-Cieszę się, że jednak postanowiłeś zostać - powiedział Harry piętnaście minut później, gdy siedzieli przy łóżku Toma, który nadal smacznie spał.
-Ale musisz mi obiecać, że więcej ze mną nie pójdziecie. To konieczne.
-Dobrze, postaramy się zdusić w sobie te zapędy – mruknął pokonany, na co Remus zdzielił go otwartą dłonią przez głowę. Jęknął komicznie, a wilkołak zaśmiał się radośnie.
Nagle leżący na łóżku chłopak poruszył się, a oni skupili się na jego twarzy, gotowi wezwać pielęgniarkę, gdy tylko pojawi się na niej grymas bólu. Anguis otworzył leniwie oczy. Przeciągnął się jak kot i uśmiechnął na ich widok. -Hej – powiedział radośnie.
-Witaj, kochanie - odparł Harry, wpatrując się w chłopaka, jak w obrazek. Oświetlona przez poranne słońce twarz, wydawała się jeszcze piękniejsza i majestatyczna niż zazwyczaj.
-Co się stało?
Remus odwrócił wzrok, bojąc się na niego spojrzeć, by nie widzieć wyrzutu na twarzy czarnowłosego.
-Nie pamiętasz? Zaatakowało nas zwierzę, a ty mnie uratowałeś - rzekł Potter.
-Naprawdę? I tobie nic nie jest? - Zaniepokoił się jego chłopak.
-Nie. Tylko tobie...Hmm... - Nie wiedział jak ma mu to powiedzieć. - Po prostu masz uszy i ogon.
-Że, co? - Tom rozejrzał się wokół siebie i zobaczył poruszający się leniwie czarny ogon. Zielonooki wziął go w dłoń i przejechał po nim delikatnie. Z ust poszkodowanego wydobył się cichy pomruk zadowolenia.
-Przyjemnie - powiedział i uśmiechnął się, a w jego oczach błysnęły psotne iskierki. - Remi, co się nie odzywasz?
Mężczyzna nadal na nich nie patrzył, a w momencie, gdy zwrócili się w jego stronę, podniósł się z krzesła i ruszył do wyjścia.
-Muszę coś załatwić - rzucił i zniknął za drzwiami.
-Obwinia się o to - wyjaśnił Chłopiec - Który - Przeżył.
-Dlaczego? Przecież to my chcieliśmy z nim iść i w sumie zmusiliśmy go do tego, by nas ze sobą zabrał - oburzył się Riddle.
-Też mu to tłumaczyłem, ale nie chciał słuchać. Już się nawet pakował, lecz zmusiłem go do tego, by został. Musiałem mu jednak obiecać, że więcej z nim nie pójdziemy. Nie chcę, by wyjechał.
-Wiem. Mój mały dobrodusznik - wyszczerzył się turkusowooki. – Zrobisz jeszcze raz tak tą dłonią?-By pozbyć się skutków ubocznych, Tom musi dostać specjalny eliksir - oznajmił mu Dumbledore pół godziny później. Harry siedział w gabinecie dyrektora, rozłożony na krześle i wysłuchiwał tego, co mężczyzna ma mu do powiedzenia. Milczał, więc staruszek mówił dalej.: -To ty go musisz zrobić. Wiem jednak, że nie jesteś zbyt doświadczony, jeśli chodzi o eliksiry, więc pomoże ci profesor Snape.
-Dlaczego ja?
-Ponieważ to ty zabiłeś Jeddaka i kochasz Toma. Miłość to wielka magia, mój drogi chłopcze.
-Tak, rozumiem. Kiedy więc mogę zacząć?
-Już. Severus czeka na ciebie w swoim gabinecie. Powodzenia mój chłopcze.
-Dziękuję profesorze, przyda się - dodał na odchodne, a następnie z niechęcią, udał się w stronę lochów. Jeśli jego nauczyciel przestał obrażać go na każdym kroku, to nie znaczy, że od razu zapałał do niego przyjaźnią.
-Wejdź - usłyszał znany głos mężczyzny, gdy zapukał do drzwi.
- Dzień dobry, profesorze - powiedział pokornie, jednak ciekawie rozglądając się po kwaterach. Ciemnozielone ściany idealnie współgrały z czarnymi meblami. Kanapa obita skórą i dwa fotele do kompletu, które stały po środku pomieszczenia. Obok znajdował się barek i komoda. W pomieszczeniu znajdowało się także biurko, półki z mnóstwem książek oraz duży, kamienny kominek.
-Napatrzyłeś się już, Potter? - spytał mężczyzna, przywracając chłopaka do rzeczywistości.
-Ja przepraszam, po prostu...
-Nieważne. Chodź już ważyć ten eliksir. Dyrektor wyjaśnił ci, dlaczego twoja obecność i osobisty wkład jest ważny?
