Czasem Słońce, Czasem Deszcz...

279 29 1
                                    

    Tydzień pobytu u mamy mijał leniwie. Pierwsze dni były najgorsze. Śmiałam się i płakałam na przemian.Mama dawała mi tyle zajęć, że nie miałam czasu na myślenie,o tym, co się dzieje u Adama.
Posprzątałyśmy strych, piwnicę i garaż. Pogoda nas nie rozpieszczała,cały czas padało, a jak nie padało, to wiał silny wiatr. Wrzesień dobiegał ku końcowi i na drzewach pozostały nieliczne liście. Droga była praktycznie nie przejezdna. Dobrze, że mój brat dysponował wielkim,czarnym suwem z napędem na cztery koła i co dwa dni robił nam zakupy.
Mama szalała w kuchni. Uwielbiała gotować,tym bardziej teraz jak miała dla kogo. Powoli odzyskiwałam samą siebie. Częściej zastanawiałam się nad tym, żeby swój plan zacząć wcielać w życie. Oprócz tego jednego SMS-a nie miałam od Adama żadnych wiadomości, Rosé też się nie odzywała. Starałam się zapomnieć,jednak komórkę od morskookiego zawsze miałam przy sobie.Wieczorami siadałyśmy z mamą przed kominkiem i oglądałyśmy stare albumy ze zdjęciami. Wracałam do normalności. Jedyne czego mi brakowało, to spacerów z Alfą. Tęskniłam za nią.

      Od półtora tygodnia Adam się nie odzywał i miałam dziwne przeczucie, że już się do mnie nie odezwie.
W końcu przestało padać i w moim sercu też przestał pojawiać się smutek.
Zdecydowałam, że otworzę restaurację, albo salę weselną. Z taką kucharką jak mama nic nie było mi straszne. Tak mnie dokarmiła, że zaczęłam przybierać na wadze. Jedynym plusem takiej diety było to, że moje piersi zyskały na jędrności i sprężystości.
Stałam przed lustrem w łazience i przyglądałam się im z zachwytem.
W jednej chwili wspomnienia wróciły. Serce zaczęło walić jak oszalałe. W mojej pamięci wyrysowały się dłonie Adama i to, jak mówiłam mu, że są takie duże, żeby mogły pomieścić moje piersi. Machinalnie naciągnęłam na siebie szlafrok i pobiegłam do swojego pokoju. Otworzyłam szafę i wyciągnęłam ją-szarą bluzę. Mimo tylu dni i tego, że ją wyprałam nie straciła swojego zapachu. Przytuliłam ją do siebie, a po policzku spłynęła mi łza.
Do drzwi pokoju zapukała mama,a ja schowałam szybko bluzę pod poduszkę.

-Proszę. - powiedziałam roztrzęsiona.

-Zostawiłaś telefon w łazience, a on dzwonił i dzwonił-oznajmiła spokojnie .

-Kto dzwonił? -spytałam zszokowana

-Nie wiem dziecko.Gdy już go znalazłam, ten ktoś się rozłączył. Nie znam się na smartfonach i nie umiałam go odblokować-odpowiedziała .

Prawie wyrwałam mamie z ręki aparat. Przestraszona do granic odblokowałam ekran i sprawdziłam nieodebrane połączenia. Dzwoniła Rosé.
Niewiele myśląc wybrałam jej numer.
Po trzech sygnałach odebrała.

-Halo. - usłyszałam jej znajomy głos.

-Cześć Rosé dzwoniłaś.

-Tak An dzwoniłam. - mówiła tak cicho, że ledwie ją słyszałam.

-Rosé ja cię prawie nie słyszę możesz mówić głośniej? - spytałam

- Nie An nie mogę jestem w szpitalu. - oznajmiła

-Rosé, co ty robisz w szpitalu, coś się stało? -zaczynałam się bać.

-Tak An. Mark postrzelił Adama, właśnie go operują.. - prawie płakała

Reszty nie usłyszałam. Telefon wypadł mi z ręki, a ja osunęłam się na fotel.
Gdy otworzyłam oczy mama stała nade mną i jedną ręką wachlowała mnie, a w drugiej trzymała mój telefon.

-Rosé muszę kończyć Anna się ocknęła - powiedziała do słuchawki.

-Mamo ja muszę tam jechać-oznajmiłam.

-Dobrze córeczko. Zadzwonię po Toma. Pojedziemy tam wszyscy. Nie możesz być teraz sama-powiedziała mama i sięgnęła do kieszeni po swój telefon.

Porażeni [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz