50; Lód nie kojarzył mi się już z bólem

220 23 6
                                    

Harry

Powiew chłodnego wiatru muskający moje długie loki i dźwięk łyżew uderzających o tafle lodu, który teraz mnie uspokajał. To wszystko sprawiało, że ta chwila była magiczna. Ale nic nie równało się z moją splecioną dłonią razem z tą szatyna i to jak równocześnie przesuwaliśmy się po lodzie.

Lód nie kojarzył mi się już z bólem i strachem. Teraz kojarzyłem go z miłością i uśmiechem pięknego szatyna.

- Uważaj.- Zachichotałem kiedy szatyn potknął się i gdyby nie moja silna dłoń pewnie wylądowałby na lodzie.

- Nie śmiej się, nawet profesjonalista może się czasami potknąć.- Również zachichotał i ponownie ruszył.- Dziękuję Harry.

- Za co?- Spojrzałem na chłopaka.

- Za to, że się dla mnie przełamałeś...Pokonałeś swój strach.- Niebieskie oczy szatyna i moje w tym momencie zetknęły się ze sobą.

- Jest jeszcze jedna rzecz, której boję się bardziej niż tego wypadku.- Wyszeptałem, a szatyn Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.

- Czego Harry?

- Samotności i tego, że cię stracę.- Wziąłem głęboki oddech.- Teraz mam tylko ciebie i ja...Prędzej wejdę na lód i powtórzę ten wypadek niż pozwolę byś odszedł.

- Harry ja...- Nie dokończył, bo Gwałtownie wbił się w moje usta. Objąłem policzek szatyna przymykając oczy. Czułem delikatny dotyk jego ust i to jak oboje wzajemnie muskamy swoje wargi. Tkwiliśmy tak przez dłuższy czas aż w końcu nie oderwalismy się od siebie

- Nigdy nie będziesz już sam Harry, obiecuje.- Szatyn mocno Wtulił się w moje ciało.

- Ja...Dziękuję.- Nie pewnie objąłem go ramionami i otulilem swoim ciepłem. Staliśmy tak w ciszy aż nie poczułem jak szatyn delikatnie dygocze w moich ramionach.- Może już wracajmy? Jesteś po przeziębieniu, czuję jak ci zimno.

- Harry?

- Hm?- Spojrzałem na chłopaka.

- Mam straszną ochotę na kakao, ciepłe kakao takie z kawiarni.- Uśmiechnął się delikatnie.

- Czasami jesteś taki uroczy.- Zachichotałem cicho.

- A potem będę mógł znowu przyjść do ciebie?- Błagalnie Spojrzał mi w oczy, a jak ja mogłem mu nie odmówić?

- Oczywiście Lou, zawsze możesz do mnie przyjść.

***

Oboje zasiedliśmy przy jednym ze stolików. Zbliżały się święta, więc kawiarnia o tej porze wyglądała klimatycznie. Wszędzie były lampki i ozdoby. Wybraliśmy nasze ulubione miejsce przy oknie, a potem oboje złożyliśmy swoje zamówienie. Szatyn oczywiście Wziął największy kubek kakao natomiast ja uraczyłem się pyszną kawą z cynamonem.

- To jest takie dobre.- Wymruczał i oderwał się od swojego kubka, a ja zachichotałem widząc kakaowe wąsy, które mu się zrobiły.

- Oh Lou.- Rozczuliłem się na ten widok.

- Tu jest tak pięknie kiedy nadchodzą święta i wiesz co? Jeszcze święta i w końcu zawody, mam nadzieję, że uda nam się zaliczyć jeszcze parę treningów.- Odparł, a ja spoważniałem. Musiałem z nim porozmawiać.

- Louis ja...Musimy porozmawiać.- Wziąłem głęboki oddech.- Nie chciałem odciągnąć się od zawodów, bo nie jesteś gotowy...Obojerzałem nagranie z mojego występu i coś zobaczyłem...To nie był wypadek Louis, ktoś pracował przy moich łyżwach i spowodował mój wypadek, nie możesz wystąpić Louis, to zbyt niebezpieczne.- Spojrzałem w oczy szatyna.

Modliłem się w duchy by dał się przekonać.

teach me | larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz