Noc spędzona bez Richie'ego nie była przyjemna. Co chwilę się budziłem i rozglądałem w poszukiwaniu potworów z ciemności. Mój lęk przed nimi wyraźnie zmalał, ale i tak był wystarczająco silny, aby nie dawać mi spokojnie spać.
Kilka razy w ciągu nocy podchodziłem do okna i patrzyłem na gwiazdy. Gdzieś z tyłu głowy miałem nadzieję, że Richie robi właśnie to samo. Obracałem w dłoniach muszelkę, aby się uspokoić. I to pomagało.
Nad ranem nie byłem w żadnym stopniu spokojny. Łapałem się każdej roboty, byleby tylko nie myśleć o moim chłopaku. Co on przede mną ukrywał? Dlaczego tak nagle musiał wrócić? I dlaczego mijał się z prawdą? Chociaż tego ostatniego nie mogłem być pewien...
Zmywając naczynia zerkałem zadrośnie przez okno. Bill i Stan leżeli wtuleni na hamaku przed domem. Ich związek nie był tak skomplikowany jak mój i Richie'ego. Miłość również odkryli łatwiej niż my. Zazdrościłem im swobody w okazywaniu uczuć. Bo tymczasem ja nie potrafiłem się nie zarumienić od samej obecności mojego chłopaka.
- Na co tak ciągle patrzysz?
Z zamyślenia wyrwał mnie Ben. Krzątał się po kuchni i przygotowywał obiad.
- Na nic...
- Przecież widzę, że coś jest nie tak. Dobrze wiesz, że mi możesz powiedzieć.
Zerknąłem na niego i uniosłem jedną brew do góry.
- I co? Spiszesz wszystko na kartce i zaniesiesz Bev?
- To była jednorazowa sytuacja - bronił się. - Teraz to co innego.
Westchnąłem.
- Martwię się o Richie'ego.
- To duży chłopiec. Poradzi sobie ze wszystkim - powidziała Bev, która właśnie weszła do kuchni.
- A co konkretnie cię martwi? - dopytał Ben.
- To, jak się zachowywał rozmawiając przez telefon. Był strasznie niespokojny. Może nawet wystraszony...
- Mówił przecież, że jego kuzynka miała wypadek. To chyba normalne.
- Wątpię, że to o to chodziło...
- Za długo przebywałeś ze Stan'em - stwierdziła dziewczyna.
Zastanowiłem się nad tym. Wszystkie moje wątpliwości rodziły się właśnie przez niego. Stan zawsze zbyt mocno dramatyzował. Najpewniej mi się udzieliło.
- Pewnie macie rację. Niepotrzebnie się tym aż tak martwię.
- Zawsze możesz przecież jeszcze do niego zadzwonić. Zawsze to cię jakoś uspokoi.
Zastanowiłem się nad ich słowami i w końcu poczułem, że to napawdę może pomóc. Porzuciłem niedomyte naczynia, chwyciłem mój telefon i pobiegłem do swojego pokoju. Już niemal odruchowo wybrałem numer mojego ukochanego. Wsłuchałem się w dźwięk łączenia. Minęło kilka sygnałów. Miałem wrażenie, że czekam wieki. I gdy już miałem odkładać telefon, w słuchawce rozległ się dobrze mi znany głos.
- Halo?! - powiedział zdyszany chłopak.
- Cześć, Rich. Wszystko w porządku?
- T-tak. A czemu pytasz?
- Brzmisz, jakbyś był zmęczony.
- Właśnie wybiegłem ze szpitala. Byłem u kuzynki, a nie chciałem, żeby moja rodzinka wsłuchiwała się w naszą rozmowę.
- Rozumiem... Co z nią?
- Co?
- No z kuzynką.
CZYTASZ
It's just a joke //REDDIE
FanficEddie stał się ofiarą żartu prawie wszystkich swoich przyjaciół. Coś, co dla nich było śmieszne, dla niego jest przerażające. Szuka więc pomocy w jedynej osobie, która w tym nie uczestniczyła. A tak się składa, że jest to ktoś, kto uwielbia żartować...