Czerwone Goździki I Białe Margaretki

994 85 218
                                    

Mam nadzieję, że nie będzie Wam przeszkadzał wątek, który zamierzam wprowadzić, (nie napiszę jaki, bo bez spoljerów) ale jeśli zorientujecie sie o co mi chodzi i będziecie mieć  jakieś obiekcje, to mogę go nie rozwijać. Chociaż nie ukrywam, myślę, że z nim będzie ciekawiej.

Dzisiejszy rozdział jest trochę krótszy niż zwykle. (podziękujmy cudownej szkole, która mnie wykańcza) i jest trochę nudniejszy, bardziej przejsciowy.

Kolejna sprawa jest taka, że niedługo prawdopodobne pojawi się zapowiedź nowego opowiadania.

***

Dzisiejszy grudniowy poranek był wyjątkowy zimny. Porwisty, mroźny wiatr szarpał moimi blond kosmykami na wszystkie strony. Stęknęłam i włożyłam lodowate dłonie do kieszeni płaszcza. Zhongli się spóźniał, co było do niego nie podobne. Westchnęłam ciężko i pociągnęłam nosem. Jeśli znowu się rozchoruję, to osobiście go zamorduję.

Zaczęłam przechadzać się po placu, z niepokojem spoglądając co jakiś czas na duży zegar. Zaczęłam szczękać zębami i tupać nerwowo zamarzniętymi stopami. Wypuściłam oddech, który prawie natychmiast zmienił  się w parę. Zachichotałam cicho, przypominając sobie, że jako dziecko udawałam w ten sposób palenie papierosów.

- Przepraszam, że musiałaś tyle czekać. - odezwał się znajomy, miękki głos. Odwróciłam się w jego kierunku i posłałam mu nienawistne spojrzenie.

Zhongli prezentował się jak zwykle nienagannie. Czarny, idealnie dopasowany i skrojony płaszcz pasował kolorystycznie do spodni. Długie włosy spięte w elegancki kucyk opadały na proste plecy. Złote oczy błyszczały, a na gładkiej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Och, Zhongli zdecydowanie zaliczał się do grona osób przystojnych. Zauważyłam, że jedną rękę trzyma za plecami, a przez jego oblicze przebiegła jakaś dziwna niezręczność.

- Jeśli chcesz prosić o kasę, to idź do Childe. - powiedziałam stanowczo, a ten spojrzał na mnie zaskoczony. Podrapał się wolną dłonią po karku i nieśmiało zaczął wyciągać przed siebie drugą dłoń. Nie potrafiłam rozczytać wyrazu jego twarzy. Zmrużyłam lekko oczy, gdy zauważyłam, że trzyma bukiet czerwonych goździków. Skakałam spojrzeniem to na niego, to na rośliny, ale nie potrafiłam zrozumiec. - Co?

- Kwiaty. Dla ciebie. - powiedział i wręczył mi bukiet. Spojrzałam na niego zaskoczona, ale niepewnie przyjęłam niespodziewany prezent. Zaciągnęłam się  przyjemnym zapachem czerwonych kwiatów i westchnęłam z lubością.

- Dziękuję, są piękne. - powiedziałam i posłałam mu nieśmiały uśmiech, który odwzajemnił. - Z jakiej to okazji?

-A czy musi by jakaś okazja, by wręczyć przyjaciółce bukiet? - odpowiedział mi pytaniem. Prychnęłam cicho i pociągnęłam go za rękaw płaszcza, by poszedł za mną. Nie Chiałam żeby kwiaty zmarzły, więc skierowaliśmy się w miejsce mojego tymczasowego zamieszkania.

Przed oczami mignęła mi ruda smuga. Spojrzałam w jej kierunku i odruchowo zatrzymałam się, gdy zauważyłam Childe. Chłopak trzymał w drżących dłoniach bukiet białych margaretek. Zhongli stanął obok mnie i spojrzał na niego z jakimś dziwnym, nieodgadnionym spojrzeniem. 

Niebieskooki zatrzymał jakąś dziewczynę i z delikatnym rumienieńcem na twarzy wręczył jej bukiet. Swoją drogą ciekawe co oni mają z tymi kwiatami. Dziewczyna poczerwieniała, dygnęła i odbiegła wesoło. Childe ledwo zauważalnie westchnął i ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Przerzuciłam spojrzenie na Zhongli, który marszczył brwi.

- Co to za dziewczyna? - spytałam zdziwiona i spróbowałam  ją wypatrzeć w tłumie ludzi, jednak zniknęła.

- Nie mam pojęcia. - parsknął cicho, a atmosfera delikatnie zgęstniała. Wzdyrgnęłam się. - Nie mówił, że kogoś ma. A niby był taki zajęty spotkaniami. - wzruszył ramionami, a jego szczęka delikatnie zacisnęła się. Westchnęłam i pociągnęłam go w kierunku domu.

Świąteczne Mondstadt (Genshin Impact) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz