Stoczyłam bitwę z tym rozdziałem, ale voila! Liczę na komentarze, jestem nawet w stanie o nie błagać, bo dzięki nim mam motywacje! Chciałabym poznać waszą opinię na temat wyjścia Aleca, na temat porwania Magnusa i tego czy rozdział w ogóle wam się spodobał!
Dziękuję za wszystko i za 6 tysięcy wyświetleń! Jesteście wspaniali! <333
To przyszło nagle. Jak kubeł zimnej wody. Jak lawina. Jak tsunami. Jak sztorm. Zdezorientowanie. Ciemny kościół i on. On niemający pojęcia, gdzie jest. Siedział na podłodze przed ołtarzem i starał się zrozumieć, jak w ogóle się tu dostał. Gdzieś w głębi walczył o jedno spojrzenie w stronę kawałka szkła, który znajdował się w jego dłoni, ale natura Alexandra z tej rzeczywistości przejęła kontrolę.
Wstał powoli na chwiejnych nogach, jak nowo narodzone źrebię. Starał się utrzymać równowagę, ale grawitacja popchnęła go na zakurzony ołtarz. Oparł się o niego rękoma i zaparł. Dłonie pokrył brud, a on z całych sił próbował się wyprostować. Czuł, jakby dopiero się narodził. Jakby na nowo uczył się, jak używa się nóg. Użył całej swojej siły w rękach i odepchnął od ołtarza. Poleciał do tyłu, potknął się o kilka schodków i opadł na zimną podłogę. Całe jego ubranie było zakurzone, a on czuł dziwne wyobcowanie.
"Magnus"
Dopiero, co z nim rozmawiał. Dopiero, co dostał od niego zapewnienie, a Czarownika znowu nie było. Gdyby mógł tylko spojrzeć na kawałek szkła. Zdobyłby siłę. Odzyskał kontrolę. Za to jednak dalej leżał na ziemi, a odłamek wbił mu się w wewnętrzną część dłoni, brocząc kafle. Oddychał niespokojnie, a w środku niego toczyła się prawdziwa wojna. Głos Aleca z jego właściwego wszechświata, kłócił się z tym, który pochodził stamtąd. Alexander błagał o tylko jedno spojrzenie.
- Halo? Jest tu ktoś? - Alec rozpoznał głos. - Chłopcze? To ty? - w następnej chwili człowiek z parku pochylał się nad nim i obserwował jego bladą twarz. Jego spojrzenie zjechało na ranną dłoń. - Coś ci się stało?
- C-co, co pan tu robi? - Alexander z tej rzeczywistości pamiętał jak przez mgłę twarz starca. Pamiętał jego uśmiech i dziwne spojrzenie.
- Widziałem, jak tutaj wchodzisz...
- Nie... To niemożliwe. - zebrał całą siłę i oddalił się od starca. - Widziałem pana w parku. To kilka kilometrów stąd. - odpychał się do tyłu, a mężczyzna dalej stał w tym samym miejscu.
Alec pluł sobie w brodę, że wcześniej nie zauważył. Rozbiegane spojrzenie, trzęsące się dłonie i głowa, która, co chwilę podrygiwała. Był opętany.
Krzyczał uwięziony w środku. Krzyczał o to głupie spojrzenie w szkło. Wtedy miałby jakieś szanse z tym starym szaleńcem!
- Co ty opowiadasz, głupi? Widziałem cię, jak wchodzisz tutaj do kościoła. To miejsce zamknięte, jakbyś nie zauważył. Zakaz wchodzenia. - Alexander zacisnął mocniej rękę na kawałku szkła, razem z krokiem nieznajomego, który niebezpiecznie się do niego zbliżył. Słyszał ten krzyk w sobie. Ale bał mu się poddać. Wcześniej to zrobił i pamiętał tylko urywki z tego, co się działo. - Pomóc ci? - starzec spojrzał na krew na posadzce i uśmiechnął się w dziwny sposób. Jego dziurki w nosie rozszerzyły się szeroko, a on zaciągnął się metalicznym zapachem.
- Nie trzeba.
Alexander był przerażony. Musiał uciec. Musiał uciec przed tym psychopatą i przed tym, który krzyczał w jego wnętrzu.
- Ależ nalegam. - starzec poruszył się z nienaturalną prędkością, dopadając do jego zdrowej ręki.
Chwycił ją w żelaznym uścisku i podniósł Aleca, jakby waga nastolatka, mierzącego prawie metr dziewięćdziesiąt, nie robiła na nim żadnego wrażenia. Ścisnął boleśnie jego kończynę, a gardło Aleca opuścił krzyk. Przez chwilę drugi Alexander przejął kontrolę nad jego ciałem. Jazgot się wzmógł. Pamiętał to uczucie. Było niemal tak samo, jak wtedy, kiedy Lilith, wtedy nie znał jeszcze jej imienia, parzyła mu skórę w łazience w Instytucie. Swąd spalenizny dotarł do jego nozdrzy, ale starzec wcale nie zamierzał przestać. Jego oczy zmieniły kolor na czerwone. Alec poznawał je i od razu skojarzył z bestią, która goniła go podczas jednego ze snów. To była ona.
CZYTASZ
I found | malec
FanfictionNocni Łowcy zakochują się raz na całe życie. Jednak mimo tego, ich emocje nie mogą przysłonić zdrowego rozsądku. A prawo i prace stawiają wyżej niż własną rodzinę. W Nowojorskim Instytucie mieszka pewien młodzieniec, który znalazł miłość. Gdzieś, g...