Rozdział 32

681 66 18
                                    

*Marinette*

Dwa tygodnie minęły zbyt szybko. Moje plany na święta znacznie się zmieniły. Znacznie? To mało powiedziane. Moje plany potwornie się zmieniły. Zamiast siedzieć sama, użalać się nad sobą, oglądać jakieś filmy. Będę ten czas spędzać u... swoich rodziców. W dodatku z Olivią, Chloe, Luką i rodzicami mojej szwagierki.

Jak to się stało, że jadę do rodziców na święta, skoro jeszcze niedawno byliśmy tak skłóceni?

Jakoś z tydzień temu zadzwoniła do mnie moja mama. Zdziwiło mnie to. Spytała się, co robię w święta. Oczywiście powiedziałam jej prawdę, że będę siedzieć sama i tak dalej. Później zaczęła przepraszać, że to wszystko tak się potoczyło i zapytała, czy nie chciałabym przyjechać do domu. Z racji, że zbliżają się święta i to jest taki czas wybaczenia, wybaczyłam rodzicom ich zachowanie i sama przeprosiłam. Zgodziłam się przyjechać.

Obecnie stałam przed lustrem, przypatrując się samej sobie. Miałam na sobie czerwoną, rozkloszowaną sukienkę przed kolano. Ogólnie wyglądałam w miarę... dobrze?

-Cieszę się, że przyjechałaś. - powiedziała moja mama.

-Tak... ja też. - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem, wchodząc do środka.

O dziwo nikogo prócz naszej trójki, czyli mnie i rodziców, nie było. Przywitałam się jeszcze z moim ojcem i zdecydowałam, że na chwilę pójdę do swojego starego pokoju.

Weszłam ostrożnie po schodach na górę. Po cichu otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przypomniał mi się chyba najszczęśliwszy dzień, w moim życiu. Dzień, w którym oficjalnie zostałam dziewczyną Adriena.

Leżałam na łóżku, pogrążona w smutku. Po chwili usłyszałam otwieranie drzwi. Przekręciłam się na drugą stronę i zaczęłam płakać.

To jest jakiś sen? Jeśli to sen, to proszę nie budźcie mnie. Może ja mam zwidy? Albo jestem chora psychicznie i mam jakieś chore urojenia. A co jak tam naprawdę stoi Adrien?

Wstałam powoli z łóżka i podeszłam do niego.

-Ale jak? Przecież... Ty mnie oszukałeś... Kłamco pieprzony, jak mogłeś?! - wykrzyczałam.

-Ty mnie kochasz, więc nie mów, że mnie nienawidzisz. - podał mi kwiaty.

-Skąd wiesz? Słyszałeś, czy jak?

-To było widać już od naszego pierwszego spotkania. A z jakieś cztery miesiące temu twoja przyjaciółka mi to powiedziała. Czekałem tylko, aż nie wytrzymasz i powiesz to.

-Zabije ją, dlaczego to wszystko musi być takie...

-Co masz na myśli? - spytał blondyn.

-Że cię kurwa kocham. - odpowiedziałam.

Nie chciałam wracać do tych wspomnień, bo wiem, że skończy się to płaczem i jeszcze większą tęsknotą... za nim. To i tak się nie uda. Nieważne, jakbym bardzo chciała o nim zapomnieć, nie potrafię i nie chce. Wszystko przypomina mi o nim. Dosłownie wszystko. Nawet martwe rzeczy. Do cholery, ta sukienka też mi przypomina jego.

*Adrien*

-Dobra, będę już iść. Mógłbyś to dać swojej siostrze? - podałem Luce małe, czerwone pudełko.

-Czemu już nie mówisz Mari? - zapytał.

-Bo ona jest na mnie zła. Dasz jej to, czy nie?

-Ta. Coś jeszcze jej przekazać? - dopytał.

Czy będziemy szczęśliwi? |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz