2.20

1K 85 85
                                    

Dorota

Ostatnio zachowanie wszystkich, ale to absolutnie wszystkich było bardzo dziwne. Na czele z Andrzejem, który ostatnio albo mnie unikał, albo leciał gdzieś, ciągle czymś zajęty. Rozmawiał przyciszonym głosem z Zuzką, po szkole chodził gdzieś z Weroniką, widziałam jak pisze z Jagodą. Na lekcjach wymieniał się jakimiś karteczkami z Mileną i to wszystko było tak dziwne, że nawet jak na moje standardy aż zastanawiające. Chłopaki częściowo wydawali się być wtajemniczeni w dziwne zabiegi Andrzeja, a częściowo wyglądali, jakby byli na podobnym poziomie zadziwienia co ja.

Jakie było moje zdziwienie, kiedy w nowym roku po paru dniach chodzenia do szkoły, mój chłopak podszedł do mnie, kiedy stałam przy szafce. Zerknęłam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie.

— Co tam? — zapytałam, wrzucając do szafki książki.

— Idziemy w sobotę na spacer — oznajmił, a ja uniosłam brwi do góry.

— Okej? — Spojrzałam na niego zdziwiona. — A gdzie?

Chłopak wytrzeszczył oczy, a potem wziął oddech.

— Zobaczysz — odparł na wydechu i odszedł ode mnie. Spojrzałam za nim, zdziwiona, a on podszedł do Zuzi i Wery, które stały na końcu korytarza. Zuzia posłała mi uśmiech, obróciła się i chwyciła Andrzeja pod ramię, a ja w tym momencie już poważnie się przestraszyłam, że dzieje się coś złego. Albo niepokojącego.

Ze zniecierpliwieniem wyczekiwałam tej soboty, bo byłam bardzo ciekawa, co on wymyślił. I czemu zaangażowane są wszystkie moje przyjaciółki i połowa moich przyjaciół.

Andrzej kazał mi być w centrum po południu i najpierw zabrał mnie na spacer po calutkim centrum. Kupił mi grzańca i paplał głupoty, a ja patrzyłam na niego w coraz większym szoku, bo wydawał się być serio zdenerwowany.

— No, więc w ten właśnie sposób Zuzia mówi, że można zrobić aperol — wyrzucił z siebie na wydechu, kończąc kolejną bezsensowną historię. Weszliśmy właśnie na rynek i obchodziliśmy lodowisko. Chłopak już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale ja zatrzymałam się i zapalałam go za rękę.

— Poczekaj — poprosiłam, a chłopak zatrzymał się przede mną i podrapał po głowie. — Andrzej, co się dzieje? Strasznie dziwnie się zachowujesz.

Chłopak wziął oddech.

— Ale co ma się dziać?! — wykrzyknął, a ja uniosłam brwi do góry.

— Andrzej, zachowujesz się bardzo, ale to bardzo dziwnie — powiedziałam. Chłopak przygryzł usta, a potem przełknął ślinę.

— Chodźmy — rzucił z prośbą w oczach. Pokiwałam niepewnie głową. Ruszyliśmy znów przed siebie. Teraz chłopak zamilkł, a ja miałam coraz gorsze przeczucia. Dotarliśmy w ciszy pod multimedialne fontanny i zatrzymaliśmy się obok nich.

— Andrzej, bo ja się zaczynam martwić — przyznałam i stanęłam przed nim. — Czy ty... Czy ty chcesz mi powiedzieć o jakimś wyjeździe na studia za granicę?

Chłopak uniósł wysoko brwi do góry.

— Co? Nie!

Złapałam się za głowę.

— Boże... A może ty jesteś chory?!

— Nie! Boże, nie! — Chłopak wyglądał na bardzo zagubionego w całej sytuacji. Zakryłam usta dłonią, a w moich oczach pojawiły się łzy.

— Chcesz ze mną zerwać?

— Co? — Andrzej spojrzał na mnie w całkowitym szoku. — Co ty gadasz?! Nie!

— To o co chodzi?! — krzyknęłam, a on wziął głęboki oddech i złapał mnie za rękę.

— Chodźmy — poprosił znów. Pokręciłam głową.

— Nigdzie nie pójdę, dopóki mi nie powiesz o co chodzi!

Chłopak wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie błagalnie.

— Proszę, zaufaj mi i chodź ze mną.

W końcu dałam się ubłagać. Pojechaliśmy autobusem na Powiśle i chłopak zaciągnął mnie do jakiejś kamienicy.

— Dobrze, wcześniej byłam wystraszona, ale teraz jestem przerażona — oznajmiłam, kiedy chłopak wspinał się po schodach, a ja szłam za nim. Nic nie odpowiedział, tylko wspinał się coraz wyżej i wyżej. W końcu dotarliśmy na ostatnie piętro, w chłopak popchnął jedne drzwi.

Okazało się, że znaleźliśmy się na dachu tego budynku. Nad nami było zawieszone mnóstwo światełek, na powietrzu powiewały balony z helem, a na samym środku leżał koc z poduszkami i kocami. Zamarłam, patrząc na to wszystko. Chłopak złapał mnie delikatnie za rękę i zaprowadził na koc.

— Nie chciałem cię wystraszyć — zaczął i stanął przede mną. — Ja po prostu... Strasznie się stresuję — przyznał. — Bo nie wiem jak zareagujesz, a ja jestem pewny, że chcę to zrobić...

Chłopak wziął głęboki oddech i klęknął przede mną na jedno kolano. Zakryłam usta dłońmi i patrzyłam na niego w szoku, jak wyjmuje z kurtki małe pudełeczko.

— Dorcia, jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało — oznajmił, a ja poczułam, jak w moich oczach gromadzą się łzy. — I kocham cię bardzo i bardzo chcę, żebyśmy byli już zawsze razem. I wiem, że jesteśmy jeszcze bardzo młodzi i musisz wiedzieć, że z niczym nie musimy się spieszyć, ale może... Może za jakiś czas... — Otworzył pudełeczko, ukazując piękny pierścionek, który był w środku. — Chciałabyś zostać moją żoną?

Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na chłopka. Po moim policzku płynęła łza. Pokiwałam głową.

— Tak, Andrzej, tak, chciałabym — wyrzuciłam z siebie. Chłopak zaśmiał się i wsunął mi na palec pierścionek. Wstał i chwycił mnie w ramiona, a ja złapałam jego twarz w dłonie i pocałowałam go.

— O tak! — usłyszałam. Obróciłam głowę i zauważyłam, że na dach wpada Zuzia, Wera, Jagoda, Milena, Kaja i chłopaki. Zuzia i Weronika przytuliły mnie mocno, wyrywając mnie z ramion mojego... Mój Boże, narzeczonego.

— Wy wiedziałyście — powiedziałam z niedowierzaniem, a Zuzia parsknęła śmiechem.

— Oczywiście, że wiedziałyśmy! — wykrzyknęła.

— Ja własnoręcznie rozkładałam ten koc — odparła z dumą Milena.

— My z Werą biegałyśmy przez pół miasta po balony — oznajmiła  Zuzia. Chłopki klepali po plecach Andrzeja. Kiedy się odsunęli, Zuzia i Weronika wpadły na niego i objęły go, a mnie w tym czasie przytulił Tadeusz. Potem w ramiona chwycił mnie Michał, a ja śmiałam się i odbierałam gratulacje.

— Będziemy mieć młodą parę! — zawołał Michał. W końcu znów zostałam wepchnięta w ramiona Andrzeja.

— Pocałujcie się! — zawołał ktoś. Wspięłam się na palce i złożyłam na ustach chłopaka długi pocałunek, a on przysunął mnie blisko siebie. Wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować. Uśmiechnęłam się i odsunęłam od Andrzeja, a on oparł swoje czoło o moje czoło i uśmiechnął się szeroko.

— No to napijmy się za to! — krzyknął Michał i wyciągnął znikąd flaszkę wódki. Siedliśmy wszyscy na kocu. Okazało się, że chłopaki wytrzasnęli więcej niż jedną wódkę, a także szampana, którego najpierw rozlali do papierowych kubeczków. Dziewczyny z zachwytem oglądały mój pierścionek, a ja siedziałam oparta o Andrzeja i uśmiechałam się od ucha do ucha.

Byłam niesamowicie szczęśliwa i czułam, że podjęłam tego dnia najlepszą decyzję mojego życia.

W bawełnianych sweterkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz