Rozdział 26

720 59 47
                                    

*Marinette*

-Tobie już wystarczy. Wracamy do domu. - powiedział blondyn.

-Nie! - krzyknęłam.

Adrien podszedł bliżej, podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię. Spanikowana, że spadnę, zaczęłam bić go po plecach. On nic sobie z tego nie robił. Zaczęłam krzyczeć, żeby mnie puścił. Dalej nic. Zauważyłam, że oddalamy się od Chloe i Luki. No nie! Ja nie chce do domu! Ja chce tu zostać! Zostałam wyniosiona z budynku, wbrew mojej woli.

Kiedy byliśmy już na dworzu, a dokładniej staliśmy przed białym audi. Adrien posadził mnie na miejscu pasażera, a sam zajął siedzenie obok. Czuję się jak jakieś małe dziecko, które zostaje zabrane z placu zabaw, przez rodziców.

-Wiesz, że nie jestem twoją własnością, żebyś robił ze mną, co chcesz? - spytałam.

-Gdybyś została i gadała dalej takie rzeczy, to co myślisz, że by się stało?

-Byłoby miło. - odpowiedziałam bez namyśleń.

Co ja powiedziałam? Przecież on to napewno będzie pamiętał.

-Porozmawiamy, jak będziesz trzeźwa.

Pierdol, pierdol, ja posłucham.

-Czemu nie teraz?

Moje pytanie było głupie. Bardzo głupie. Za głupie.

-Bo powiedziałem, że nie.

Nie to nie. Chuj ci w dupe, Agreste. Jestem ciekawa, czy on wie co ja sobie teraz myślę.

-A pamiętasz, jak spędziliśmy święta w tamtym roku? - przypomniałam mu. -Też tak teraz chce. Tylko ja i ty. Sami w domu...

-Mari, nie prowokuj mnie. - ostrzegł m nie.

Będę go tak długo prowokować, denerwować i nie wiem, co jeszcze, póki...

-Ja cie nie prowokuję. Chciałam tylko przypomnieć ci, że dalej jestem na ciebie zła, nie wybaczyłam Ci. W dodatku nie musiałbyś, zaciskać tak mocno dłoni na kierownicy. - powiedziałam.

-Czyli, że mam cie przelecieć w ramach przeprosin i wybaczenia? - spytał.

-No na przykład.

Boże, co ja mówię. Proszę, żeby on tego nie pamiętał. Rozumiem, że po alkoholu gada się jakieś głupoty, ale aż takie?

-Wysiadamy. - powiedział blondyn.

Wysiadłam ostrożnie z samochodu. Weszłam do budynku, w którym mieszkam. Raczej weszliśmy, bo miałam towarzystwo. Zaczęłam grzebać w torebce, żeby znaleźć klucze. Kiedy je znalazłam, otworzyłam drzwi i po chwili znaleźliśmy się w środku.

Zdjęłam niewygodne buty i rzuciłam gdzieś. Blondyn uważnie mi się przyglądał, co było... miłe. Chyba. Sama już nie wiem, co mówię ani co myślę.

-Idziesz spać. Teraz.

Przepraszam, co? On ma mi rozkazywać? Od kiedy on jest moim rodzicem? Co tu się odwala?

-Że co? - odezwałam się zdziwiona.

-Mam Ci pomóc, czy sobie poradzisz sama? - ton jego głosu, mówił sam za siebie.

Był wkurwiony, a ja pijana. To nie skończy się dobrze. Zależy dla kogo.

-Możesz mi pomóc... - stwierdziłam i uciekłam do swojej sypialni.

Weszłam do wspomnianego pomieszczenia, rzucając się na łóżko. Po chwili do pokoju wszedł Adrien.

-Gdzie masz piżamy? - spytał.

Czy będziemy szczęśliwi? |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz