▪ 7 ▪

1.5K 154 160
                                    

Chłodna, chropowata faktura barierki. Podmuchy czerwieniące policzki, tańczące pośród hebanowych pukli. Toksyczny dym drapiący gardło, papieros wsunięty między spierzchnięte wargi. I on, ze swoim przeszywającym, lazurowym spojrzeniem.

Wielokrotnie wracała myślami do tego felernego wieczora. Odgrywała go w głowie niczym ulubiony film, analizowała wydarzenia zamknięte w negatywie wspomnień, rozkładała na czynniki pierwsze, zadając zatrważającą masę pytań, niezmiennie pozostających bez odpowiedzi. Odbijających się nieprzyjemnym echem w głowie, rezonujących między skroniami, piętrzących się w uwierające stosy. Bo choć sama wielokrotnie dywagowała nad tym, co jej strzeliło do tego pustego łba, nie potrafiła znaleźć żadnego sensownego wyjaśnienia.

Czasami myślała, że to wina alkoholu; że to musiał być wpływ tych przeklętych procentów, cholernego etanolu w postaci kolorowych drinków, mącącego jasność umysłu, odbierającego rozsądek i wszelaką poczytalność. Bywały momenty, że zrzucała to na karb zmęczenia, nadmiaru emocji, towarzyszących podczas pierwszego spotkania, rozpoczęcia absolutnie nowego rozdziału w życiu. Bo wtedy wszystko było tak nieznane i nieodkryte, tak upajające tajemnicą, ekscytacją, a jednocześnie zaglądające wprost do serca, potęgując uczucie niepokoju.

Jednak pośród tego całego rozgardiaszu, gdzieś w samym środku pandemonium emocji i myśli, Hana miała to obrzydliwe, upokarzające przeczucie, że źródłem galimatiasu, komedii pomyłek i dramatu w trzech aktach było coś zupełnie innego. Może to jego lazurowe oczy, spoglądające na nią z niemą admiracją, może otwartość i bezpośredniość w gestach i słowach.

A może ta absolutnie rozbrajająca szczerość, z jaką wyznał swoją sympatię. Ta miękkość, łagodząca rysy twarzy, odbijająca się na tafli tęczówek, otaczająca brunetkę aurą ciepła, o której już dawno zapomniała. Której mogła nawet nie poznać, trwając w fiksacji, by dążyć do doskonałości, by nieść na ramionach obowiązki klanu, by stać się ich dumą.

Zimny powiew zahaczył o rozgrzane policzki, bezwładnie lawirował wokół czarnych kosmyków, a spomiędzy jej spierzchniętych, zaczerwienionych od nerwowego gryzienia warg, uciekło długie westchnienie bezsilności. Kato Hana, po tylu latach, po tylu bezsennych nocach spędzonych na rozmyślaniu, wciąż nie wiedziała. Nie potrafiła znaleźć jednoznacznej, trafnej odpowiedzi, zdefiniować uczucia, które podrażniło jej receptory, zmusiło mięśnie do ruchu, przejęło kontrolę nad całym ciałem i umysłem, a następnie złączyło ich wargi w pocałunku. Wiedziała tylko jedno; choć wstydziła się to przyznać, choć wielokrotnie przysięgała na każdą świętość, że był to największy błąd w życiu, nie mogła zaprzeczyć, że cholernie jej się podobało. Jego miękkie usta, smakujące mentolem i winogronowym sokiem, gęste włosy splątane między palcami, drażniące powieki, łaskoczące policzki. Podobał jej się cały, od pierwszego spojrzenia. Jednak było coś, co ceniła bardziej niż nietrwałe zauroczenia skryte w przyspieszonym biciu serca, tymczasowe frenezje ulotne niczym jesienna mgła – dla brunetki liczył się tylko klan. I ten przeklęty, czasem uwierający obowiązek, ciążący na ramionach, motywujący ją do pracy, nieludzkiego wysiłku każdego kolejnego dnia. Nie miała czasu, a tym bardziej głowy do zadurzeń, niedorzecznych romansów, miłosnych rozterek wysysających tak ogromne pokłady energii, mącących w sercu i w umyśle; tak przynajmniej chciała sobie wmawiać, powtarzać niczym mantrę, aczkolwiek usilne starania spaliły na panewce, a cała reszta wyszła jak wyszła.

Westchnęła ciężko, gasząc niedopałek papierosa na porcelanowym talerzyku, będącym marnym substytutem popielniczki, a następnie wykonała kilka zamaszystych ruchów ręką, by nieprzyjemny zapach choć w niewielkim stopniu opuścił pomieszczenie, dyfundując wraz z pozostałymi cząsteczkami powietrza na zewnątrz. Przymknęła okno, raz jeszcze próbując zamaskować woń nikotyny i gdy tylko odwróciła głowę, dostrzegła oskarżycielskie spojrzenie kobaltowych, kocich tęczówek. Yuki prychnął niezadowolony, z pogardliwą miną ugniatając puchatą poduszkę, leżącą w fotelu, a Hana mimowolnie przewróciła oczami. Ten sierściuch naprawdę był niemożliwy. Upierdliwy do kwadratu, podobnie jak... Nie odezwała się jednak słowem, posyłając samej sobie mentalny policzek i bezwładnie opadając na łóżko, z cichą modlitwą na koniuszku języka, by jakkolwiek przespać tę noc.

TROUBLE IS... ━ gojō × OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz