Kolejne dni mijały na powolnym obijaniu się. Stworzyliśmy naszą sielankową codzienną rutynę, dzięki której każdy miał czas na odpoczynek. Wstawaliśmy wcześnie rano. Jakoś nie potrafiliśmy spać długo. Wspólnie jedliśmy śniadanie i wychodziliśmy do lasu lub nad morze. Na czas obiadokolacji wracaliśmy do domu. Potem do późna siedzieliśmy przy ognisku lub graliśmy w karty przy kominku. Zero elektroniki, zero cywilizacji... To było cudowne.
Jedyną odskocznią od tych przyjemności było wychodzenie na miasto. Najchętniej nie ruszalibyśmy się z naszej dziury, ale przecież musieliśmy coś jeść.
Podzieliliśmy się więc na dwa zespoły. Na zakupy szliśmy raz w tygodniu, więc każdy musiał zaliczyć jedną taką podróż.
W pierwszym tygodniu na zakupy szli Mike, Ben i Bev. Był to zdecydowanie lepszy zespół. Mike był świetnym nawigatorem, a Ben był naszym prywatnym kucharzem. Pewność siebie rudowłosej była natomiast najlepszą obroną przed wrogo nastawionymi ludźmi.
Gorzej było, kiedy po jedzenie wysłano pozostałą czwórkę...
Obudziliśmy się jak zwykle z samego rana. Gdy wszedłem do kuchni, zastałem Ben'a piszącego długą listę zakupów.
- Cześć - przywitałem się. - Mamy to wszystko kupić?
Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Oczywiście. Zamierzam jeszcze upiec ciasto na nasz wyjazd, więc dochodzi wam dodatkowa torba.
- I niby jak mamy to tutaj donieść...?
- My poradziliśmy sobie we trójkę. Dacie radę.
- Przypominam, że dzisiaj Richie i Stan będą zmuszeni przebywać ze sobą przez dość długi czas. Ja wykituję...
- Aż tak źle przecież być nie może...
Niemal natychmiast usłyszeliśmy krzyki na piętrze. Westchnąłem zrezygnowany i poczłapałem na górę.
Tak jak podejrzewałem, chłopaki już wszczęli kłótnię o byle gówno. Tym razem spierali się, kto pierwszy ma iść do toalety.
- Ja przyszedłem pierwszy! - wykrzyknął Richie.
- Ale ja już dłużej czekam! - odkrzyknął Stan.
- To trzeba było sobie pilnować kolejki!
- Richie? - powiedziałem pocierając ręką czoło.
Chłopak spojrzał na mnie. Jego wzrok od razu złagodniał.
- Tak, skarbie?
- Masz jaja? To odpuść.
Richie popatrzył na mnie obrażony. Niechętnie odsunął się od drzwi. Stan z zadowoleniem wypisanym na twarzy wszedł do środka.
- Skoro mam jaja dlatego, że ci ustąpiłem, to znaczy że ty ich nie masz - zastanawiał się na głos Richie.
- Ty mały...!
Stan już rzucał się na niego z pięściami. Stanąłem pomiędzy nimi. Czułem się jak przedszkolanka...
- Dość. Stan idzie do łazienki, a Richie do pokoju. I bez żadnych dyskusji!
Rzucając sobie wściekłe spojrzenia poszli w swoje strony. A ja, już mocno zdenerwowany, ruszyłem z Richie'm do pokoju.
- Czy wy nie potraficie wytrzymać pięciu minut bez kłótni? - zapytałem zamykając za sobą drzwi.
- Ale to nie przeze mnie! To on się o wszystko czepia!
CZYTASZ
It's just a joke //REDDIE
FanfictionEddie stał się ofiarą żartu prawie wszystkich swoich przyjaciół. Coś, co dla nich było śmieszne, dla niego jest przerażające. Szuka więc pomocy w jedynej osobie, która w tym nie uczestniczyła. A tak się składa, że jest to ktoś, kto uwielbia żartować...