Rozdział 18

717 70 6
                                    

*Adrien*

Nie wiem ile Mari już nie ma. Napewno w chuj długo jej nie widziałem. Z dwa tygodnie? Miesiąc? Może od razu kurwa rok? Czuję się jakby ten czas, bez niej, stanął w miejscu.

Siedziałem sam w tym cholernym mieszkaniu. Sam. Bez niej. Bez nikogo. Kompletnie sam. Wahałem się pomiędzy tym, że jestem sam, czy tym, że jestem samotny. To były dwa różne określenia. Bycie samym, a samotnym. Razem z nią, odeszła jakaś ważna część mnie. Ta część odpowiedzialna za moją lepszą stronę, za bycie po prostu lepszym człowiekiem, niż kiedyś.

Czekałem. Cały czas czekałem. Szczerze? Nawet nie wiem na co. Chyba na jakiś pieprzony cud. Niestety, mój cud się do mnie ani razu nie odezwał. Oczywiście, wszystko to była moja wina i jestem w pełni tego świadom. Zasłużyłem na to. Nie dziwię się jej, że nie chce mnie widzieć ani znać. Też nie chciałbym znać osoby, która by mnie tak bardzo zraniła, jak ja ją.

Spokój i cisza w pokoju minęły z chwilą, gdy zaczął dzwonić mój telefon. Niechętnie szukałem na ślepo dzwoniącego urządzenia. Kiedy znalazłem je, spojrzałem na ekran. Łudziłem się jeszcze chwilę temu, że to może Marinette dzwoni. Na wyświetlaczu widniało jedynie jedno słowo. Nieznane. Może nie powinienem robić, tak jak zrobiłem, ale odebrałem telefon.

- Adrien Agreste? - spytała, jak mi się zdaje jakaś dziewczyna lub kobieta.

- Ta. Co się stało? - odpowiedziałem dość chłodno.

- Zapomniałam się przedstawić. Przepraszam cię, Adrienie. Jestem Sophie, przyjaciółka Mari. Chciałam porozmawiać z tobą w jej sprawie.

- Coś się stało Marinette? O co chodzi? - dopytywałem.

- Ja wiem, że wy nie rozmawiacie ze sobą i nie macie kontaktu... Wiem też, że między wami ostatnio się pogorszyło, ale to, co Ci zaraz powiem jest ważne.

Te słowa mnie przeraziły. I to bardzo. Jeśli Mari by coś się stało... Za cholere bym sobie tego nie wybaczył. Już raz się jej coś stało. Dalej nie potrafię sobie tego wybaczyć, że nie było mnie wtedy przy niej.

- Do rzeczy... Miała jakiś wypadek?

- Nie. Tu bardziej chodzi o was... Ona cię dalej kocha i byłaby ci w stanie znowu wybaczyć. Byłam u niej niedawno i pytałam się, czy wybaczyłaby ci. Odpowiedziała tylko, że dałaby sobie wsadzić nóż w serce po raz kolejny, tylko po to, żeby spędzić z tobą chociaż chwilę.

Jak słowa tej dziewczyny zabolały... Przeraża mnie myśl o tym, że moja Mari jest teraz sama, może płaczę i musi sobie z tym sama radzić. I wszystko przeze mnie.

- Coś jeszcze mówiła? - spytałem łamiącym się głosem.

- Nie. Posłuchaj mnie uważnie. Widziałam jaka była szczęśliwa przy tobie. No nie zawsze, bo wiem, że się kłóciliście. Nie wiem, czy wiesz o co mi chodzi. Ona jest tylko tak szczęśliwa z tobą. Proszę cię, zrób coś, żeby Ci wybaczyła. Wierzę w ciebie. Gdybyś potrzebował pomocy w odzyskaniu jej, dzwoń. - powiedziała i się rozłączyła.

Odpowiedziała tylko, że dałaby sobie wsadzić nóż w serce po raz kolejny, tylko po to, żeby spędzić z tobą chociaż chwilę.

Te słowa utkwiły mi w pamięci. Kolejny raz ją zraniłem. Kolejny raz ją zawiodłem. Kiedy przyjechała Kagami, spędzałem więcej czasu z nią, niż z moją własną żoną. Póki nie dostanę pozewu o rozwód, mogę nazywać Mari swoją żoną.

Wpadłem na dość zły pomysł. Mianowicie chciałem się jeszcze bardziej zemścić na kurwie, nazywanej również Kagami Tsurgi. Sprzedam gdzieś plotkę, że się puściła z trenerem od szermierki, tylko po to, żeby dostać się na zawody. Niestety, to nie będzie kłamstwo. Nie dość, że udupiłem ją na policji, to zniszczę ją w oczach wszystkich, którzy nie znają prawdy. W dodatku czeka ją sprawa w sądzie, za uszczerbek na zdrowiu.

Teraz będę musiał znaleźć Mari i błagać ją o wybaczenie. Jestem więcej niż pewien, że tak szybko mi nie wybaczy. Jak mi w ogóle wybaczy, to to będzie cud. Ja sobie kurwa nigdy nie wybaczę, tego co jej zrobiłem. Ona nie zasługiwała i nie zasługuje na to.

Spojrzałem ponownie na wyświetlacz mojego telefonu. Było już grubo po godzinie 22. Może najwyższy czas iść spać? W końcu ktoś musi rano iść do pracy, żeby mieć z czego żyć.

*Marinette*

Siedziałam na ziemi i płakałam. Nienawidzę jego. I nienawidzę siebie. Ten pieprzony Alex zapinał swoje spodnie. Widać było po nim, że jest dumny z tego co zrobił. Podciągnęłam kolana bliżej siebie. Zakryłam twarz rękoma. Nie wiedziałam co mam zrobić. Cały czas płakałam. Tego nawet płakaniem nie można było nazwać. Dlawiłam się własnymi łzami. Nienawidzę siebie za to. Za to, że się tak szybko poddałam. Za to, że wyszłam sama. Za to, że poszłam na te pieprzone skróty.

- To do zobaczenia, mała. Muszę pozazdrościć Adrienowi takiej dziewczyny. Nie dość, że ładna to jeszcze...

- Zamknij się! - wykrzyczałam.

- A tylko mu coś powiedz. To się jeszcze pobawimy. I to nie raz. - powiedział i odszedł.

Obudziłam się natychmiastowo. Ten koszmar był prawdą. Byłam teraz tak wystarszona, jak tego dnia, kiedy to się stało.

- Adrien... - powiedziałam ze łzami w oczach, szukając gdzieś obok siebie blondyna. - Adrien.

Nie było go. Po prostu go nie było. Przez ten koszmar zapomniałam o rzeczywistości. Żyłam przeszłością i złymi wspomnieniami. W moim życiu już nie było miejsca na coś takiego jak radość. Wszystkie kolory, wszystkie dobre chwile odeszły wraz z moim odejściem od Adriena. On był moim jedynym światełkiem w tunele. Nadał kolory mojemu szaremu życiu. Jednak teraz już go nie ma. Chciałabym tak bardzo go przytulić, usłyszeć od niego, że będzie dobrze. Bez niego byłam po prostu nikim.

Nie wiem teraz, co mam zrobić. Ten koszmar nęka mnie już od paru dni z rzędu, przez co każda noc jest nieprzespana. Jestem bezsilna, tak jak tamtego wieczoru. Czuję, że zaraz się rozpłaczę i tak będzie wyglądać moja noc.

______________________
Wierzcie mi lub nie, ale bardzo lubię ten rozdział. Strasznie spadła aktywność...

Gwiazdka? Komentarz?

Do następnego rozdziału <3

Czy będziemy szczęśliwi? |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz