2.28

1K 82 30
                                    

Marzec powoli zbliżał się ku końcowi. Najczęściej teraz rozmawialiśmy już o maturze. I o studiach. Trochę mnie to przerażało. I w sumie nie wiem czego się bałam najbardziej.

Chyba wizja samego egzaminu nie była aż tak stresująca jak konsekwencje, które to za sobą pociągało. Przecież, w gruncie rzeczy, od tego jak napiszemy maturę, miało zależeć nasze całe życie. Teoretycznie. Wyniki tego egzaminu miały wpływ na nasze studia, na to gdzie się dostaniemy i czy będziemy mogli robić w przyszłości to, co chcemy.

Ale chyba bardziej jeszcze stresujący był fakt, że zaraz miała zaczynać się dla nas dorosłość. Taka prawdziwa dorosłość. To była pora na pierwszą wyprowadzkę z domu, może i w większości do tego samego miasta, ale zawsze z domu, od rodziców. Od mamy, zawsze gotowej dać ciepły obiad i od taty, który pomagał w lekcjach i uśmiechał się, kiedy dostało się piątkę.

Czekało nas dostanie się na studia, a same procedury rekrutacji, mnie osobiście, przerażały. Wszyscy powtarzali mi, że to nic takiego, ale przecież jeśli coś bym zrobiła źle, mogłam się na te studia zwyczajnie nie dostać.

No i zostawało jeszcze rozstanie z przyjaciółmi. Miałam świadomość, że wszyscy chcieli zostać w Warszawie, przynajmniej na start. Ale to wciąż miał być koniec codziennych spotkań w szkole, zatrzymywania się przy szafkach, rozmów i uśmiechów. Chyba musiało być ciężko, ale z wiarą, że jeszcze będzie dobrze.

Stałam przy szafce i patrzyłam na korytarz, próbując zakodować sobie w głowie to, jak on wygląda, bo miałam świadomość, że już niedługo nie będzie mi dane oglądać go na codzień.

— Cześć, skarbie — usłyszałam obok siebie. Przeniosłam wzrok na Tadeusza, który stał obok mnie i uśmiechnęłam się niepewnie.

— Cześć — powiedziałam.

— Co ty taka przygaszona?

Przygryzłam usta.

— Tadeusz, ja nie chcę kończyć liceum — przyznałam, a on zaśmiał się cicho.

— Czemu? Studia zapowiadają się super — oznajmił, a ja zamrugałam, żeby odgonić łzy.

— Nie będziemy się już codziennie spotykać, Tadeusz, ja tak nie chcę — wyszeptałam i objęłam chłopaka. On przyciągnął mnie do siebie mocno i pogładził po plecach.

— Przecież możemy się spotykać poza uczelnią, uspokój się — powiedział, a ja pokręciłam głową.

— Idziemy na różne wydziały, jeśli się dostaniemy tam gdzie chcemy, i nie wiemy jak będziemy mieć zajęcia i...

— Ej — przerwał mi. Uniósł moją brodę do góry i uśmiechnął się delikatnie. — Przecież to nic między nami nie zmieni.

Pokręciłam głową. Spojrzałam mu w oczy.

— Ja po prostu chcę móc cię codziennie widzieć.

Chłopak uśmiechnął się, a potem uniósł wysoko brwi.

— To zamieszkamy razem — rzucił nagle. Zamarłam, patrząc na niego.

— Co?

— No, zamieszkajmy razem. I tak potrzebujemy się wyprowadzić od rodziców. Jesteśmy razem ponad rok. Chyba możemy ze sobą zamieszkać, nie uważasz?

Przygryzłam wargę, a potem uśmiechnęłam się delikatnie.

— W sumie... W sumie to całkiem niezły pomysł.

Chłopak chwycił moją twarz w dłonie.

— Ja też tak uważam. I przygotujemy się do dalszego wspólnego życia.

W bawełnianych sweterkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz