*Marinette*
Siedzę w swoim mieszkaniu. Cały czas zawraca mi głowę tamten wypadek. A co jeśli to Adrien? Nie wiem już co mam myśleć. Zadzwoniłam jakieś dziesięć minut temu do swojej przyjaciółki. Nie mówię o Alyi, bo ona się do mnie nie odzywa. Mam na myśli Sophie. Ona zawsze przy mnie była i jest. Jestem w totalnej rozsypce. Wyglądam i zachowuje się jakby mi wszystko przeszło. Jednak nie. Nic nie zapomniałam. Te wszystkie sytuację odbijają się na mnie psychicznie.
Po chwili słyszę pukanie do drzwi. To napewno Sophie. Idę szybko otworzyć.
-Mari, co się stało? -pyta, a ja od razu ją przytulam. Po moich policzkach ciekną strumienie łez. Nie wytrzymałam i się rozpłakałam.
-Chodź... -mówię cicho zapłakanym głosem i wpuszczam przyjaciółkę do środka.
-Proszę cię, nie płacz. Powiedz co się stało. Jak na spowiedzi. Mów wszystko. -odpowiada i siadamy na sofie.
-Ja już tego wszystkiego nie wytrzymuję. Starałam się wytrzymać tak długo jak mogłam. Straciłam dziecko, Adrien mnie oszukał, wyprowadziłam się od niego, media wypytują co się dzieje, muszę iść na policję w sprawie tej szmaty, która zepchnęła mnie wtedy ze schodów. Ja naprawdę już nie daje rady...
-Spokojnie. Oddychaj, bo jeszcze coś Ci się stanie. Przejdziemy przez to wszystko razem. Rozumiesz? Będę przyjeżdżać do ciebie, będę z tobą rozmawiać kiedy tylko będę mogła. Wszystko się ułoży. Nie będziesz z tym sama.
-Dzisiaj był jakiś wypadek... Zderzyły się chyba dwa samochody... Wszędzie była policja i karetka... Wynosili na noszach jakiegoś chłopaka... Ja nie wiem, czy to nie Adrien. -mówię, starając się opanować atak płaczu i paniki.
-Dałabyś mu kolejną szansę? -pyta mnie moja przyjaciółka.
-Tak. -odpowiadam krótko.
-Tyle razy tak bardzo cię zranił...
-To prawda, ale jest jeszcze coś. -dodaję cicho.
-Co takiego? -dopytuje.
-Kocham go. Kocham go tak bardzo, że dałabym wsadzić sobie nóż w serce po raz kolejny, dla chociażby kilku chwil, które podarowałby tylko mi... -wyznaję.
Brunetka przytula mnie, a ja wypłakuję się jej w ramię. Przykro mi, że prawie na nikogo nie mogę liczyć. Sama nie wiem, co mam zrobić w tej sytuacji. Jestem teraz w kompletnej rozsypce. Czuję się jeszcze gorzej, niż wcześniej. Myślałam, że ta rozmowa mi pomoże. Jednak nie pomogła. Wszystko się po prostu wali jak domek z kart.
-Chcesz gdzieś wyjść? Właśnie! Zamierzasz wrócić do konkursów? -pyta, a ja zastanawiam się co mam odpowiedzieć.
-Chciałabym, ale wątpię, żebym jakikolwiek wygrała. -narzekam.
-A tam. Niedługo będą jakieś konkursy. Takie jednoetapowe. Możemy iść tam. Nawet dla zwykłej zabawy. Odbijesz się trochę od tego wszystkiego, będzie tak jak kiedyś. -mówi. Może i ma rację, że potrzebuję wrócić do mojego starego "zajęcia".
-Przekonałaś mnie jednak. -odpowiadam, a ona zadowolona z mojej odpowiedzi przytula mnie.
-To ogarnij się i jedziemy się jeszcze dziś zapisać! Muszę cię przywrócić do formy.
-Nie. Proszę cię, Soph. Źle się czuje.
Mojej przyjaciółki nie da się przekonać. Jest tak samo uparta jak Alya. Chciałam kiedyś wrócić do konkursów, ale nie tak od razu. Miałam i mam dalej trudny czas za sobą i przed sobą.
