Początki Bywają Trudne

1.2K 96 127
                                    

Z tego rozdziału jestem wyjątkowo niezadowolona, wyszedł jakiś niechlujny i niespójny. Chciałam poinformować, że do końca zostało jakoś 10 rozdziałów.
***
Następnego dnia wstałam skoro świt. Ubrałam ciepłe, robocze ubrania, nałożyłam puchową kurtkę, czapkę i szalik. Do miseczki wsypałam karmę  i powolnym krokiem udałam się w stronę Winiarni.

Po drodze kupiłam sobie kilka drożdżówek na śniadanie i na czas pracy. Przemierzałam spokojnie zimowe uliczki, okazjonalne kopiąc w małe kamyki. W końcu po jakiś 20 minutach doszłam do celu.
***
(ważne!!! Ogólnie stwierdziłam, że Winiarnia będzie znajdować się dosłownie kawałek za murami Mondstad, nie będzie aż taka duża i zostanie połączona z czymś w rodzaju restauracji)
****
Winiarnia została zbudowana z starej, białej cegły, a gdzie nie gdzie ściany porastał gęsty bluszcz. Czerwona dachówka odbijająca zimowe promienie kontrastowała z kolorem przybytku. Całość dopełniały drewniane okna, tarasy i kolumny. Budynek otaczały zielone choinki i jakieś drzewa liściaste. Za nimi znajdowało się duże pole z winoroślami. Do drzwi prowadziła malutka, kamienna ścieżka.

Wzięłam głęboki oddech, po czym zapukałam do drzwi. Po chwili usłyszałam kroki, a drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Moim oczom ukazała się kobieta po trzydziestce. Miała mysie włosy, duże, brązowe oczy, a jej twarz zdobił miły uśmiech.

- Pani to pewnie Lumine? Nowa sprzątaczka? - spytała bez zbędnych uprzejmości. Zmierzyła mnie badawczym spojrzeniem, a jej oblicze rozjaśnił uśmiech.

- Tak, to ja, miło mi panią poznać.

- Ależ jaka ze mnie pani, mów mi Karen. - przytaknęłam jej, a następnie dałam się poprowadzić w głąb budynku.

Poprowadziła mnie drewnianymi schodami na drugie piętro. Z zdziwieniem zauważyłam, że oprócz dwóch sal i "roboczej części" budynku, znajdowało się tam dużo drzwi. Posłałam Karen pytające spojrzenie.

- Oprócz restauracji i Winiarni znajduje się tutaj także mały hotel. - wyjaśniła ciągle pnąc się po schodach. Swoją drogą zastanawiałam się, czy one się kiedyś skończą? W końcu znalazłyśmy się pod dużymi drzwiami. Znajdowała się na nich tabliczka z oznaczeniem, że jest to gabinet Diluca. - Tylko proszę o nie denerwować panicza, ostatnio jest dziwnie spięty. - spięty? Myślałam, że on  zawsze wygląda na takiego gbura.

- Panicz? - spytałam z delikatnym zdziwieniem, a resztę słów, które cisnęły mi się na język postanowiłam zachować dla siebie.

- Och tak, pan Diluc pochodzi z rodziny szlacheckiej, która od początku istnienia Mondstad zapisała się w historii miasta, jako hojna i niesamowicie pomocna grupa ludzi. Poza tym robili najlepsze wino. - zachichotała, a ja zrozumiałam skąd ta królewska postawa młodego mężczyzny.

- Rozumiem.- powiedziałam, a następnie wzięłam głęboki oddech w celu uspokojenia się. Kobieta posłała mi pokrzepiający uśmiech i zeszła powoli na dół. Podniosłam drżącą rękę i zapukałam powoli w drzwi. Nic, cisza. Zapukałam kolejny raz i znowu zostałam bez odpowiedzi. Westchnęłam zirytowana i pociągnęłam za klamkę. Drzwi ustąpiły, a ja powoli i ostrożnie wsunęłam się do środka.

Pokój był dość duży. Ściany były w kolorze jasnej i delikatnej czerwieni, a na ciemnej podłodze znajdował się czerwony dywan. Na przeciw wejścia stało duże, dębowe biurko, na którym w równym stosie leżały papiery. Za nim umieszczony został czarny, skórzany fotel. Po prawej stronie znajdowały się duże regały z całą masą książek tych starych, jak i tych najnowszych. Podeszłam do nich i przejechałam ręką po ich grzbietach.

- Nie nauczyli cię pukać? - spytał Diluc wchodząc do pomieszczenia przez drzwi balkonowe, których przedtem nie zauważyłam. W ręce trzymał filiżankę z jakąś parującą cieczą. Oczy miał lekko podkrążone, a twarz bardziej bladą niż zwykle. Rzucił mi nieprzyjemne spojrzenie i usiadł w fotelu, następnie wskazał  ręką na krzesło stojące przy biurku.

Świąteczne Mondstadt (Genshin Impact) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz