ღThey say that we're out of control and some say we're sinnersღ

382 22 7
                                    

Rzucił małym kamykiem w okno domu, w ogrodzie którego stał. Był w nim mile widziany, to prawda, ale i tak o wczesnej godzinie porannej wolał unikać dziwacznych rozmów z, na wpół obudzonymi, domownikami. Dlatego, gdy nie otrzymał odzewu chwycił do ręki kolejny kamyk wybrany z pobliskiej rabatki i ponownie rzucił w okno powodując tym samym cichy stukot. Jego dom był dosłownie za żywopłotem, a korzystając z tego, że w pewnym momencie gęstego żywopłotu stworzonego z iglaków była niewielka dziura, gdzie drzewka były zasadzone znacznie rzadziej, obydwaj prawie zawsze tak przychodzili jeden do drugiego. Ich rodzice znali się ze studiów i byli dobrymi przyjaciółmi, więc żaden z rodziców nie miał nic przeciwko bardzo dziwnym zwyczajom nastolatków.

Po raz trzeci miotnął kamyczkiem w okno o kilka miesięcy młodszego chłopaka marszcząc nos zirytowany.

— Tae! — zawołał najciszej jak tylko umiał jednak licząc na to, że za chwilę ujrzy jasne włosy Kima. Nic takiego nie nastąpiło, ale okno otworzyło się, a 17-letni Jeon cicho jak mysz polna podstawił pod ścianę domu drabinę następnie wchodząc do pokoju chłopaka przez okno czyli tak jak mieli w zwyczaju. Tak, mieli dziwne zwyczaje. — No ile można Cię budzić, huh?

— Nie zrzędź — odezwał się z łazienki, którą dzielił tylko ze sobą samym. — Nie mówiłeś wczoraj, że przyjdziesz aż o 5.

— A czego się spodziewałeś skoro mówiłem o wschodzie słońca?— zakpił.

— Nie brałem pod uwagę tego, że możesz mówić poważnie — burknął wychodząc z łazienki odziany w szarą bluzę na zamek i czarne dresy. — No co się patrzysz?

— Tak chcesz iść? — zapytał mierząc jego ubiór od góry do dołu oceniającym wzrokiem.

— A co?

— Wiesz, jak to mówią ładnemu we wszystkim ładnie, jednak przypominam Ci, że potem idziemy do szkoły — odpowiedział przyciągając go do siebie po czym subtelnie musnął jego usta w motylim pocałunku. Kim jęknął tylko niezadowolony i wydął usta wyglądając przy tym jak kaczka.

— Nie chcę tam iść...

— Wiem, ale musimy, bo i tak mamy dużo nieobecności przez nasze wagary.

Nasze? To ty namawiasz mnie do takich rzeczy.

— A bo ty się bardzo opierasz — zaśmiał się cicho Jeongguk jeżdżąc ciekawskimi łapkami po talii Taehyunga.

— Nie umiem Ci odmawiać. I ty to wiesz! — wskazał na niego palcem patrząc na niego oskarżająco. — I wykorzystujesz to.

— Kiedy świat daje Ci cytryny, zrób lemoniadę, prawda?

— Głupi jesteś

— Ja Ciebie też kocham.

— Chodź — przebrał się szybko w mundurek szkolny po czym złapał go za dłoń i powoli otworzył drzwi. Następnie spojrzał na niego przez ramię. — Tylko cicho, bo obudzimy rodziców.

— A co to pierwszy raz przyłapali by nas na wymykaniu się wcześnie rano tylko po to, żeby obejrzeć razem wschód słońca?- dźgnął go palcem między żebra przez co tamten odskoczył tylko.

— Narazie nie przyłapali nas na trzymaniu się za ręce i tego się trzymajmy — szepnął po czym powolnym krokiem wykradli się głównym wejściem. Tam oboje odetchnęli z ulgą, że wszystko poszło zgodnie z planem.

Szli cały czas trzymając się za ręce. Rozmawiali o różnych głupotkach na przykład o tym która część ich ukochanej gry Uncharted powinna być zekranizowana co jak oboje wiedzieli było nierealne, ponieważ... No bądźmy szczerzy, na świecie chyba było mało osób, które chciałyby obejrzeć ekranizację gry na PlayStation.

ღLove me in the Moonlightღ  kth&jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz