Przemierzaliśmy niespiesznie ulice Derry. Czułem, że w każdej chwili mogę zemdleć. Kręciło mi się głowie i zbierało na wymioty. Bałem się tego, co mogłem usłyszeć z ust mojego chłopaka. Cały czas miałem nadzieję, że Richie wszystkiemu zaprzeczy, że prawda jest tak zupełnie inna, że jeszcze będziemy się śmiać. Uderzała mnie jednak absurdalność tych nadzieji. W głębi duszy wiedziałem, że Stan znowu ma rację...
Gdy tylko naszym oczom ukazał się park, stanąłem jak wryty. Strach przejął władzę nad każdą komórką mojego ciała. Nie byłem w stanie nawet swobodnie oddychać. W pewnym momencie dostrzegłem ciemne loki gdzieś między drzewami. Miałem ochotę uciec, ale nie potrafiłem. Bill wyciągnął dłoń w moją stronę i uśmiechnął się pokrzepiająco. Niepewnie chwyciłem go pod ramię. Zaczął mnie prowadzić w stronę parku.
- Z-zobaczysz, będzie dobrze. J-jesteśmy z tobą - powiedział.
Chciałem coś odpowiedzieć lub chociaż podziękować. Jednak bicie mojego serca było tak głośne, że zakłócało wszelkie moje myślenie.
Osoba siedząca na ławce poruszyła się nerwowo. Rozglądała się w poszukiwaniu kogoś. Aż w końcu spojrzała na nas...
Richie szybko wstał i zaczął iść w naszą stronę. Kiedy był wystarczająco blisko i mnie dostrzegł, otworzył usta z przerażenia i zaczął biec.
- Eddie! Co się sta...
Wyciągał ręce w moją stronę. Lecz nie mógł zrobić kroku naprzód. Kij bejsbolowy Stan'a skutecznie trzymał go na dystans. Bill spojrzał z wściekłością wypisaną na twarzy na swojego chłopaka.
- Skąd ty to wziąłeś?! - wykrzyknął.
Stan tylko lekko się uśmiechnął i wzruszył ramionami. Nie spuszczał wzroku z Richie'ego. Nagle spoważniał i wysyczał w jego stronę.
- Zabieraj łapska od mojego przyjaciela.
- To mój chłopak! Daj mi spokój! - wykrzyknął Richie i odepchnął broń skierowaną w jego stronę.
Schowałem się za plecy Bill'a. Zbierało mi się na płacz. Znowu.
- Co się stało? - zapytał z troską Richie.
- Ty już dobrze wiesz co - warknął Stan.
Chłopak przebiegł wzrokiem po naszych twarzach. Widziałem, jak jego mina powoli robi się coraz bardziej przerażona. Miałem do niego tyle pytań i tyle próśb, aby im zaprzeczył... Potrafiłem jednak tylko opierać się na swoich przyjaciołach. Bo sam nie dałem rady zrobić nic.
- M-masz nam coś d-do powiedzenia? - zapytał spokojnie Bill.
W ciszy, która zapanowała, słyszeliśmy nawet to, co działo się na drugim końcu miasta. Richie wydawał się być oszołomiony. Wyraźnie nie wiedział, jak ma na to odpowiedzieć. Zebrałem więc w sobie wszystkie resztki mojej pewności siebie i powiedziałem:
- Widziałem cię dzisiaj... Mówiłeś, że idziesz do lekarza, ale tam mężczyzn chyba nie przyjmują...
Richie wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami. Już wiedział, do czego zmierzam.
- T-to da się wyjaśnić - próbował się bronić. - Mama kazała mi odebrać swoje badania i...
- Przestań już kłamać - westchnął Stan bawiąc się kijem bejsbolowym. - Dobrze wiemy, z kim i w jakim celu tam byłeś. Eddie wszystko widział.
Dostrzegłem łzy zbierające się w oczach Richie'ego. Skutecznie z nimi walczył. Jeszcze raz spróbował się do mnie zbliżyć. Stan cały czas trzymał go jednak na dystans.
CZYTASZ
It's just a joke //REDDIE
FanfictionEddie stał się ofiarą żartu prawie wszystkich swoich przyjaciół. Coś, co dla nich było śmieszne, dla niego jest przerażające. Szuka więc pomocy w jedynej osobie, która w tym nie uczestniczyła. A tak się składa, że jest to ktoś, kto uwielbia żartować...