-Tak, wspominał wyjaśniająco - odpowiedział lekko skrępowany przez obecność czarnowłosego oraz, że został przyłapanym na obserwacjach. Dlatego teraz zmierzał za mężczyzną, patrząc intensywnie na kamienną podłogę. Zatrzymali się dopiero w prywatnej pracowni Mistrza Eliksirów. Nie chcąc zostać ponownie nakrytym, Gryfon powoli i ostrożnie zaczął oceniać pomieszczenie. Centralne miejsce zajmowały dwa, duże, cynowe kociołki. Obok nich znajdował się oświetlony blat do przygotowywania składników i potrzebne do tego narzędzia. Nie zabrakło również czystych, szklanych probówek i dużej, drewnianej łyżki, podobnej do tej, którą ciotka Petunia mieszała bigos w garnku, ugotowany specjalnie na święta.
Snape nie patrząc na niego, zaczął wypełniać kociołki wodą oraz jednym machnięciem różdżki rozpalił pod nimi ogień.
-Możesz wybrać składniki i ustawić je na blacie, nie zastawiając deski do siekania - usłyszał głos mężczyzny, przez co drgnął wystraszony.
"Dobrze, że Snape tego na zauważył." Skarcił się w duchu, a następnie spojrzał na ściany pokryte półkami. Składników było tyle, że najwyżej poukładane sięgały prawie samego sufitu. Dużym ułatwieniem było alfabetyczne ułożenie w szklanych, podpisanych fiolkach. Rogacz Junior spojrzał na tablice, na której pojawił się przepis.
"Dwa sproszkowane zęby smoka, szpon chimery krótkopyskiej, cztery goździki rosnące w Czarnym Lesie" przeczytał, a następnie powtarzając sobie składniki w myślach, poszedł ich szukać.
Severus widząc, że chłopak jest zajęty, przyjrzał mu się ukradkiem. Smukła postać odziana w szaty Hogwartu z czarnymi, niechlujnymi włosami, które mimo wszystko pasowały zielonookiemu chłopakowi, który odziedziczył oczy po swojej matce, a jego przyjaciółce Lily. Ona, jako jedyna go rozumiała i znała tajemnicę, którą bardzo głęboko w sobie skrywał. Wiedziała, bowiem, kto mu się podoba i zawsze starała mu się pomóc, zbliżyć do tej osoby. To jednak było niemożliwe, bo ukochana osoba zawsze była otoczona Huncwotami. Oni zaś nienawidzili go i wyżywali się na nim przy każdej okazji, gdy tylko go spotkali. Ośmieszany na oczach miłości, nie miał szans, by kiedykolwiek byli razem. Teraz po latach nie wiedział czy powinien nawet próbować. Może tylko się zbłaźni. Nie chciał tego, ale coraz trudniej było mu wytrzymać, widząc tą osobę. Chcąc oderwać się od rozmyśleń, rzucił: -Potter, jak ci idzie?
Chłopak również pogrążony w swoich myślach, drgnął zaskoczony.
-Wybacz, że cię wystraszyłem.
-Nic się nie stało profesorze. Czy mógłby pan powtórzyć, co do mnie powiedział? - odezwał się zaskoczony przeprosinami i dość miłym tonem mężczyzny.
-Spytałem jak ci idzie.
-Och, właśnie znalazłem ostatni składnik. Wszystko poukładane jest w następującej po sobie kolejności.
-Dobrze, zaczynajmy. - odparł czarnooki, a następnie wydając polecenia chłopakowi, zaczęli wspólne przygotowywanie antidotum. Obydwoje starali się być dla siebie mili i taka atmosfera była bardzo przyjazna. Sprawiła, że nauczyciel, i uczeń, rozluźnili się w swoim towarzystwie. Harry przez to był bardziej skupiony, więc i jego efektywność była o wiele lepsza.
-Potter.
-Tak profesorze?
-Spałeś dziś, chociaż trochę? – zapytał Mistrz Eliksirów.
-Nie profesorze, ale nie jestem śpiący.
-Dopiero za pół godziny trzeba dodać pazur chimery, a następnie wywar musi gotować się trzy godziny na wolnym ogniu. Do tego czasu idź się prześpij. Ja przypilnuję eliksiru.
-Nie, ja poczekam...
-Bez sprzeciwu. Zmęczony nic nie pomożesz. Połóż się w salonie. Obudzę cię we właściwym czasie.
-Dobrze – rzucił, wiedząc, że nie wygra. Naprawdę był zmęczony i potrzebował snu. Gdy tylko położył się na kanapie, nie myśląc już o niczym innym, od razu zasnął.
Piętnaście minut później, Severus Snape wyjrzał dojrzeć śpiącego Gryfiaka. Przez to, że w lochach jest zimno, przykrył chłopaka kocem oraz rozpalił ogień w kominku, by po chwili znów wrócić do swojej pracowni, pilnować eliksiru.Był w zamku, którego nigdy wcześniej nie widział, a mimo to wydawał się znajomy. Nie wiedział, czemu się tu znalazł, ani w jaki sposób.
-Straże, tu ktoś jest! - krzyknął nagle jakiś mężczyzna. - Brać go!
Gryfon odwrócił się, by zobaczyć pięć zamaskowanych postaci, biegnących w jego stronę. Widzieli go, szarżując wprost na niego. Nie mając innego wyjścia, zielonooki rozpoczął ucieczkę. Nie wiedział gdzie ucieka, byle być dalej od strażników. Przemijał mroczne korytarze, aż w końcu dotarł do wielkich, mosiężnych drzwi, wykonanych z drewna. Delikatnie uchylił jedno skrzydło, a następnie wślizgnął się do środka, by spróbować zaryglować drzwi od wewnątrz. Gdy tylko to uczynił, oparł głowę o drzwi, będąc wycieńczonym szaleńczym biegiem.
-Co za miła niespodzianka - usłyszał nagle męski głos, przez który prawie dostał zawału. Z mocno bijącym sercem i jeszcze świszczącym w płucach oddechem, odwrócił się, wstrzymując samoistnie powietrze. Na końcu sali siedział mężczyzna, którego już raz widział w Hogsmeade. Podczas tego wypadu nie wiedział, co ciągnie go do mężczyzny, tak jak i teraz, nie miał pojęcia, czemu zaczął iść w jego stronę.
-Kim jesteś? - wyrzucił z siebie, to nurtujące go pytanie.
-Nie pamiętasz mnie? - spytał ze zdziwieniem mężczyzna ukryty w mroku. Jego głos był miękki i hipnotyzujący. Harry cały czas stawiał powoli kroki, chcąc dostrzec twarz nieznajomego.
-Powinienem cię pamiętać?
-Oczywiście – odpowiedział jego rozmówca.
-Poznaliśmy się? Kiedy?
-Czy nie wydaje ci się znajomy?
-Wydajesz, jednak nie wiem skąd.
-Z przeszłości, Alexandrze.
-Jak mnie nazwałeś? - spytał oszołomiony.
-Alex. Próbowałem różnych metod by w końcu cię spotkać, ale cały czas ktoś mi to udaremniał. W szkole pilnuje cię dyrektor, a w pokoju twój ukochany - rzucił, akcentując z nienawiścią wyżej wymienionych - Tylko poza twoim pokojem mogłem ściągnąć cię do siebie podczas snu.
-Czemu chciałeś się ze mną zobaczyć oraz dlaczego mówisz do mnie Alex? – spytał, zbliżając się do mężczyzny. Tylko centymetr i ujrzy jego twarz, jeszcze kawałek i...-Wstawaj Potter.
-Co? - spytał oszołomiony, rozglądając się po kwaterach Mistrza Eliksirów.
-Czas dalej ważyć antidotum.
-Och tak, już idę - rzucił posłusznie, choć w duchu był zły, że był już tak niedaleko od poznania prawdy i ujrzenia twarzy nieznajomego.
-Dobrze się czujesz Potter? - spytał Severus, patrząc na zamyśloną twarz chłopaka.
-Po prostu miałem dziwny sen, ale to nic istotnego. Możemy dalej kontynuować – odparł, odrzucając od siebie zbędne myśli, koncentrując się na twarzy swojego ukochanego. To dla niego robi ten eliksir, więc musi się skupić, by niczego nie popsuć.
"Jeszcze będę miał czas na przemyślenia" stwierdził, a następnie zaczął wykonywać polecenia nauczyciela.-Wypij - poleciła pielęgniarka, gdy znaleźli się w Skrzydle Szpitalnym, z gotową miksturą. Turkusowooki chłopak wykonał posłusznie polecenie, krzywiąc się nieznacznie.
-I już znikną skutki? - spytał Chłopiec - Który - Przeżył.
-Nie. Stanie się to w ciągu ośmiu godzin.
-Dobrze, że jutro jest dzień wolny.
-Macie się wyspać. W szczególności ty Harry, bo wyglądasz jak trzy ćwierci do śmierci.
-Dobrze i dziękuję dyrektorze. Panu, panie profesorze również. Nie musiał mi pan pomagać w zrobieniu eliksiru, a jednak pan pomógł. Myślę, że dług życia, jaki zawdzięczał pan mojemu ojcu, został spłacony.
-Ja...Również dziękuję Potter - powiedział zdziwiony, a następnie szybko opuścił Skrzydło Szpitalne.
-Myślę chłopcy, że nie muszę wam prawic kazania, jak nieodpowiednio się zachowaliście. Sami poznaliście konsekwencje swojego czynu. Jedynie mogę wam pogratulować udanej przemiany w animaga i przemilczeć owy fakt przed Ministerstwem. Nie muszą tego wiedzieć, a wam może kiedyś uratować to życie.
-Dziękujemy dyrektorze - powiedział ponownie Złoty Chłopiec z wdzięcznością.
-Drobiazg mój chłopcze. Teraz was zostawiam, byście wypoczęli. - zakończył, a następnie posłał im dobrotliwy uśmiech i opuścił pomieszczenie. Para Gryfonów również korzystając z okazji braku pielęgniarki, czmychnęła ze Skrzydła Szpitalnego.
CZYTASZ
Harry Potter Azyl Czasu
Fanfiction" Ludzie są bezradni wobec losu. Są ofiarami czasu i własnych uczuć" Z racji usuwania blogów na onecie, przepisuje tu swoje własne, zakończone już opowiadanie. Ostrzeżenie : Yaoi - stosunki męsko-męskie - Harry Potter / Tom Riddle (Lord Voldemort) ...