Zaczynało się ściemniać. Wszyscy frajerzy bawili się jeszcze w najlepsze, ale ja musiałem dotrzymać polecenia mamy. Pod takim pretekstem udało mi się wymknąć.
Gęsty las, cisza, spokój... Była to idealna okazja do przemyśleń. Potwory z krzaków pochowały się widząc moją zamyśloną minę. To nie o nich teraz myślałem. Zeszły na drugi plan. A na pierwszym był Richie.
Od samego początku realizacji naszego żartu nic nie było jasne. Mój przyjaciel zachowywał się tak, jakby nie tylko o to mu chodziło. Do tego wieczoru miałem jeszcze jakieś złudne nadzieje, że może coś poczuł. Jednak tak nie było. Sam to przyznał. Miałem nabrać moich przyjaciół, a sam wplątałem się w tą zasadzkę...
Richie od zawsze był moim najlepszym przyjacielem. Nigdy też nie miałem żadnych wstydliwych myśli z nim związanych. Pojawiły się one dopiero z momentem naszego pierwszego pocałunku. A potem kolejnego, i kolejnego...
Dotknąłem swoich policzków. Były rozpalone. Na myśl o bliskości Richie'ego robiło mi się przyjemnie błogo.
,,Eddie, to przecież chłopak" - głos w mojej głowie cały czas to powtarzał. ,,To tylko chwilowe zauroczenie i zaraz ci przejdzie". Ale nie przechodziło.
Zacząłem coraz bardziej zwalniać, aż w końcu stanąłem. Wtedy uświadomiłem to sobie w pełni: zakochałem się w moim najlepszym przyjacielu. Pragnąłem jego dotyku, jego ust. Chciałem, aby mnie przytulił i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Zatęskniłem za bezpieczeństwem, jakie mi dawał... Po moim policzku popłynęła łza. Ja pragnąłem tego wszystkiego. Ale on nie...
- Eddie!
Od niespodziewanego krzyku aż podskoczyłem i przekląłem głośno. Moje serce biło jak szalone. A prawie się zatrzymało, kiedy rozpoznałem właściciela głosu. Spuściłem wzrok. Teraz wstyd mi było nawet na niego spojrzeć.
- Czego chcesz? - zapytałem oschle.
- Czemu tak stoisz? - spytał Richie ignorując moje pytanie. - Czekałeś na mnie?
- Ee... nie...? Patrzyłem na... te grzyby.
Okularnik popatrzył na mnie z ukosa. Potem przeniósł wzrok na dwie dorodne huby.
- Twoja matka ma takie same w pochwie - zaśmiał się.
- Po twojej wizycie na pewno.
- Osz ty mały!
Rzucił się na mnie z łaskotkami. Pisnąłem i spróbowałem uciec. Cudem udało mi się wywinąć. Krzycząc biegłem przed siebie co chwilę się oglądając. Richie mnie gonił. I kiedy po raz kolejny się odkręciłem, przystanął. Widziałem jego zamiar krzyku. Nie zdążył. W ostatniej chwili zauważyłem drzewo rosnące na mojej drodze. I... buum.
- Auu! - zawyłem.
Zakręciło mi się w głowie. Kiedy już miałem upadać, coś silnego mnie chwyciło. Wszystko było rozmazane i się poruszało. Musiała minąć dobra chwila, zanim doszedłem do siebie. I niemal natychmiast oblały mnie rumieńce. Richie z całych sił obejmował mnie w talii...
- Jesteś cały?
Zaczął oglądać moją twarz i ręce. Od każdego jego dotyku dostawałem gęsiej skórki. Ukradkiem przyglądałem się jego wielkim oczom.
- Wszystko okej. Tylko trochę zakręciło mi się w głowie.
- Ostatnio jakoś często przyciągasz wypadki.
- Po co za mną szedłeś? - szybko zmieniłem temat.
- Właśnie przez to. Zaraz znowu sobie coś zrobisz.
CZYTASZ
It's just a joke //REDDIE
FanficEddie stał się ofiarą żartu prawie wszystkich swoich przyjaciół. Coś, co dla nich było śmieszne, dla niego jest przerażające. Szuka więc pomocy w jedynej osobie, która w tym nie uczestniczyła. A tak się składa, że jest to ktoś, kto uwielbia żartować...