Niespodzianka...

395 29 10
                                    

Ogarnięta , tak jak prosił Ralph, a właściwie na mnie to wymógł siedziałam w bujanym fotelu i po zjedzonej kolacji prawie przysypiałam.Było dobrze po dwudziestej gdy wnętrze domku oświetliły światła samochodu, a ja usłyszałam zamykanie dwóch drzwi i szamotaninę. Znów nie zamknęłam drzwi wejściowych, tak jak kazał Ralph, więc podniosłam się, żeby zrobić to teraz. Nie zdążyłam jednak, bo drzwi, znów z hukiem zostały otwarte, a do środka wpadł Ralph.

-Czego tak siedzisz po ciemku? -włączając światło wrzeszczał od progu-Znów nie zamknęłaś się na noc, ale może to i dobrze. Odsuń się kobieto, bo będziesz przeszkadzać.

Grzecznie usiadłam przy stole i przyglądałam się rozwojowi sytuacji. Ralph nie miał już na sobie munduru, a jego chód wskazywał na to, że tego wieczora nie wylewał za kołnierzyk.

-Dobra chłopaki dawać, droga wolna! -krzyknął wychylając się na próg domku.

Dosłownie po sekundzie usłyszałam śpiew mojego brata i jeszcze jeden znajomy głos. Podniosłam się z krzesła, a na progu ukazał się Tom taszczący Adama.
Popatrzyłam pytająco na Ralpha.

-No co się tak gapisz? Męża ci przywiozłem. Słowo daję łobuziaro jesteś mi winna tysiąc buziaków. - skrzeczał

-Eeee. Tylko nie tysiąc, to moja żona i nie oddam jej nikomu. - bełkotał Adam.

-Dobra mężuś nie wymachuj tak rękoma, bo się w drzwi nie zmieścimy. - strofował go równie wcięty Tom.

Z wrażenia usiadłam ponownie. Trzech pijanych olbrzymów zajmowało cały, mały domek. Tom z Adamem pod pachą ledwo zmieścili się w drzwi.

-Ralph upiliście Adama-popatrzyłam na niego z wyrzutem.

-Noo, mieliśmy okazję, ale jutro sam ci powie, bo dziś biedaczek nie da rady, słabą głowę ma. - odpowiedział mrugając do mnie znacząco, a na ucho dodał-Znów uratowałem Ci tyłek.

-Ale jak wy tu się dostaliście, kto kierował,mogliście spowodować wypadek?-spytałam

-Spokojna twoja -odpowiedział Tom - mamy kierowcę i wskazał na suva Adama, w którym siedziała Rosé i uśmiechała się do mnie.

-Siostra gdzie mam położyć tego dryblasa, bo trochę mi ciężko, a biedaczek już chyba zasnął? -spytał

-Dasz radę go utrzymać jeszcze trochę, rozłożę kanapę?

Kanapa, która kiedyś mieściła naszą czwórkę z ledwością wystarczała dla Adama.Podłożyłam mu poduszkę pod chore kolano i zwróciłam się do chłopaków, którzy rozsiedli się teraz szczęśliwi przy stole i wyciągnęli kolejną flaszkę Whisky.

-Popilnujecie go złoczyńcy na chwilę, wyjdę do Rosé.
Grzecznie obydwaj skinęli głowami.
Wyszłam na zewnątrz naciągając na siebie kurtkę i podeszłam do auta. Rosé zaśmiewała się do rozpuku. Popatrzyłam na nią jak na wariatkę.

-Co się tu dzieje Rosé? -spytałam przerażona.

-Nic An. Mówiłam Ci kiedyś, że ten duet jest niebezpieczny, nie słuchałaś, no to masz. - odpowiedziała nadal się śmiejąc

-Rosé, ale oni spili Adama do nieprzytomności. On jutro będzie umierał. - czyniłam jej wyrzuty

-Nie An. On umarł dziś rano gdy ciebie nie było przy nim, jutro to on się urodzi na nowo. -skwitowała poważnie i teraz to ona patrzyła na mnie z wyrzutem.

-Wiem Rosé, wiem, że go skrzywdziłam i wiem też, że może mi tego nie wybaczyć. - smutno spuściłam głowę.

-Gdybyś go widziała jak szalał z niepokoju o ciebie,a jak przeczytał list, który mu zostawiłaś, to zupełnie stracił głowę. Chciał wzywać policję i zgłosić zaginięcie. Wiedzieliśmy, że nic ci nie jest, więc Tom zadzwonił po Ralpha, który w miarę szybko przyjechał, a potem długo rozmawiał z Adamem, aż w końcu dołączył do nich twój brat, no i się potoczyło. Zastanawia mnie tylko z czego oni się tak cieszą?

Porażeni [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz