*Marinette*
Była dopiero lub aż po dziewiątej. A to znaczy, że jest drugi dzień świąt, a ja już zdążyłam się ogarnąć i sprowadzić do porządku Adriena. Może to wszystko nie byłoby potrzebne, gdyby nie to, że nasi rodzice przyjeżdżają. Moi i mojego męża. Mam nadzieję, że wszyscy przeżyjemy ten dzień.
-Twoi rodzice to mnie chyba zabiją, wiesz? - spytał mnie blondyn, a ja się cicho zaśmiałam.
-Nie mów tak. Jesteś ich ulubieńcem. - odpowiedziałam, śmiejąc się dalej.
-Ta... weź pod uwagę to, że jestem twoim pierwszym i ostatnim chłopakiem. A obecnie mężem. - powiedział, a po chwili pocałował mnie w policzek.
-Bym Ci coś powiedziała, ale nie powiem. - stwierdziłam, odsuwając się od niego.
-Teraz nie powiesz, ale później już tak. - głupio się uśmiechnął.
Wyszłam z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Zeszłam po schodach na dół, do kuchni. Oparłam się o jednen z blatów, zakładając ręce na piersi. Zaczęłam wszystko przemyślać.
Ten rok był chory. To nawet mało powiedziane. Ten rok był pełen wrażeń. Tych lepszych i gorszych. Ale głównie gorszych. Wszystko, co nam się przydarzyło, przeżyliśmy razem. No prawie wszystko.
Z myślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Otrząsnęłam się i poszłam zobaczyć, kto przyszedł. Przekręciłam szybko klucz w zamku.
Wcale się nie spodziewałam tutaj naszych rodziców. Cóż za niespodzianka. Wiedziałam, że przyjdą wcześniej... ale że aż dwie godziny wcześniej? Przecież ja z parę godzin temu spałam jeszcze.
Wpuściłam wszystkich do środka, nic nie mówiąc. Powiedziałam jedynie, żeby czuli się jak u siebie, a ja zaraz przyjdę.
Jedna rzecz mi nie pasowała. To, że Adrien wyszedł przed chwilą. Nie byłoby to w ogóle dziwne, gdyby nie zadzwonił do niego telefon. Ktoś zadzwonił, on w ekspresowym tempie wyszedł. To nie mogło być nic dobrego. Musiałam to sprawdzić.
Poszłam na górę, czyli tam gdzie blondyn poszedł rozmawiać. Nie wchodziłam do pomieszczenia, tylko stałam za drzwiami, podsłuchując.
Nie chciałam wcale słuchać tego, z kim i o czym rozmawia, ale byłam zmuszona. Skoro mi nie powiedział, nie miałam innego wyjścia. Wszystko co usłyszałam, spowodowało, że zrobiło mi się słabo. Albo źle zrozumiałam, albo rzeczywiście tak było.
-To postaw się w mojej sytuacji... Nie... Będę musiał od niej odejść... To nie jest łatwe... - powiedział do telefonu.
W jakiej sytuacji? Kogo ma zostawić? Czy on ma kogoś na boku?
Wystarczająco dużo usłyszałam. Szybko i bez zastanowienia weszłam do pokoju. Adrien widząc mnie, rozłączył się.
-Co się stało? Z kim rozmawiałeś? Miałeś mi wszystko mówić... - zaczęłam.
-Nic się nie stało. Chodź już na dół. - stwierdził.
-Nie. Mów teraz. Nigdzie nie pójdę, póki nie powiesz mi, o co chodzi. - odparłam.
-Nie? - spytał. -To patrz... - dokończył, po czym najzwyczajniej podniósł mnie.
Standardowo zaczęłam go lekko bić, ale on nic. Mogłam krzyczeć, wyzywać, prosić, jednak on i tak by mnie nie puścił.
Po chwili Adrien ze mną na rękach był już na dole. Odstawił mnie na ziemię i jakby nigdy nic, poszedł przywitać się ze swoimi teściami.
To jest już dziwne. Ta trójka, czyli mój tata, moja mama i mój mąż kiedyś się nienawidzili, a teraz? Teraz się przytulają. I jak to nie ma być dziwne. Przecież oni wyglądają jakby sama nie wiem. Jakby co najmniej spędzali ze sobą każdą chwilę i się lubili. Może to jest po prostu na pokaz? Napewno...
Stałam, przyglądając się tej uroczej scenie. Podeszła do mnie blondynka i szepnęła jedynie, że chyba magia świąt działa. Cicho się zaśmiałam i potwierdziłam to.
Czyli nie tylko mnie to dziwiło. Dobrze wiedzieć.
-A co się stało z waszą nienawiścią? - zapytałam całą trójkę.
-Świąteczny cud. - odpowiedziała moja mama.
****
Wszystko było dobrze, ale tylko do czasu. Czym byłby dzień, gdyby coś się nie stało, prawda? No i tak też było teraz.Adrien wstał z sofy, twierdząc, że dzwoni mu telefon. Akurat to była prawda. Odszedł jedynie kawałek dalej, więc można było usłyszeć, o czym rozmawia.
Przyznam, że mnie to szczególnie ciekawiło.
Szybko pojawiłam się obok blondyna, używając wymówki, że chce się po prostu przytulić. Rozmowa się skończyła, z chwilą mojego przyjścia. I to było najdziwniejsze. Po chwili telefon znowu zaczął dzwonić. Zielonooki szybko odsunął się ode mnie i spojrzałam na wyświetlacz. Chyba był zaskoczony, tym kto do niego dzwonił. Odebrał i dziwnie patrzył się w ścianę.
-Gennaro... I co zrobiłeś? Wypuścili cię, bo mi się zdaje, że powinieneś jeszcze siedzieć parę lat... Spierdalaj od niej... Cokolwiek... To cię zabije, prosta sprawa... - powiedział do telefonu.
O czym on mówi?
Nieszczęśliwie słyszałam tą rozmowę i przyznam się, że zrobiło mi się słabo. Po prostu nie wiedziałam, co powiedzieć.
Kątem oka zauważyłam, że Adrien rozłączył się. Podeszłam do niego i zaczęłam krzyczeć, żeby zaczął się tłumaczyć.
-O co chodzi?! Kto to był?! Mów! - krzyknęłam.
-Mari, posłuchaj... - zaczął.
_______________________
Taki do dupy epilog, ale nic innego nie mogło się stać. Przyznam, że za szybko to wszystko się kończy. A mi jest przykro, że to opowiadanie właśnie się skończyło. Chciałabym wam bardzo podziękować za wszystko ❤️Kocham was i dziękuję jeszcze raz ♡
![](https://img.wattpad.com/cover/240866851-288-k506852.jpg)
CZYTASZ
Czy będziemy szczęśliwi? |Adrienette
FanfictionDruga część opowiadania "Księżniczka Gangstera". Czy wszystkie problemy napewno się skończyły? Marinette i Adrien są małżeństwem od miesiąca, a na ich drodze pojawią się ponownie problemy. Czy niektóre z osób lub kłopotów doprowadzą do rozpadu najpo...