Rozdział 10

3.3K 177 530
                                    

Wyszliśmy z domu zaraz po tym, jak Richie zakrył siniaki makijażem. Cała droga do szkoły minęła nam w ciszy. Panowała między nami tak gęsta atmosfera, że dało się ją kroić nożem. Dotarliśmy na miejsce nadzwyczaj wcześnie. Korytarze były jeszcze w miarę puste i dało się przejść bez przepychania się. Ja i Richie mieliśmy lekcje na różnych piętrach, ale na czas przerwy przedlekcyjnej pozostaliśmy razem.

- Cześć, gołąbeczki! Jak wam minęła ta upojna noc?

Głos Beverly rozniósł się po korytarzu. Parę osób spojrzało w naszą stronę. Zasłoniłem sobie oczy dłonią, a Richie otoczył mnie ramieniem. Przybrał ten swój chytry uśmieszek i westchnął.

- Tak jak zawsze: gorąco do granic możliwości.

- Richie!

Dziewczyna i mój udawany chłopak zachichotali. Oni chyba nie zdawali sobie sprawy, że znajdujemy się w miejscu publicznym. Żarty żartami, ale na ludzi trzeba uważać.

- Oj Eddie! Nie krępuj się! Przecież ci się podobało - zawołał Richie.

Wspomniałem mój sen. Zacisnąłem zęby, aby powstrzymać rosnące we mnie pożądanie. On nawet nie wiedział, jaką burzę we mnie wywołał. Zaczerwieniony po uszy odwróciłem wzrok.

- Nie wstydź się. Przecież to ludzka rzecz! - powiedziała Bev.

Ludzie się na nas patrzyli. Tego było dla mnie za wiele. Wyrwałem się z objęć Richie'ego i uciekłem do najbliższej toalety. Już w połowie drogi poczułem łzy zbierające mi się pod powiekami.

Wparowałem do środka i nie patrząc na to, czy ktoś jest w pomieszczeniu, rozpłakałem się. Oparłem się czołem o ścianę nie myśląc o tych wszystkich bakteriach. I nagle usłyszałem głośne mlaśnięcie.

Spojrzałem w stronę dźwięku. Stali tam Bill i Stan. Jąkała przypierał do ściany swojego chłopaka. Mieli lekko opuchnięte usta. Chyba wiadome jest to, co im właśnie przerwałem...

- J-ja przepraszam - wydukałem. - N-nie chciałem p-przerwać...

- C-co się stało, Eddie? - zapytał od razu Bill.

Chłopaki podeszli do mnie i zaprowadzili na parapet. Usiedliśmy na nim, a ja otarłem łzy.

- Ten skurwiel ci coś zrobił? - spytał Stan.

- Co?

- R-richie... - wyjaśnił Bill patrząc z wyrzutem na swojego chłopaka.

- Nie... A właściwie tak... Choć nie do końca...

- Wykrztusisz to wreszcie?

- To nie takie łatwe - westchnąłem.

- T-to wyjaśnij o-od początku.

Bill posłał mi pokrzepiający uśmiech. Spuściłem wzrok. Aby im to wyjśnić, musiałbym na początu przyznać się do żartu. Nie chciałem tego robić. Z drugiej jednak strony możliwość wygadania się z tego, co mi leżało na duszy, było cudowną możliwością. Dusiłem to w sobie od tylu dni. Nie należałem do osób, które same potrafiły radzić sobie ze swoimi problemami. Potrzebowałem wsparcia. I to natychmiast.

- To długa historia - powiedziałem po chwili namysłu.

- M-mam teraz matematykę. N-nigdzie mi się n-nie spieszy.

- Ja też mogę zostać.

Westchnąłem i spojrzałem na moich przyjaciół.

- Zacznijmy od tego, że Richie nie jest moim chłopakiem.

It's just a joke //REDDIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz