Tom II. Rozdział 28 - Napad.

1K 101 15
                                    


Poranki po jakichkolwiek libacjach alkoholowych, są chyba najgorsze ze wszystkich. No ewentualnie drugie, bądź kolejne w zależności ile dni się balowało. W przypadku jednak naszych bohaterów, ich poranek po Sylwestrze był dość... bolesny.
-Moja głowa - mruknął George, a reszta syknęła cicho z bólu. Wszyscy młodzi imprezowicze znajdowali się w pokoju Dudleya.
-Wie ktoś, jak dotarliśmy do domu? – zapytał znajdujący się na podłodze Ron.
-Mi film urwał się jakoś po północy - mruknęła cicho Hermiona, czerwieniąc się momentalnie.
-No, Pani Prefekt nieźle wczoraj poszalałaś - zaśmiał się na jej stwierdzenie drugi z bliźniaków, a dziewczyna zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
-To wszystko wasza wina. Upiliście mnie i dlatego dziś czuje się tak, jakby mnie ktoś połknął w całości, a następnie wypluł. Do tego tak cholernie chce mi się pić, że szok. Przynieście coś do picia – jęknęła, czując jakby język przykleił się jej do podniebienia. - I coś na ból głowy – dodała, chowając twarz w dłoniach, ponownie zamykając oczy.
-Czemu ja jestem na podłodze? - zapytał nagle najmłodszy syn Weasleyów.
-Widocznie zleciałeś w nocy z łóżka. To cud, że się wszyscy na nim zmieściliśmy- wyjaśnił Dudley, poprawiając się wygodnie.
-Dzień dobry. Na zajęcia już trzeba? - zapytał nieobecnie Potter, podnosząc delikatnie powieki. - Merlinie, nie jest dobry. Czuje się jakby mnie ktoś walcem przejechał. Nie pije już nigdy więcej – mruknął, ziewając potężnie.
-Już to widzę - skomentował Tom, który leżał w samych nogach, przykryty kocem po samą głowę.
-Ale przynajmniej pamiętam wszystko. No ten Sylwester był zajebisty jednym słowem.
-Pamiętasz wszystko? - zapytała Grangerówna.
-Jasne.
-Mnie to nie dziwi. Zawsze miał najlepszą głowę do picia. O właśnie! Miałem pokazać ci listy z Grecji - przypomniał sobie Dursley, schodząc szybko z łóżka, przez co Anguis wylądował z łoskotem na podłodze.
-Auł - jęknął żałośnie chłopak.
-Wybacz - rzucił Dudley, podając listy Wybrańcowi, a następnie pomógł wstać poszkodowanemu.
-Piszą, że oczywiście brakuje im nas, ale mają nadzieję, że następne wakacje również spędzimy tam wszyscy razem - powiedział głośno Gryfon, przeglądając listy.
-Mi też ich brak. Choć ten Sylwester był podobny do naszych imprez - stwierdził Tom, rozcierając obolały bark.
-Dzieciaki - usłyszeli głos Pana Weasleya.
-To kiedyś trzeba powtórzyć - zaśmiał się Fred, a następnie wszyscy ledwo żywi zeszli na dół.

Dni świątecznej przerwy skończyły się nad wyraz szybko i po Nowym Roku przyszedł czas powrócić do Hogwartu. Będąc ponownie w dormitorium, Potter nie mógł jednak zasnąć. Na kolacji w Wielkiej Sali, Draco dziwnie na niego zerkał. Niestety nie mieli możliwości pogadać, gdy najedzony tłum uczniów wylał się na korytarze, zmierzając do swoich Pokoi Wspólnych.
-O, czym myślisz? - zapytał Tom.
-O tym, że jestem cholernie zmęczony i już chce zasnąć w twoich objęciach -skłamał gładko zapytany. Może jutro zapyta Malfoya o co chodzi.

Spokojne sny osób w zamku, zostały tej nocy brutalnie przerwane. Nie wiedząc jak i dlaczego, nagle zamkiem porządnie wstrząsnęło.
-Co się dzieje? - zapytał Harry, budząc się w objęciach Toma.
-Nie wiem. To.. - dalszą część jego wypowiedzi zagłuszył ogłuszający łomot, przez który mury zamku ponownie zadrgały, a kurz posypał się z kamiennych ścian.
-Ktoś atakuje Hogwart - zawołał zielonooki, czując, że adrenalina nagle zaczęła krążyć w jego żyłach. Czym prędzej zerwali się z łóżka, założyli swoje ciuchy, a następnie popędzili w stronę wyjścia z pokoju. Wybiegając z wieży, zobaczyli korytarze, które zapełniły się wystraszonymi uczniami, a przez okno ujrzeli jak niebo rozjaśnia się blaskiem masy rzuconych zaklęć, które zatrzymały się na barierze ochronnej, przez co ponownie rozległ się ogromny huk. Tym razem jednak nie minął, bowiem Hogwartczycy zaczęli krzyczeć z przerażenia oraz rozbiegać się we wszystkie strony.
-Tom! - wrzasnął Potter, gdy tłum ludzi rozdzielił go z ukochanym i pociągnął go w przeciwną stronę. Jego krzyk utonął jednak w hałasie, jak i widok Anguisa w ciemności korytarza, pogrążonego w nocy. Niebo jednak ponownie rozbłysło łuną rzuconych czarów. Dzięki nim ujrzał bladą twarz swojego chłopaka, który oczami przeszukiwał tłum pchających go ludzi. Hogwart ponownie zadygotał, a szyby niebezpiecznie zadrżały, jakby miały wylecieć ze swoich ram, po czym znów nastała ciemność.
-Spokój - rozległ się stanowczy głos samego dyrektora, a między tłumem zapanowała cisza. Następnie pochodnie zapłonęły jasnym ogniem, które oświetliły dokładnie całe pomieszczenie.
-Proszę w ciszy udać się do Wielkiej Sali - odezwał się ponownie Dumbledore, a Hogwartczycy ruszyli we wskazane miejsce.
-Potter - usłyszał, po czym czyjaś dłoń wciągnęła go do pustej sali obok.
-Kim jesteś - krzyknął Gryfon, nic nie widząc w ciemności klasy.
-To ja - syknął Malfoy, po czym z jego różdżki wydobył się snop światła.
-Draco! Co się dzieje? Voldemort napadł na Hogwart?
-To nie on. To Grindelwald...
-Co? Czemu on? - przerwał mu Złoty Chłopiec, będąc zbyt skołowanym.
-Nie mam pojęcia. Nie mniej jednak nie w tej sprawie cię tu sprowadziłem. Tom, to nie Tom. Nie wiem, kim on jest, ale żaden Thomas Anguis nie istnieje. Ciężko było to odkryć, bowiem miał niesamowicie dobrze podrobione papiery. Ale ja znam się na tym, bo ojciec uczył mnie o tym trochę - wyrzucił z siebie blondyn. Nie wiedział czy dobrze zrobił widząc twarz stojącego przed nim towarzysza. Stała się jeszcze bledsza niż dotychczas.
-Nie, Draco.. To nie może być prawda - rzucił zielonooki, czując jak w oczach zbierają się mu łzy. Kiedy kazał sprawdzić swojego chłopaka, miał nadzieję, że anonimami ktoś robi sobie z niego żarty.
-Wybacz. Byłeś z nim szczęśliwy i nie miałem prawa wam tego rujnować. Ale jak zamek został zaatakowany, wystraszyłem się, że dziś może ukazać ci swoją prawdziwą twarz. Nie wiemy kim jest i czy dla kogoś pracuje, dlatego musiałem cię ostrzec.
-Ja... dziękuję, że mi o tym powiedziałeś - rzucił Chłopiec - Który - Przeżył martwym, wypranym z emocji głosem. Świat mu się zawalił kompletnie i wszystko nagle straciło sens. Najgorsze było to, że Tom go okłamał i właśnie to najbardziej bolało. Czyżby wszystkie uczucia były ukartowane? Przecież poznał go jak nikt inny. Nawet w jego masce, którą zakładał, on widział wszystkie uczucia. Tylko on.
-Chodźmy stąd - odezwał się, Ślizgon otwierając drzwi klasy. W tym momencie do ich uszu dotarł wzmocniony magicznie głos:
-Wydajcie mi Harry'ego Pottera, a zaprzestaniemy oblężenia Hogwartu. Nie chcemy śmierci niewinnych dzieci. Zależy nam tylko na Potterze. Harry, jeśli to słyszysz, to wyjdź na zewnątrz. Nie chcesz chyba, by twoi znajomi ucierpieli. To nie w twoim stylu. Nie chcesz, by więcej osób oddawało za ciebie życie. Mogę ci spokojnie zagwarantować, że nie stanie ci się żadna krzywda. Poza tym Panna Brown bardzo się tu wyrywa. Jeśli nie przyjdziesz, będę zmuszony odebrać jej życie.
Wybraniec słuchał tego wszystkiego w jeszcze większym szoku. Czemu Grindelwald chce właśnie jego? To przez niego zaatakował dziś szkołę. Na dodatek ma Lavender.
-Potter, nie słuchaj. Ty chyba nie zamierzasz.. - zaczął blondyn, lecz nagle przerwał, widząc jak czarnowłosy chłopak puścił się biegiem. - Potter! - wrzasnął za pędzącym chłopakiem. Wybraniec nie miał jednak zamiaru się zatrzymać. Odda się dobrowolnie, by uratować Gryfonkę oraz wszystkich innych uczniów i nauczycieli.


W Wielkiej Sali uczniowie siedzieli wystraszeni przy swoich stołach, patrząc, co chwilę, kogo jeszcze brakuje. Tom również rozglądał się za Harrym i czekał, aż chłopak w końcu wejdzie przez wrota, których z dwóch stron pilnowali nauczyciele. Drzwi otworzyły się nagle, jednak przez nie wszedł zaróżowiony Draco Malfoy, a nie Złoty Chłopiec,
-Dyrektorze... Harry... on poszedł do Grindelwalda - wydyszał zmęczony od biegu.
-Poszedł po Lavender - załkała Parvati, przytulając się do swojej siostry.
-Minerwo, idę po pana Pottera.
-Idę z panem - odezwał się Tom, zrywając się z miejsca. Przecież Mroczny Pan nie mógł go ponownie dostać.
-My też - odezwali się Ron z Hermioną.
-Nie, nie mogę was zabrać. To zbyt ryzykowne.
-Ja idę za pańskim pozwoleniem czy też bez niego. Jeśli będziecie chcieli mnie zatrzymać, będę walczył, a to nieźle potrafię. Nie mniej jednak stracimy tylko niepotrzebnie czas -rzekł Anguis, który nie mógł już dłużej czekać.
-Dobrze, chodźcie - westchnął Albus i nim się obejrzał, Marvolo wybiegł z pomieszczenia.



Zimne powietrze uderzyło w twarz Harry'ego, gdy tylko wybiegł na błonia. Nieważne, że miał na sobie tylko piżamę.
-Grindelwald - zawołał głośno, widząc stojącą armię czarodziejów za osłonami zamku.
-Jesteś. Wiedziałem, że przyjdziesz - odezwał się nieznajomy, który jednak kogoś mu przypominał.
-To ty byłeś w Hogsmeade?
-Oczywiście. Przecież wiesz doskonale, Alex, że to byłem ja.
-Alex? O czym ty mówisz?
-Nie pamiętasz mnie? - zapytał zdziwiony mężczyzna.
-Skąd mam cię pamiętać? Siedziałeś w zamknięciu zanim się urodziłem. Nie znam cię i nie wiem czego ode mnie chcesz. Jestem Harry, a nie żaden Alex.
-Jesteś nim. To na pewno ty. Chodź ze mną, to wszystko ci opowiem.
-Przyszedłem, więc i pójdę z tobą, ale w pierwszej kolejności wypuść moją koleżankę.
-Podejdź bliżej. Panny Brown tu nie ma. Nie jestem tak bezduszny. Dziewczyna śpi spokojnie pod tym drzewem, niedaleko ciebie - powiedział, a zielonooki faktycznie ujrzał śpiącą Gryfonkę. - Nie mniej jednak nadal mogę ci wszystko wytłumaczyć. Mam też sporo informacji o twoim chłopaku. Tak, fałszywy Tom Anguis. Taki ktoś nie istnieje. Ja mogę ci wszystko powiedzieć. Wiem, że łakniesz tej wiedzy. Chodź, tylko jeszcze jeden krok.
-Harry! - zawołał Riddle.
-Tom? - zdziwił się Gryfon.
-Chodź do mnie, no chodź - syknął Gellert.
Nim jednak Potter zrobił krok w stronę nieznajomego, poczuł dłoń zaciskającą się na jego ramieniu, a następnie jakby został przepychany przez zbyt wąską rurę.
-Nie! - wrzasnął Grindelwald, widząc, że Marvolo teleportował się, zabierając ze sobą chłopaka. W tym czasie również Albus Dumbledore odkrył, kim tak naprawdę jest Thomas Anguis...



Harry był zbyt skołowany. Grindelwald napadł na Hogwart, żądając wydania właśnie jego osoby, przed tym chwilę wcześniej, dowiedział się od Malfoya, że żaden Thomas Anguis nie istnieje, a następnie jego chłopak złapał go i teleportował się z nim gdzieś. Na dodatek jeszcze będąc na terenie Hogwartu, co powinno być przecież niemożliwe!
-Kim ty jesteś? – rzucił, patrząc w turkusowe oczy chłopaka. Musiał dowiedzieć się prawdy.
-Harry, co ty...?
-Thomas ani Tom Anguis nie istnieje. Pytam więc, kim jesteś i co to za miejsce?
-Kazałeś mnie sprawdzić? - spytał cicho Marvolo, choć zabrzmiało to bardziej jak smutne stwierdzenie owego faktu.
-Musiałem. Jesteś poplecznikiem Voldemorta? Przyprowadziłeś mnie do niego, by mnie zabił?
-On nie chce cię zabić. Nie mógłby...
-Skąd wiesz? Wychodzi, że jesteś na jego usługach, a ja głupi ci zaufałem -warknął Potter.
-Harry...
-Kim jesteś? - wrzasnął czując zbierające się łzy.
- Chcesz wiedzieć? Dobrze, ja jestem Voldemortem.

Harry Potter Azyl CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz