soli. Czemu nie podszedł pocieszyć kumpla? Czemu, do cholery?! Ale nie był w stanie. Był mały i bezradny w porównaniu do ogromu problemów najlepszego przyjaciela.

Ile tam stali?

Minuty? Godziny? Dni?

A może tylko sekundy?

-Hej chłopaki! John, wolę cię na to przygotować zanim Aleks przyjdzie... - Herc urwał, zastając kumpli w takim stanie. Osłupiał zupełnie jak Laf.

Kolejne chwile ciszy.

Kolejne sekundy.

Być może minuty.

-Uuuuu ludzie, mam TAKIE wieści... - Aleks wszedł z szerokim uśmiechem wypisanym na twarzy, który jednak zniknął szybko - Co do...

"lams: Te Trzy Literki"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz