▪ 3 ▪

2.1K 219 136
                                    

Gdy tylko zdołała otrząsnąć się z tego dziwnego, słodko-gorzkiego amoku, który wciąż majaczył na koniuszku języka, mrowił tuż pod skórą, rozlewając się wzdłuż naczyń krwionośnych, przeniosła wzrok na stojącą nieopodal resztę. Satoru górował nad trójką uczniów, zawzięcie coś tłumacząc, co tylko podkreślały jego pełne pasji i zaangażowania gesty; zerknęła tuż dalej, skacząc z postaci na postać. Czarnowłosy chłopak, Megumi, nieustannie się w nią wpatrywał, jakby zupełnie nie był tego świadomy, trwając w analitycznym zawieszeniu. Jego szczupła, wciąż dziecięca twarz wyrażała szczere zaskoczenie, a na powierzchni kobaltowych tęczówek tańczył niezmącony podziw. Hana w momencie poczuła, jak gdzieś pod mostkiem, zaczynając od lewego płuca i serca, rozlewa się nieopisana fala ciepła, przenikająca dalej wraz z limfą, wypełniając ją tą przyjemną, dawno zapomnianą, dumą i samozadowoleniem.

Zerknęła na kolejną twarz; Nobara, dosyć drobna szatynka, która zazwyczaj miała wypisane bezczelne znudzenie w swoim chłodnym spojrzeniu, tym razem delikatnie rozchyliła różane wargi, a zaróżowione policzki i błyszczące oczy zdradziły jej nieukrywaną fascynację. Przeskakiwała wzrokiem raz na Satoru, raz na nią, ciężko oddychając, jakby wciąż obserwowała ich pojedynek. Hana uśmiechnęła się pod nosem; co by nie mówić o tym białowłosym imbecylu, odwalił kawał dobrej roboty. Wykonała kilka kroków, zbliżając się do oddalonej grupki, jednocześnie obserwując ostatnią osobę – jeśli pozostała dwójka wyrażała jakąś adorację, ten absolutnie zakręcony dzieciak, praktycznie tonął w niemym zachwycie. Nieustannie się na nią gapił, z uśmiechem tak ogromnym, aż bolesnym, a Kato miała wrażenie, że gdyby tylko miał ogon, zacząłby nim merdać niczym śmigłem od helikoptera. Nie mogła zaprzeczyć, to było cholernie urocze.

Ten kretyn zawsze miał szczęście do ludzi.

Gdy była wystarczająco blisko, posłała im szeroki, szczery uśmiech, chcąc wyrazić tę radość, która przyjemnie rozpaliła jej trzewia, odbijając się echem zapomnianego ciepła. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem odczuwała ten rodzaj dumy; zazwyczaj wszystkie starania i komplementy przyjmowała z dystansem, kwaśnym grymasem, mamrocząc o masie pracy i kawale drogi, który dzielił ją od perfekcji. Jednak w tym jednym momencie, wszystko było inaczej – podziw, bijący z tęczówek tych szczerych dzieciaków, był tak realny, aż namacalny, a Hana tonęła w przypływie niekontrolowanej fali.

— Jakieś uwagi? Komentarze albo pytania? — rzuciła rozbawionym tonem, spoglądając z ciekawością najpierw na, stojącego najbliżej niej, Megumiego, by przenieść wzrok na szatynkę, która kilkukrotnie rozchylała wargi, by coś z siebie wydusić, jednak bezskutecznie. Kato westchnęła, a następnie zwinnym ruchem zsunęła czarną gumkę, pozwalając, by hebanowe włosy bezwładnie opadły na ramiona; otoczyły jej twarz lekko zakręconymi pasmami, faliście spływając na obojczyki, aż wreszcie zostały porwane przez kolejny podmuch chłodnego wiatru.

— Po prostu wow — wyrzuciła z siebie wreszcie Nobara, a Satoru parsknął cicho śmiechem, po czym momentalnie chrząknął, przykładając dłoń do ust i próbując zamaskować swoje rozbawienie. Uciekł wzrokiem gdzieś w dal, jednak na wargach wciąż błąkał się uśmieszek, który był idealnym połączeniem dumy i tej wewnętrznej chęci przekomarzania się. Kato już chciała się odezwać, jednak w tym samym momencie usłyszała nieznany, przychrypnięty głos.

— Dobra jest ta mała, chętnie bym z nią zawalczył.

A potem dostrzegła ten zaskakujący, niespodziewany ewenement; na policzku Itadoriego pojawiły się dodatkowe usta, bezczelnie szczerząc kły w upiornym uśmiechu. Zapewne gdyby była przeciętnym człowiekiem, krzyknęłaby z przerażenia, może zamarła niczym słup soli, nie wiedząc, co czynić, aczkolwiek lata, które spędziła na walkach z klątwami, przyzwyczaiły ją do niejednego dziwactwa.

TROUBLE IS... ━ gojō × OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz