Rozdział 11

2.9K 169 555
                                    

Głośna muzyka, niezdrowe żarcie i spora dawka śmiechu - to było najlepsze odstresowanie od miesięcy ciężkiej pracy. Nasza leśna kryjówka stale się powiększała za sprawą Ben'a. Było w niej coraz więcej miejsca do zabawy. Lecz na daną chwilę nie to liczyło się dla mnie najbardziej.

Nigdy bym nie pomyślał, że stanę się praktycznie taki sam jak Bill i Stan. Niemal cały czas chodziłem przyklejony do Richie'ego. Mogę z ręką na sercu przyznać, że uzależniłem się od jego ramion. Większość spotkania spędziłem siedząc na jego kolanach uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Jedyne co, to błądził rękami po moim ciele. Na codzień byłem raczej grzeczny w TYCH sprawach, ale w tamtych momentach byłem w stanie myśleć tylko o jednym...

Jeśli ktoś by się spytał, dlaczego nagle stałem się taki śmiały, to odpowiedź jest jedna: Richie nadal uważał, że robię to wszystko na potrzeby żartu. Jego niewiedza na temat moich uczuć pomagała mi tylko w zaspokajaniu swoich potrzeb. Skoro nie potrafiłem zdobyć jego serca, to chciałem przynajmniej korzystać z jego bliskości jak najdłużej.

- Ej! Odwalmy coś na zakończenie roku szkolnego! - wykrzyknął Mike.

- Co tym razem? - mruknąłem. - Znowu kupimy w Tesco karpie na promocji i wrzucimy je do szkolnego basenu?

Wszyscy parsknęli śmiechem. Tą akcją wpisaliśmy się na złotą listę najbardziej szalonych osób w szkole. Co lepsze: do dzisiaj nie ustalono, kto dokładnie to zrobił. W związku z czym nie zostaliśmy za to ukarani.

- Może coś bardziej normalnego i pożytecznego? - zaproponował Ben, kiedy głupawka opadła.

- Co masz na myśli? - zainteresowała się Bev.

Zerknąłem na mojego udawanego chłopaka. Głośno odchrząknąłem.

- Coś pożytecznego, mówisz? Rozdajmy na korytarzu ulotki z numerem Grety oraz z ofertami prostytucyjnymi.

Kolejna salwa śmiechu rozniosła się po pomieszczeniu. Tylko Richie wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.

- To jest już gruba przesada, Eds. Karpie były śmieszne. A tutaj ktoś może ucierpieć - powiedział.

- Ale ty też cierpiałeś. W dodatku tylko i wyłącznie z jej winy.

- To nie znaczy, że można od tak jej zniszczyć życie.

- Ona prawie zniszczyła twoje. Całe szczęście, że zareagowaliśmy w porę.

- Czyli uważasz mnie za ślepego idiotę?

- Nie. Po prostu to ona...

Między nami napięcie rosło z każdym wyrzuconym słowem. Nie wiem co by się stało, gdyby Bev nie ogarnęła sytuacji.

- A czy możecie tego nie rozpamiętywać? - przekrzyczała nas. - Było minęło. Najważniejsze, że teraz macie siebie nawzajem.

Spojrzałem na Richie'ego. Widziałem złość w jego oczach. Mimo tego objął mnie od tyłu i ułożył głowę na moim ramieniu. Czułem jednak między nami pewne spięcie, którego nigdy wcześniej nie było.

Niepewnie pocałowałem go w czoło. Ten tylko mocniej mnie przytulił. Bev spoglądała na nas dumna z siebie.

- To co możemy zrobić na zakończenie roku? - zapytała po chwili.

- Powieśmy na drzewach przy szkole piniaty z twarzami nauczycieli - odparł obojętnie Stan.

- Stanny, r-rozmawialiśmy o tym - warknął Bill. - Żadnego w-wieszania.

Zerknęliśmy z troską na naszego przyjaciela. Czy Bill naprawdę potrafił znaleźć w słowach swojego chłopaka takie sygnały? Stan od dawna lubił żarty o samobójstwach. Dopiero jego partner zaczął wypleniać z niego to zafascynowanie.

It's just a joke //REDDIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz