Taehyung musi spłacić dług ojca, oddając się w ręce okrutnego księcia, którego swoim wdziękiem i dobrym sercem stara się zmienić każdego dnia z bestii w dawnego człowieka, którego kochał lud.
Bądź gdzie bezsilny książę szuka pomocy u delikatnego chł...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- Za mną. - nakazał wściekły, będąc rozdrażniony tym, że ktoś miał prawo dotknąć jego sługi, kogoś, kto należał do niego. Złapał go za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Spojrzał na niego z góry, znacznie górując nad nim wzrostem. Jego dwukolorowe tęczówki mieniły się wieloma emocjami, lecz tym razem nie przeważały w jego spojrzeniu jedynie te negatywne, a coś znacznie bardziej ciepłego, coś, co przez ostatni czas nie zagościło w jego oczach. Taehyung zapatrzył się w nie, będąc wciąż zafascynowany ich pięknem. Nigdy wcześniej nie dane było mu ujrzeć oczy o kolorze morza oraz gorzkiej czekolady bądź kofeinowego napoju, który uwielbiał pić jego ojciec zawsze z rana.
- Nic ci nie jest, Kim Taehyung? - zapytał głosem o naturalnie głębokiej barwie, po czym złapał w palce jego brodę, co było bardzo dziwne, gdyż uścisk był doprawdy delikatny, nie taki jak zwykle, a następnie zaczął przyglądać się badawczo jego nieco bladej twarzy. Taehyung stał jak sparaliżowany, nie mając pojęcia, jak powinien się zachować w takiej nietypowej sytuacji. Książę pytał się o jego samopoczucie, a to nie zdarzyło się odkąd tutaj przybył. Władca nie interesował się stanem zdrowia swoich poddanych, będąc zapatrzony tylko i wyłącznie w swoje potrzeby, które starał się zaspakajać za pomocą innych.
- N - nie...panie. Doprawdy nic mi nie jest - pokłonił się, spuszczając wzrok na swoje buty. Jungkook skinął głową, mając dużą ochotę na to, żeby zrobić coś czułego, jednakże walczył z samym sobą w tej sprawie. Nie wierzył, że tak nagle zaczął starać się i dbać o drugą osobę, a szczególnie o swojego sługę, syna dłużnika. Ostatnio każdego wieczora, kiedy zasiadał w fotelu z lampką absyntu, zaczynał wmawiać sobie, iż to tylko i wyłącznie ochota posiadania jego ciała, nie jego samego, nie serca, nie duszy. Po chwili odsunął się o krok w tył, po czym podszedł do swojego konia.
- Wracasz ze mną. - nakazał, spoglądając na chłopaka, który zerknął na dziecko smutnym i zarazem współczującym wzrokiem, co nie uległo uwadze Jeona.
- Tak jest, panie. Ale proszę, rozkaż temu mężczyźnie, aby spłacił należność niewinnemu dziecku, które od samego rana w pocie czoła, wielkim trudzie podczas wysiłkowej pracy zbierało owoce dla pracodawcy, żeby tylko zarobić marną sumę na nakarmienie swojej rodziny choć dzisiejszego dnia - poprosił łagodnie, a jego wzrok był wręcz błagalny. Zależało mu, aby sprawiedliwość wygrała w tej sprawie, a dziewczynka, która zaczęła być dla niego bardzo ważna, jako że przypominała mu łudząco swoją siostrę, mogła włożyć do ust choć kawałek świeżego chleba oraz była w stanie zakupić ciepłego mleka dla swojej młodszej, malutkiej siostry.
- Dlaczego tak bardzo zależy ci na jakimś obcym dziecku? - zapytał, gdyż zupełnie tego nie rozumiał. Nie był w stanie pojąć, jak można mieć w sobie tak wiele empatii dla obcych sobie ludzi. On również dawniej był osobą, dla której krzywda ludzka była czymś okropnym, czemu bardzo chciał zapobiec, aczkolwiek był pod ogromnym wrażeniem jego determinacji, tego, że był w stanie oddać ostatni kawałek jedzenia, nawet jeśli byłby umierający z głodu, byleby ktoś inny mógł go spożyć i choć na chwilkę zaspokoić głód. Sługa uśmiechnął się deliktanie, łapiąc dziecko za malutką dłoń, żeby ją pogłaskać z czułością i dodać jej nieco więcej otuchy.