Rozdział 4

3.4K 197 872
                                    

Od potwornego żartu minął tydzień. W szkole zaczęła się ostra jazda bez trzymanki. Co chwilę chodziłem na poprawy i łapałem każdą możliwą okazję na poprawę oceny. Jeśli chodziło o moje oceny, to byłem strasznym perfekcjonistą. Zawsze starałem się, aby moje świadectwo było nieskazitelne. I od wielu lat, nawet teraz w szkole średniej, otrzymywałem czerwone paski.

Mnóstwo czasu spędzałem na nauce z Ben'em. Nie dość, że on też był typem kujona, to na dodatek chodziliśmy razem do klasy. Uwielbiałem z nim rywalizować, dzięki czemu nauka stawała się niesamowicie przyjemna. Lecz nawet w tak trudnym okresie roku szkolnego znajdowaliśmy czas na pogaduszki.

- Jak tam twój postęp w podrywaniu... - zacząłem, lecz nie dane mi było dokończyć. Ben szybko zatkał mi usta.

- Ciii... Jeszcze ktoś by usłyszał.

Wszyscy w naszej paczce dobrze wiedzieliśmy o zauroczeniu naszego grubszego kolegi. Wszyscy, oprócz samego obiektu westchnień - Bev.

- Wczoraj uplotłem jej wianek ze stokrotek. Chodziła w nim cały dzień.

Na twarz Ben'a wypłynął błogi rumieniec. Widać było, że myślami wypłynął już gdzieś daleko poza stronice książek.

- Jakim cudem ona jeszcze nic nie zauważyła...? - nie mogłem zrozumieć.

- Nie mam pojęcia. Ale nie przestanę się o nią starać. Nawet choćby mnie odrzuciła i wyśmiała, to ja nadal będę ją kochać...

- Stary, nie przesadzaj z tym zauroczeniem. Możesz to przeżywać o wiele gorzej niż myślisz.

- A skąd ty to możesz wiedzieć? Przecież nawet jeszcze nie byłeś w formalnym związku.

Popatrzyłem się na niego nic nie mówiąc. Razem z Richie'm dawaliśmy tak słabo widoczne sygnały, że tylko Stan spoglądał czasami na nas podejrzliwie. Woleliśmy wszystko zrobić powoli, aby nie zorientowali się, że to wszystko to tylko żart. Poza tym ja nadal nie mogłem się przemóc. Od tamtej pamiętnej nocy, nie pocałowałem Richie'ego ani razu. Za bardzo bałem się tego, co działo się w mojej głowie...

Razem z Ben'em patrzyliśmy na siebie w ciszy. Uniosłem jedną brew do góry. Chłopak zaczął wątpić w swoje słowa.

- Czekaj czekaj... Byłeś? Kiedy?!

- Gdybym ci powiedział, to byś nie uwierzył - odparłem tajemniczo.

Ben odgarnął na bok wszystkie książki. Zgasił światło w pokoju. Rozsiadł się w fotelu i skierował lampkę na moją twarz. Zamrugałem oślepiony nagłym błyskiem.

- A więc Edward'zie Kaspbrak'u... Mam do pana kilka pytań, na które pod groźbą kary wydanej przez prawo, musi odpowiedzieć pan szczerze...

- Ben, bez teatrzyków proszę...

Chłopak zignorował moją prośbę i dalej bawił się w przesłuchanie. Wyciągnął nawet czystą kartkę na zapiski.

- Pierwsze pytanie: kiedy wspomniany wcześniej związek miał miejsce?

- W Derry...

- Eddie, skup się! Chodzi mi o to, kiedy się spotykałeś z tą osobą!

- W sumie... to teraz.

Zszokowana mina Ben'a wywołała we mnie trudną do poskromienia falę śmiechu.

- Jak to teraz?

- No tak to... Na razie wolimy się z tym nie obnosić.

- Od jak dawna?

- Miesiąc, może dwa - skłamałem.

- Kto to?

It's just a joke //REDDIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz