*Mavis*
Chłopak oddał strzał, a trafił w sam środek tarczy, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Nie dość, że muzyk, to jeszcze całkiem niezły łucznik.
- Panie Roth, panna Agreste już się zjawiła, także niebawem zaczniemy trening. - brązowowłosy odwrócił się w moją stronę, a jego czarne oczy skrzyżowały się z moimi trawiastymi tęczówkami. No nie powiem, słodziak z niego... Poza tym, mam wrażenie, że skądś go kojarzę... No tak, to syn Boba Rotha, tego producenta muzycznego, a zarazem brat XY. Chłopak odłożył łuk na bok, po czym podszedł do mnie, uśmiechając się przy tym.
- Cześć, jestem Marcus i tak, jestem synem Boba Rotha i bratem tego idioty, Xaviera, rodziny się niestety nie wybiera. - kiedy brunet wspomniał o swoim bracie, wywrócił niedbale oczami. Chyba nie mają ze sobą zbyt dobrego kontaktu, w przeciwieństwie do mnie i Adriena.
- Jestem... - chciałam się przedstawić, ale Marcus wszedł mi w słowo:
- Wiem, kim jesteś. Kto by nie kojarzył słynnej Mavis Agreste? - zgromiłam go spojrzeniem, gdyż wkurzyło mnie, że ten nawet nie dał mi dojść do słowa, ale ostatecznie delikatnie się uśmiechnęłam. Nie chciałam go od siebie odstraszyć już na samym starcie, bo mogłoby to się skończyć tak samo jak z Kimem.
- Dla przyjaciół i znajomych, May. - podałam mu wolną rękę, którą ujął. Szybko ją jednak zabrałam, ponieważ Marcus zaczął przyglądać się mojemu miraculum, a ja raczej wolałabym uniknąć wtopy.
- A jestem przyjacielem, czy znajomym? - spytał z figlarnym uśmiechem.
- Trzeba przebyć dłuuugą drogę, żeby awansować ze znajomego na przyjaciela, więc się tak nie rozpędzaj. - odparłam, podejmując jego grę. Normalnie zdzieliłabym go łukiem w łeb za próbę flirtu, ale wzięłam się na wstrzymanie, bo chociaż nie powiem tego głośno, trochę mi to schlebiało, co często się nie zdarza.
- Panno Agreste, nie wiem, czy panienka słyszała już o tym od swojego ojca, ale od dnia dzisiejszego zajęcia będziecie mieć we dwójkę. - cóż, dobrze wiedzieć. - Liczę, że wpłynie to pozytywnie na rozwój zarówno panienki, jak i pana Rotha. - pożyjemy, zobaczymy.
- Wiem już, że obiektyw cię kocha, a jak radzisz sobie z trafianiem do tarczy?
- Może nawet lepiej, niż ty. - uśmiechnęłam się wyzywająco.
- To się jeszcze okaże.
- No to patrz i podziwiaj. - podeszłam do jednej z tarcz i oddałam strzał. Udało mi się trafić w czerwone pole na środku tarczy, lecz nie centralnie w sam środek. Zaklęłam w myślach, gdyż teraz w szczególności zależało mi, by idealnie trafić i tym samym utrzeć nosa temu tam.
- Jeszcze ci trochę do mnie brakuje, ale nie martw się, z czasem na pewno się poprawisz. - Marcus objął mnie ramieniem z satysfakcją wymalowaną na twarzy. Gdyby moje spojrzenie mogło zabijać, XY na powrót zostałby jedynakiem.
- GDZIE. TA. ŁAPA? - aż samą mnie przeraził jad w moim głosie, a co dopiero tego biedaka, który wycofał swoją rękę, patrząc na mnie z lekkim niepokojem.
- Wybacz, nie chciałem naruszać twojej przestrzeni osobistej.
- Wiedz, że wyjątkowo ją sobie cenię. - oznajmiłam, nadal spoglądając na bruneta, jakby dopuścił się karygodnej zbrodni. Trening minął nam wiadomo na strzelaniu z łuku, ale także na dogadywaniu sobie nawzajem. No cóż, tak bywa. Po skończonej lekcji, Marcus uparł się, byśmy poszli się przejść. Ja wprawdzie mówiłam mu, że muszę wracać do domu, bo mój ojciec chce, abyśmy z bratem chodzili, jak w zegarku, ale ostatecznie mu uległam. W końcu, jeśli raz nie będę grzeczną córką tatusia, to chyba nic złego się nie stanie. Tak się przechadzając, rozmawialiśmy ze sobą na różne tematy, aż zeszło na nasze rodziny:
CZYTASZ
Miraculum : Życie pod Kotaklizmem
FanficOpowiadanie jest kontynuacją książki "Miraculum : Córeczka Tatusia." Jeśli nie czytaliście, nie przechodźcie nawet do opisu poniżej, żeby sobie nie spoilerować! Jeśli jednak zaległości nadrobione, zapraszam dalej... Wielu uważa, że wiedza jest potę...