Błogie ciepło otaczało mnie ze wszystkich stron. Czułem pewnego rodzaju ulgę i szczęście, które mogłem znaleźć tylko w tej jednej wyjątkowej osobie. Wtuliłem się mocniej w mokre ciało mojego chłopaka. Razem próbowaliśmy uspokoić oddech. Richie bawił się moimi włosami i co chwilę składał delikatny pocałunek na mojej twarzy.
- Chcę, żeby było tak już zawsze - wymruczałem pod wpływem jego uspokajającego dotyku.
- Ale przecież nie będzie.
Spojrzałem na niego zaskoczony. Mówił całkowicie poważnie.
- Co masz na myśli? - zapytałem niepewnie.
Chłopak zsunął dłoń na mój brzuch i czule go pogłaskał.
- A nasze dzidzi? Jak się urodzi, to już nie będzie tak łatwo się poruchać.
Mimo całego uroku tej sytuacji, parsknąłem śmiechem. Riche również zaczął chichotać.
- No tak! Jak mogłem zapomnieć, że jestem w ciąży...
- A tak przy okazji: chujowa z ciebie matka - oznajmił. - Nie dość, że mało jesz, to jeszcze łykasz alkohol jak moją spermę.
Nawet gdybym chciał się obrazić, nie potrafiłbym. Już prawie turlałem się po łóżku ze śmiechu. Richie'emu też się to udzielało w dużym stopniu. Dziwiłem się, że nasi przyjaciele tak cierpliwie znoszą głośne dźwięki z naszego pokoju.
Po parunastu minutach w końcu się ogarnęliśmy. Powrócił klimacik, który panował tuż po stosunku. Czułem tą niesamowitą błogość, która rozlewała się po całym moim ciele. Spojrzałem w dół na dłoń mojego chłopaka, która wróciła na mój brzuch.
- Jak ją nazwiemy? - zapytał.
- Ją? - zdziwiłem się.
- Lub jego. Chociaż wolałbym córeczkę...
Przypomniał mi się mój sen. Urocza mała dziewczynka biegła w nim w moją stronę. Tak śliczna i delikatna istotka, którą trzeba chronić za wszelką cenę... Po moim serduszku rozlało się ciepło, a na twarz wypłynął uśmiech. Myśl o rodzinie zawładnęła moim umysłem. A myśl, że mogę ją stworzyć z moim ukochanym, spowodowała szybsze bicie serca.
- Córeczka... Też chciałbym mieć taką kruszynkę - rozmarzyłem się.
- I nazwijmy ją Beyonce!
- Popieprzyło cię? Nie krzywdź dziecka!
- To jak ją nazwiemy?
Zamyśliłem się. Odpowiedź miałem naszykowaną od bardzo dawna. Czekałem tylko na to, aż ktoś mnie o to spyta.
- Lily.
- Lily? Czemu tak?
- Bo kojarzy mi się z kwiatem. Zachwyca swoją urodą i zapachem. Jest olśniewająca i nie da oderwać się od niej oczu. Jest jednak delikatna, a jej płatki można łatwo uszkodzić. Dlatego trzeba o nią dbać jak o największy skarb.
Zerknąłem na twarz chłopaka. Wpatrywał się we mnie swoimi maślanymi oczkami. Czule objął dłonią moją twarz i delikatnie się uśmiechnął.
- Lily... Podoba mi się.
Pocałował mnie w czoło, a potem przeniósł się na moje usta. Szczęście wypełniało każdą komórkę mojego ciała. Radość tryskała ze mnie na kilometr. Czułem się jak w prawdziwym raju. To nie mogło trwać jednak długo.
Tak bowiem skończyła się ostatnia noc, kiedy wszystko wydawało się piękne, a wszystkie skrywane dotąd kłamstwa kryły się przed blaskiem dnia. Cieszyłem się chwilą nie wiedząc, że już niebawem przeżyję najgorszy koszmar mojego życia. Kilka krótkich dni... tyle wystarczyło, aby to nasze całe cukierkowe życie runęło w gruzach.
CZYTASZ
It's just a joke //REDDIE
FanfictionEddie stał się ofiarą żartu prawie wszystkich swoich przyjaciół. Coś, co dla nich było śmieszne, dla niego jest przerażające. Szuka więc pomocy w jedynej osobie, która w tym nie uczestniczyła. A tak się składa, że jest to ktoś, kto uwielbia żartować...