****
Przyjechałyśmy w miejsce, w którym zazwyczaj odbywały się konkursy. Od razu zauważam niektóre osoby, których nie chciałabym widzieć. Jak widać dużo szmat z poprzednich "edycji" przyszło akurat dziś się zapisać. Co za ironia losu.Po chwili podchodzi do mnie pewna blondynka. Znam ją. Przygotowywała nas do tego wszystkiego, jak mamy chodzić, jak się zachowywać i tak dalej. Z tego co pamiętam, to jest jedną z jurorek. Nie ważne jaki był konkurs miss i gdzie, ona zawsze była w trójce jury.
-Marinette? Nie spodziewałam się ciebie tutaj. W dodatku po tak długiej przerwie i po tym wszystkim co przeszłaś. Witamy z powrotem. -mówi i przytula mnie.
-Wróciłam zniszczyć konkurencję. Zdecydowanie za długo tu mnie nie było. -odpowiadam, śmiejąc się.
-Korona czeka na swoją królową. Musisz pokazać wszystkim, że po dwóch latach przerwy, dalej jesteś najlepsza. -stwierdza cicho, tak aby nikt prócz mnie i Sophie jej nie słyszał.
-Zapiszesz nas? -pyta moja zniecierpliwiona przyjaciółka.
-Oczywiście. -odpowiada kobieta. Z torebki wyjmuje jakąś kartkę. -Sophia Rose i Marinette....
-Agreste... -dokańczam.
-Zapisałam was. Próby zaczynają się za dwa dni. Czyli, że w piątek o dziewiątej się widzimy. Właśnie! Widzimy się tylko w poniedziałki, środy i piątki. Resztę dni macie wolne, bo pewnie macie pracę i będziecie chciały odpocząć i tak dalej. -tłumaczy.
-To do zobaczenia w piątek. -żegnamy się z Sophie i idziemy w kierunku wyjścia.
Jaka niespodzianka czeka nas przy drzwiach. Chyba się zabije. No naprawdę. Myślałam, że ten dzień nie może być gorszy. A jednak, znów się pomyliłam.
-Marinette? To ty? -pyta znienawidzona przeze mnie osoba. Moja przyjaciółka przewraca oczami, a ja mam ochotę się zabić albo tą osobę.
-Jej, to Alice. -mówię sarkastycznie. Nienawidzę tej szmaty. Kolejna osoba, której nienawidzę.
-Tak długo się nie widziałyśmy. Myślałam, że dasz sobie spokój z konkursami po tym jak wyrwałaś najprzystojniejszego modela we Francji. -odpowiada czarnowłosa dziewczyna.
-Gówno cię interesuje, co ja tutaj robię. Przyszłam, bo chce udowodnić wszystkim, a w szczególności tobie, że jestem w stanie znów wygrać. I to nawet pierwsze miejsce... A ty znowu będziesz na trzecim albo niżej. Życzę powodzenia. -żegnam się "czule" z rywalką i odwracam się i prawie wychodzimy z budynku.
-Zamknij się, suko! -nie odwracam się w jej stronę, tylko od razu pokazuje środkowy palec i szybko wychodzimy.
Mimo mojego zdrowia psychicznego, udowodnię wszystkim, że wygram. Nawet jeśli "wyszłam z wprawy". Niektórych rzeczy się nie zapomina. Pójdę tam i wygram. Krótka piłka.
______________________
Jakby ktoś nie pamiętał kim jest Sophie - dawna przyjaciółka, z którą Mari bywała na wyborach miss lub podobnych konkursach.Gwiazdka? Komentarz?
Miłego weekendu ❤️
CZYTASZ
Czy będziemy szczęśliwi? |Adrienette
Fiksi PenggemarDruga część opowiadania "Księżniczka Gangstera". Czy wszystkie problemy napewno się skończyły? Marinette i Adrien są małżeństwem od miesiąca, a na ich drodze pojawią się ponownie problemy. Czy niektóre z osób lub kłopotów doprowadzą do rozpadu najpo...