2.32

1K 92 25
                                    

Dzień zakończenia roku szkolnego był niesamowicie smutny. Nie podejrzewałam, że dam radę tak łatwo przywiązać się do tych ludzi w ciągu dwóch lat. Ale teraz, kiedy stałam pod tą szkołą i patrzyłam na nią, nie mogłam uwierzyć, że ją kończę. Że już więcej nie będę stała na korytarzu, że zabrałam wszystkie rzeczy z szafki, że nie siądę z Tadeuszem w ławce, nie wyjdziemy na papierosa za szkołę, nie pójdziemy po szkole do Nero.

— Hej, kochanie.

Obróciłam głowę i uśmiechnęłam się do Tadeusza, który stanął koło mnie.

— Cześć — odpowiedziałam.

— Gotowa? — zapytał. Wzruszyłam ramionami.

— Nie jestem pewna.

Chłopak uśmiechał się lekko i chwycił mnie za rękę.

— Też nie jestem pewny, czy jestem na to gotowy, ale chyba musimy to zrobić.

Ścisnęłam mocniej jego dłoń i splotłam nasze palce.

— To chodźmy — powiedziałam.

Weszliśmy razem do budynku szkoły. Nasi przyjaciele stali już wszyscy w małym kołku i obrócili się, kiedy do nich podeszliśmy. Uśmiechnęli się, a ja pomyślałam, jak bardzo będzie mi ich brakować tak codziennie, nie tylko tak, że widzimy się raz na jakiś czas.

— Chodźmy, zaraz się zaczyna — powiedział Michał i całą grupą ruszyliśmy na salę. My usiedliśmy w dwóch rzędach, a Zuzia poszła do przodu, bo miała przecież przemawiać.

Wszystko zaczął dyrektor i było już tak całkowicie oficjalnie. Siedziałam i patrzyłam na niego, a on mówił, jaki jest przekonany, że będziemy w przyszłości wspaniałymi ludźmi i świetnie zdamy maturę. Michał i Krzysiek tylko parsknęli śmiechem, a Kaja kopnęła Michała w piszczel.

— A teraz proszę o parę słów zeszłoroczną przewodniczącą prezydium samorządu uczniowskiego, zaangażowaną w życie szkoły, dobrą uczennicę — powiedział dyrektor i spojrzał na naszą przyjaciółkę. — Zuzia, zapraszam.

Zuzia wstała i wśród oklasków i naszych okrzyków, podeszła do mikrofonu. Dyrektor uścisnął jej dłoń, a ona uśmiechnęła się i stanęła przed mikrofonem, który zaraz jej obniżono.

— Dziękuję, panie dyrektorze. — Uśmiechnęła się. — Witam jeszcze raz szanowne grono pedagogiczne, dyrekcję, nauczycieli, wychowawców. Jeszcze raz cześć do wszystkich moich szkolnych koleżanek i kolegów. Dzisiaj ważny dzień. — Spojrzała po nas. — Dzisiaj dzień, w którym kończymy naszą dwunastoletnią edukację. Nareszcie, nie? — Zaśmiała się, a i po sali przeszedł lekki śmiech. — Z dniem dzisiejszym otrzymujemy świadectwa dojrzałości, a zaraz będziemy pisać egzamin dojrzałości. To nieźle brzmi, nie uważacie? Dojrzałości... — Dziewczyna przygryzła na moment usta. — Przed nami jest dorosłość. Taka pełną parą. I to jest odpowiedni moment na podziękowania. Podziękowania dla nauczycieli. Za to, że mimo wszystko, uczyli nas. I w jakimś stopniu wychowywali i kształtowali. Podziękowania dla naszych rodziców, za wszystko co dla nas robili. I robią. I będą robić. Ale przede wszystkim to jest czas na podziękowania dla nas. Dla nas za to ile włożyliśmy trudu w naukę. Za to, jak się dla tej nauki poświęcaliśmy. I dla naszych koleżanek, kolegów i przyjaciół. Jestem przekonana, że te przyjaźnie, które tu nawiązaliśmy, zostaną z nami na zawsze. Że miłość, która się narodziła w progach tej szkoły, zostanie z nami na zawsze. Że będziemy pamiętać tylko te dobre chwile. Uśmiech naszych przyjaciół. Zapach perfum ukochanej osoby. Rozmowy przy szafkach. Mecze i emocje, które temu towarzyszyły. Płacz i złe chwile odejdą w zapomnienie, a my będziemy żyć tymi dobrymi wspomnieniami. I pamiętać cudowne chwile, które tu przeżyliśmy. Cóż, nie będę już przedłużać, bo sama jestem uczennicą i wiem jak to jest na tych zakończeniach — zaśmiała się. — Powodzenia. Na maturze i w życiu. I jeszcze raz, wielkie dzięki.

Zeszła ze sceny wśród oklasków, a ja zorientowałam się, że po twarzy płynęły mi łzy. Wytarłam je i uśmiechnęłam się szeroko.

Potem wręczali nam świadectwa, dyplomy i wyróżnienia, a zaraz potem rozeszliśmy się do klas. Tam znów były podziękowania, rozmowy i ostatni raz, zasiadanie w ławkach.

Rozejrzałam się po moich przyjaciołach. Wera i Jagoda trzymały się za ręce pod ławką i uśmiechały do siebie, chociaż w ich oczach widziałam wzruszenie. Michał miał rękę z tyłu, na krześle Kai i bawił się jej włosami. Dziewczyna zerkała na niego z miłością w oczach. Krzysiek i Zuzia siedzieli obok siebie i nie dotykali się. Dziewczyna wycierała łzy z twarzy, a on szeptał jej raz na jakiś czas na ucho coś, przez co uśmiechała się, albo parskała śmiechem. Za nami Dora i Andrzej trzymali się za ręce i pierwszy raz byli serio poważni. Dziewczyna miała łzy w oczach, a on mocno trzymał ją za rękę, żeby dać jej wsparcie.

Mnie też Tadeusz trzymał za rękę. Zerknęłam na niego, a on uśmiechnął się szeroko i mrugnął do mnie jednym okiem. Zagryzłam wargę i złapałam mocniej jego dłoń.

Po wszystkim, po podziękowaniach dla wychowawczyni i po rozdaniu ostatnich rzeczy, wyszliśmy wszyscy z klasy. Zatrzymaliśmy się na korytarzu.

I wtedy Zuzia się rozpłakała. Wszystkie ją od razu przytuliłyśmy, same też zaczynając płakać. Chłopaki rozmawiali obok, poklepują się po plecach. Potem, kiedy my puściliśmy Zuzię, mnie objął Tadeusz, Dorotę Andrzej, a Kaję Michał. Jagoda i Wera wzięły pomiędzy siebie Zuzię i objęły ją ramionami.

— Idziemy na schodki? — zapytała Zuzia, a wszyscy przytaknęli.

To była wyjątkowa droga na schodki. Szliśmy pomału, rozkoszując się każdą chwilą i każdym krokiem. Tadeusz obejmował mnie ramieniem i przytulał do siebie. Śmiałam się, patrząc na niego i na wszystkich naszych przyjaciół. Wera i Jagoda szły i paliły papierosy, jak zresztą zawsze. Michał droczył się z Kają, żeby za chwilę objąć ją mocno i przytulić. Dorota popychała Andrzeja, wskakiwała mu na plecy, a on niósł ją i podrzucał do góry. Zuzia szła obok Krzysia i opowiadała mu coś. Paliła, a drugą rękę miała złożoną na piersi. Chłopak uśmiechał się do niej.

Po drodze zaszliśmy do sklepu i kupiliśmy trochę alkoholu. Nie dużo, symbolicznie, ale tyle, że picie go miało chwilę potrwać. Potem dotarliśmy na schodki i usiedliśmy obok siebie, z wódką w dłoniach.

— To ja proponuję toast — powiedziała Zuzia, wstając z setką w ręku. — Toast za nas, za maturę i za naszą przyjaźń. Żebyśmy zawsze wiedzieli, że mamy siebie nawzajem.

— Za nas! — podchwycił Michał.

— Za nas! — zawołaliśmy chórem. Setki na chwilę unieśliśmy w górę, a potem wypiliśmy je. Znaczy, Michał i Zuzia wyzerowali, a reszta wypiła po trochu.

Uśmiechnęliśmy się do siebie. Spojrzałam na Tadeusza i pocałowałam go w policzek.

Chciałam, żebyśmy już zawsze się przyjaźnili i, tak jak mówiła Zuzia, zawsze wiedzieli, że mamy siebie nawzajem.

W bawełnianych sweterkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz