Rozdział 27

701 57 1
                                    

*Marinette*

Po wyjściu Adriena postanowiłam porobić porządki. Zbędne porządki. Ale najpierw muszę znaleźć jakieś leki, bo kac daje o sobie znaki.

Po wzięciu jakiś tam tabletek przeciwbólowych, podeszłam do szafy, która znajdowała się na korytarzu. Otworzyłam ją. Była po części pusta. Moją uwagę przykuł mały, jasny album ze zdjęciami. Wzięłam przedmiot do ręki i poszłam z nim do salonu.

Usiadłam na sofie i zaczęłam przeglądać strony albumu. To były zdjęcia moje i Adriena... jak byliśmy szczęśliwi. Tylko szkoda, że to było kiedyś. Fotografie były z naszego ślubu, z naszych wyjazdów na Sycylię, z mojej osiemnastki, ze studniówki, z zakończenia szkoły, czy po prostu jakieś przypadkowe, które robiliśmy.

Takie momenty już nigdy nie wrócą nigdy. Nic nie będzie takie same. Żaden dzień się nie powtórzy.

Usłyszałam za głośny dzwonek mojego telefonu. Odszukałam urządzenie i przez chwilę patrzyłam na wyświetlacz. Dzwonił ktoś, kto nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś zadzwoni do mnie. Odebrałam i czekałam na sama nie wiem co.

-Mari, możemy się spotkać? Chce cię przeprosić i wytłumaczyć wszystko... Naprawdę.

-Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek się do mnie odezwiesz. Jestem trochę zła na ciebie... -

-Wiem, przepraszam. Pytam poważnie.

-Dobrze. W tym parku, co zawsze? Tak za godzinę? - spytałam.

-Jasne. Do zobaczenia.

Muszę się przebrać w coś cieplejszego, ze względu na to, że powoli zbliża się zima. Poszłam do swojej sypialni i podeszłam do komody. Wyjęłam długi, szary sweter i zwykłe, czarne spodnie.

****
Czekałam w parku już z pięć minut. Cały czas patrzyłam na ekran swojego telefonu. Nic. Żadnych wiadomości. Żadnych nieodebranych połączeń. Po prostu nic.

Chwilę później zobaczyłam moją przyjaciółkę. Widać było po niej, że jest szczęśliwa. Jej ciążowy brzuch, był bardziej widoczny, niż ostatnim razem, jak się widziałyśmy.

-Tak bardzo tęskniłam za tobą... - powiedziała, przytulając mnie.

-Ja też tęskniłam. Lepiej mów, co się działo przez ten czas. - odsunęłam się od niej.

-Po tym, jak powiedziałaś Nino o mojej ciąży... przyszedł do mnie... pokłóciliśmy się. Z dwa tygodnie temu wróciliśmy do siebie. Wybaczył mi, że mu nie powiedziałam od razu. Nie odzywałam się, bo po prostu nie wiedziałam, jak... czy najzwyczajniej w świecie odbierzesz. Byłam zła na ciebie wtedy, ale cieszę się, że zrobiłaś tak, a nie inaczej. W pewnym sensie nas pogodziłaś. Chciałabym cie naprawdę przeprosić. - odpowiedziała.

-Cieszę, że jesteście znowu razem. - wtrąciłam.

Jestem naprawdę szczęśliwa, że pogodziłam się z Alyą. Brakowało mi jej. Jest i zawsze będzie dla mnie, jak siostra.

-A co z tobą i Adrienem? Słyszałam co się stało... Naprawdę ci współczuję. Jak ty się czujesz, wiesz...

Doskonale wiedziałam, o co jej chodzi. Nie chciałam wracać do tamtych wspomnień, ale nie mogę też mówić, że to wszystko się nie stało.

-Ja z Adrienem? - mulatka pokiwała w odpowiedzi głową. -Wszystko było dobrze. Do czasu niestety. Chyba parę dni po tym, jak się pokłóciłyśmy, przyjechała jego przyjaciółka. Adrien nigdy wcześniej o niej nie mówił. Udawała miłą tylko przy nim. Nienawidziłyśmy się nawzajem. Jeśli dobrze pamiętam, to dzień przed jej wyjazdem spotkałyśmy się. Coś tam gadała, że jestem naiwna i że Adrien uwierzy jej, a nie mi i zepchnęła mnie ze schodów...

-Jaka kurwa! - krzyknęła Alya, tym samym przerywając mi wypowiedź. -Mów dalej.

-No i trafiłam do szpitala. Wszystkim nagadała, że spadłam sama z tych schodów. Później przyjechał Adrien i ktoś do niego zadzwonił i pojechał. Jak wrócił było... było po wszystkim. Po trzech dniach wróciłam do domu. Pokłóciłam się z nim i wyprowadziłam się. Cały czas się kłócimy. Ostatnio u niego byłam i się "pogodziliśmy", ale ktoś znowu do niego zadzwonił i zostawił mnie i kazał jechać do Pani Agreste. Później znowu się pokłóciliśmy. - skończyłam mówić.

-Chuj jebany... On jest nienormlany! Zostawił cie, wtedy kiedy go najbardziej potrzebowałaś. - skomentowała. -Zamierzasz do niego wrócić, znaczy znowu mieszkać z nim?

-Raczej nie. Oszukuje mnie cały czas. Jutro pojadę do Luki i wypytam go o wszystko, bo dziś nie dam rady. - stwierdziłam.

-Czemu nie dasz rady? - spytała.

-No... wczoraj był konkurs i wygrałam. Chloe się uparła, żeby iść to opić no i... trochę przesadziłyśmy.

-Jak bardzo przeholowałyście? - dopytała.

-Bardzo... Tak, że Agreste musiał mnie siłą wynieść z tego klubu. Zawiózł nas do mojego mieszkania i został na noc. Później tłumaczył, że sama pchałam mu się do łóżka, że zachowuję się jak dziecko i że gdyby mnie nie zabrał stamtąd wtedy, to mogłabym go zdradzić z pierwszym lepszym typem. - wytłumaczyłam.

-Jak go spotkam, to go zabije. A jak on cie zdradzał przez dwa tygodnie, to było dobrze?

Miała rację. Zranił mnie już nie raz, nie dwa. Udało mu się złamać mnie. Przywiązałam się do niego, w takim stopniu, że nawet dla własnego dobra nie potrafię go zostawić.

-No nie, ale...

-Jak mi powiesz, że mimo tego wszystkiego go kochasz, to wrzucę cię na chwilę do Sekwany, żebyś ochłonęła! - krzyknęła.

Mam się przyznać, czy lepiej nie? Wiem, że Alya jest do wszystkiego zdolna. I napewno nie wahałaby się przed tym. No może żartuję. Ale wiem, że zrobiłaby mi jakieś kazania i tłumaczenia, że nie powinnam go kochać i tak dalej.

-Ja już sama nie wiem... - stwierdziłam cicho.

Mulatka się już nie odezwała. Chyba była załamana moją odpowiedzią. Szłyśmy gdzieś w ciszy.

-Jeśli go kochasz... to zadzwonsiz do niego teraz. Spotkacie się, wyjaśnicie sobie wszystko i się ładnie pogodzicie.

Oczywiście. Napewno sobie wszystko wyjaśnimy. Mogę się założyć, że nasza rozmowa skończyłaby się tym, że oboje byśmy się nawzajem wyzywali.

-Myślę, że to nie najlepszy pomysł... Pojadę jutro do Luki i się spytam go o niego, jak co dam ci znać.

-Jak wolisz...
__________________
Cały rozdział przegadany, ale niestety nie mogłam przejść od razu do innych wydarzeń. Jeszcze się dużooooooo zadzieje.

Dawno nie pytałam was co u was, jak wam życie mija i tak dalej. Więc teraz pytam ♡

Czy będziemy szczęśliwi? |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz