Po Deszczu Wychodzi Słońce...

388 36 3
                                    

    Jasne promienie słońca niecierpliwie budziły mnie tego rana.Leniwie otwieram jedno oko i zerkam na budzik.Mam jeszcze czas dopiero szósta. Zamykam ponownie oczy i przysypiam. Ze snu budzi mnie piszczenie Alfy. Zwlekam się z łóżka i nie patrząc na zegar zaciągam spodnie dresowe i podkoszulek.

    -Chodź Alfik ruszamy na spacer - rzucam sięgając po smycz i klucze.
Wychodzimy.
Rzeczywiście na dworze piękna pogoda, nie ma śladu po wczorajszej ulewie. Lubię taki wrzesień. Gdy jeszcze nie jest zimno i można poczuć chociaż trochę uciekającego lata. Spacerujemy po parku wdychając świeże powietrze. 
Ja zbieram kolorowe jesienne liście, a Alfa zatapia swój nos szukając czegoś usilnie. Wygląda teraz jak świnka, która szuka trufli. Jednak mimo ciepła przeszedł mnie dreszcz.    Zgarnęłam sunię i ruszyłyśmy w stronę domu. Prawie wlekłam ją za sobą. Jej wszędobylski nos musiał obwąchać wszystko, co się da. Nieznosiłam takich sytuacji. Wszystko obracało się przeciwko mnie. Alfa jak zwykle z oślim uporem odciągała powrót.Ostatecznie nie wytrzymałam i pod samą klatką szarpnęłam smycz.

-Rusz się w końcu, bo spóźnię się do pracy. - krzyknęłam.

-O, a co sąsiadka taka zła jak osa-usłyszałam za plecami znajomy niski głos. Wiedziałam, kto się za mną czai.Jednak nie zawsze po burzy jest słońce.

-Dzieńdobry Panie Adamie. - przywitałam się chłodno.

-Witam Anno. Nie musisz tak krzyczeć słychać cię na cały blok, a dziś nie musisz spieszyć się do pracy masz wolne. - odrzekł mój nowy sąsiad.

-Jak to? Daje mi Pan wolne.? - zapytałam zdziwiona.

-Nie głuptasie. Dziś jest sobota, właśnie się przeprowadzam, inaczej mnie by tu nie było.

-Rzeczywiście. Zupełnie zapomniałam.

Jak zwykle wyszłam na kompletną idiotkę. Mało tego zaczęło mnie okropnie kręcić w nosie i kichnęłam chyba z milion razy pod rząd.

-Oho. Ktoś tu chyba się przeziębił. Stwierdził władca oczu o kolorze morza i spojrzał na mnie pytająco.

Alfa w tym czasie usiadła koło moich nóg i zaczęła się niemiłosiernie wiercić zniecierpliwiona tym, że jednak nie idziemy na górę.

-Mam nadzieję, że się nie przeziębię nie mogę wziąć wolnego,za dużo mam teraz pracy w biurze. Stwierdziłam.

-Oczywiście. Dlatego moim zdaniem powinnaś jak najszybciej pójść do łóżka, wziąć jakieś witaminy i odpocząć - Skwitował Adam.

Spojrzałam na niego, a mój umysł zatrzymał się na słowach, że powinnam pójść do łóżka. W zwykłym podkoszulku i wytartych dżinsach wyglądał bardzo sexownie, o niebo lepiej niż w tym stalowym garniturze.  Chyba temperatura mi podksoczyła, bo momentalnie zrobiło mi się gorąco. Cholera mam nadzieję, że tego nie zauważy.

-No właśnie o tym mówię. Zdaje się, że masz gorączkę. Zrobiłaś się strasznie czerwona. - stwierdził dotykając ręką mojego czoła.

Zrobił to tak delikatnie jakby dotykał płatków najdelikatniejszego kwiata, a mną wstrząsnął dreszcz.

-Tak, ma Pan rację pójdę się położyć.-Ruszyłam w stronę wind.

-Anno zaczekaj, dasz sobie radę, może w czymś ci pomóc, zrobić...
Reszty nie usłyszałam, osunęłam się na ścianę obok wind.

Obudziłam się we własnym łóżku, w ustach miałam pustynię tak wielką jak Sahara. Zerknęłam na stolik nocny,. Woda. Jestem uratowana. Alfa leżała na podłodze obok łóżka i cicho pochrapywała. Spojrzałam w okno. Ciemno. Ile ja spałam? Co się że mną działo? Próbowałam sobie przypomnieć, ale w głowie była pustka. Na stoliku obok szklanki z wodą zobaczyłam lekarstwa i małą karteczkę. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać. 

,, Witaj.
Lekarstwa masz na stoliku, trzeba je brać dwa razy na dobę(tak powiedział lekarz z pogotowia) Miałaś wysoką temperaturę dlatego zemdlałaś. Alfa była na spacerze. Gdybyś czegoś potrzebowała na odwrocie masz mój numer. Aha i jeszcze jedno. Ogromnie Cię przepraszam, ale musiałem Cię przebrać w piżamy, strasznie się pociłaś.
Adam. "

No nie wierzę. Przebrał mnie w piżamy?Dopiero teraz zorientowałam się, że rzeczywiście mam na sobie komplet" bielizny nocnej" jak nazywała to moja mama.

Oczywiście nie zdobył się na,to żeby zdjąć mi stanik i resztę. To by dopiero była heca. Sięgnęłam po komórkę, która leżała przy lekarstwach. Na początku godzina. Było po dwudziestej drugiej. O rany przespałam cały dzień!
Teraz połączenia. Dziesięć od mamy, pięć od brata i z jakiegoś nieznanego numeru. Wiadomości też nie wiele mniej. Odpisałam mamie i bratu, że wszystko ok,tylko Alfa wsunęła komórkę pod łóżko i nie mogłam jej znaleźć. Nie chciałam ich martwić.
Jedna wiadomość mnie zaskoczyła. Teraz wiem co to był za numer.
Właśnie Ogr oświadczał, że jego auto zostało naprawione, a on czeka na zwrot kosztów i kontakt z mojej strony. Jak nie to pójdzie na policję.
Czubek. Pomyślałam i rzuciłam telefon na stolik. Opadłam  na poduszki, bo strasznie rozbolała mnie głowa. Chyba nie tylko z przeziębienia, ale też z natłoku wydarzeń w ostatnim czasie

Moje życie do tej pory poukładane i szare, w zawrotnym tempie nabierało chaosu i barw. Z jednej strony te zmiany trochę mnie denerwowały, z drugiej cieszyło mnie przerwanie monotonii.

Sięgnełam znów po komórkę i kartkę od Adama. Minęła chwila nim zdecydowałam napisać do niego krótkiego smsa
"Dziękuję".
Na razie to słowo musi wystarczyć. Na prawdziwe podziękowania przyjdzie czas.
Nie upłynęła minuta. Jak mój telefon zawibrował i na wyświetlaczu pojawił się numer Adama.. Odebrałam..

-Witaj, jak się czujesz. - znów to jego Witaj..On to dopiero przesiąkł korpo.

-Witam Panie Adamie. Chciałabym podziękować za to, co Pan dziś zrobił. Zaczęłam niepewnym i ochrypłym głosem.

-Daj spokój z tym Panem. Przecież widziałem cię prawie nago, a to do czegoś zobowiązuje. Prawda? - miałam nadzieję,że żartował.

-No fakt. Dziękuję Ci Adamie za dzisiejszą pomoc. Kompletnie odleciałam.

-Drobiazg. Wiesz dobry pracownik, to zdrowy pracownik. Załatwiłem Ci wolne do końca tygodnia. Masz leżeć, odpoczywać, i brać lekarstwa.

-Ale...

-Nie ma żadnego ale. - cholera znów mi przerwał tym swoim bufonowatym tonem - O psa się nie martw. Jestem w trakcie przeprowadzki, więc mogę wpaść i ją wyprowadzić. Aha i zrobiłem Ci zakupy, bo w lodówce wiatr hulał. Teraz idź już spać. Jutro wpadnę.-dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu.

A mnie znów zatkało. Drażnił mnie ten jego słowotok. Jednak gdzieś tam w środku motylki zaczęły fruwać. Ten facet działał na mnie otumaniająco.

-Dobrze tatusiu- tym razem ja zażartowałam.

-Tylko nie tatusiu. Za młody jestem. Dobranoc Anno.

Dawno nikt mnie tak nie nazywał. Zawsze było Ana,  An, ale Anno mówił do mnie tylko mój zmarły tata.

-Dobranoc Adamie. Słodkich snów.

-Będą słodkie, na pewno. Po tym, co zobaczyłem nie będzie inaczej.

I usłyszałam już tylko sygnał rozłączania. Co miał na myśli? Owszem nie ukrywam, że moje ciało mimo swoich trzydziestu lat było w dobrej kondycji. Nie straciłam swojej szczupłej sylwetki, tak jak moje koleżanki, bo przecież nie byłam w zaawansowanej ciąży. Czasem im zazdrościłam mimo tych wszystkich niedoskonałości związanych ze stanem błogosławionym było w nich coś nieziemskiego - były matkami.
A ja nadal szukałam prawdziwej, spełnionej miłości.
Z rozmyślań wyrwał mnie wibrujący telefon. To był znów Adam. Wysłał smsa:

"Przepraszam bateria mi padła, a ty pewnie już śpisz. Żartowałem z tym.. No wiesz.... Tak naprawdę, to w ogóle nie mogłem cię rozebrać, pogadamy o tym jutro ok.?"

No tak, że żartował z tym no wiesz.. Jednak język facetów jest ciężki do zrozumienia. Nic dziwnego, że nie mam żadnego przy sobie.

Zmęczona zasnęłam gdzieś koło północy z myślą, że jutro znów wzejdzie słońce, czy tego chcę, czy nie.

Porażeni [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz